– Przeproszę, ciociu… – szepcze Piotrek i widzę, jaki jest jeszcze strasznie mały i dziecinny.
– I obiecaj, że już nigdy się tak głupio nie zachowasz.
– Obiecują… – szemrze, a ja wychodzę i zostawiam go samego.
– Mamooo!
Tosia wchodzi do kuchni, gdzie lepię chyba setny pieróg ruski. Nie robię tak dobrych jak Moja Mama, ale zdecydowanie chcę mieć z głowy obiady na następne trzy dni. A poza tym jednak gotowanie uspokaja.
– Słucham – mówię, bo cóż tu innego można powiedzieć własnemu dziecku.
– Ty nie bądź taka okrutna dla Piotrka, bo on nie miał wyjścia.
– Słucham? – Teraz odwracam się w kierunku Tosi i mąką posypuję podłogę. – Czy ja dobrze słyszę?
– No tak. Bo wiesz, Kamil przyniósł tę koszulkę do szkoły. I zapytał, kto się odważy założyć. Podpuścił Piotrka tylko dlatego, że rozmowie przysłuchiwały się dziewczyny z klasy.
– I co z tego?
To, że Agatka również słyszała.
– I co z tego? – Sto drugi. Jeszcze z pięćdziesiąt i będę. mogła odpocząć.
No to Piotrek musiał.
Tosia, zmiłuj się nade mną! Nic nie musiał.
Bo ty nigdy nie byłaś prawie dwunastoletnim chłopcem, mamo! – mówi z pretensją Tosia i właściwie ta prawda mnie olśniewa. Nie byłam i nie będę, mogę dodać śmiało. – A Agatka się z nim na jutro umówiła po szkole.
– Jaka Agatka? – pytam, bo mi się kręci w głowie od tego wszystkiego.
– No ta, w której się Piotrek kocha, nie rozumiesz? Więc nie bądź dla niego za surowa.
Powoli dociera do mnie prawda. Mój siostrzeniec jest zakochany i wymaga specjalnej troski. Ale ja też jestem zakochana, a nie zauważyłam, żeby ktoś się z tego powodu nade mną pochylił.
Wieczorem jemy pierogi w zupełnej zgodzie. Na kolację załapała się Ula, która wykorzystała moment, że nie siedzę przy komputerze, tylko podaję pierogi jak prawdziwa ciocia. Ula zawsze wywącha pierogi.
– Ciociu – odzywa się Piotrek, który odzyskał głos – jakbyś wylosowała kogoś do dania mu prezentu i byś się chciała zamienić, to co byś zrobiła?
– Nie mówi się do dania, tylko żeby mu dać – poprawiam natychmiast i zalewa mnie fala wstydu. Biedne dziecko prosi o radę, a ja mu tu wyjeżdżam z poprawkami języka. A przecież dziecko na telewizorze się uczy, to jak ma mówić? – Zamieniłabym się.
No bo Piotrek wylosował Artura – rzuca Tosia.
Tosia, podaj pomidory – mówię do Tosi.
– Nie jedz pomidorka, bo był używany przez muszki – mówi Tosia. – Nie możesz się zamienić z kimś, kto ma Agatę?
– Ja chcę pomidora. Nie mogę. Bo Agatę wylosowała Lusia, a Lusia nie lubi Artura.
To zamień się z kim innym na Artura, a potem tego innego z Lusia.
Chciałem. Ale chłopaki się chcą wymienić tylko na Andrzeja. Jakbym miał Andrzeja, to mógłbym poprosić Tomka, żeby wziął Artura, bo Tomek ma Ewę, a Ewa przyjaźni się z Aśką. I wtedy Aśka, którą wylosowała Karinę, mogłaby ewentualnie się zamienić na Ewę, a ja bym zamienił Karinę z Lucyną, bo Lucyna ma Baśkę i jej nie lubi. Jakbym miał Baśkę, to Lusia by się zamieniła na Agatę, bo się przyjaźni z Baśką.
Jak wiesz, co masz zrobić, to czemu tego nie robisz? – zakręciło mi siew głowie od imion.
Bo Ewa nie przyszła dziś do szkoły, jest chora.
To co ja mam zrobić?
– Może będzie jutro – podpowiedziała Ula.
– A jak jej jutro nie będzie? – jęknął Piotrek.
– To kupisz prezent Arturowi. Czy to ma jakieś znaczenie? Przecież lubisz Artura.
– No tak, ale ja nie wiedziałem, że Ewy nie będzie i wczoraj zamieniłem Artura na Andrzeja. A Andrzej nie chciał, żebym ja go miał. Powiedział, żebym się walił. Nie chcę zostać z Andrzejem!
Nie powiedziałam „jak się wyrażasz”. Rozumiałam go. Ja też parę razy w życiu nie chciałam zostać z jakimś nieprzyjemnym mężczyzną. Ale moje możliwości rozumienia nastoletniego chłopca były mocno nadwerężone.
– Tosia ci pomoże – powiedziałam przewrotnie i zajęłam się sprzątaniem ze stołu.
Ula dzielnie mi zaczęła sekundować. Tosia z Piotrkiem zostali w pokoju, udzielając sobie rad na temat mikołajek, a myśmy poszły do kuchni. Zrobiłam pyszną herbatę, umyłam talerze i zapaliłam małą lampkę na stole. Nareszcie poczułam się jak w domu. Z pokoju doleciał mnie głos spikera:
– Nierozgrzany Piecyk wbiega na boisko! Gdyby był Adam… Siedzieliby sobie wszyscy troje przed jakimś meczem, a my byśmy sobie siedziały w kuchni. Zupełnie jak teraz. Tylko że Adama nie ma i wtedy to nasze siedzenie w kuchni już nie jest takie smakowite.
Kiedy urodziny Tosi? – pyta Ula, a mnie się robi głupio, bo przecież Tosia chciała samą rodzinę i chociaż Ula jest jak rodzina, to jednak rodziną nie jest.
– Dwunastego grudnia – mówię spokojnie, biorę głęboki oddech. – Ale postanowiłyśmy zaprosić tylko rodzinę, nie gniewasz się?
A skądże – mówi Ula – bardzo rozsądnie. – Isia zażyczyła sobie wynajęcia klubu. Chce obejść osiem nastkę hucznie, ale za to bez rodziny – wzdycha. – To już ty masz lepiej. I taniej – dodaje po chwili.
– Ciociu, a gdybym Andrzeja zamienił na Jurka, i wtedy Ola zostałaby z… – Piotrek wchodzi do kuchni, nie bacząc na to, że rozmawiam z Ula o rzeczach ważnych.
– Piotrek, zlituj się – jęczę – zrób jak chcesz.
Czy ty się kochasz w Agatce? – pyta Ula i widzę, że Piotrek robi się czerwony.
Ja? – prycha jak Zaraz, nie przymierzając – ja???
No to dlaczego chcesz koniecznie mieć wylosowaną Agatkę? – pyta trzeźwo Ula.
– Bo mam prezent dla niej – warczy Piotrek. – Bo mi Tosia dała. Tylko dlatego. Nie lubię głupich dziewczyn. I wtedy bym oszczędził na prezencie, o to tylko chodzi! A nie mam prezentu dla Andrzeja, poza tym on jest głupi!
Piotrek wychodzi i zamyka za sobą drzwi. Patrzę na Ule, ale nie mogę mieć pretensji. Przecież ona ma córki.
– Zakochany – mówię cicho – ale nie wolno o tym głośno mówić.
– Dlaczego? – pyta Ula. – Przecież wtedy można coś doradzić, pogadać… I skąd wiesz?
Pogadać i doradzić można dziewczynce. Chłopcy mają inaczej zbudowany mózg. Jak są wściekli albo nieszczęśliwie zakochani w starszym wieku, napadają na ościenne państwa, ot co. I Ula o tym nie wie?
– Nic nie można zrobić – szepczę. – Wczoraj zużył cały mój puder, ten, który kupiła mi Agnieszka w strefie wolnocłowej i który oszczędzałam, jak się okazuje, całkiem niepotrzebnie. Wiesz po co? Żeby nie było widać trądziku! A on przecież nie ma trądziku! Dezodorantem tak jedzie w łazience, że najpierw muszę wietrzyć, a dopiero potem się kąpać. To są objawy zakochania, prawda? A ty tak prosto z mostu, trochę delikatności, Ula!
Ale Ula szybko zmienia temat:
To prawda, że na urodzinach Tosi będzie Eksio?
Tak – potwierdzam i czuję się w obowiązku do dać: – Tosia bardzo chciała, to przecież jej ojciec, dobrze, że nam się jako tako ułożyły stosunki i możemy już na siebie patrzeć, prawda?
Nie pamiętasz, co on ci zrobił?
– Ech – machnęłam ręką – gdyby nie on, nigdy nie spotkałabym Adaśka, więc pewno lepiej się stało. Zresztą – dodaję konfidencjonalnie i nie bez pewnej satysfakcji – Jola się wyprowadziła. Eksio mówi, że po to się rozstali, żeby móc się przekonać, czy chcą być rzeczywiście razem. – Kręcę głową z niedowierzaniem. – Czy naprawdę kobiety zawsze się muszą nabierać na takie dyrdymały?
– Nie masz słodzika? – Ula odsuwa od siebie cukierniczkę. – Posłodziłabym sobie… Życie mi zawsze brzydnie w listopadzie…
– Ula! – cieszę się jak dziecko, bo mam jedyną w swoim rodzaju okazję, żeby powtórzyć jej to, czego mnie uczyła. – Listopad to najlepszy miesiąc w roku, ponieważ do następnego listopada mamy całe jedenaście miesięcy! A już od Wigilii dni są dłuższe – rozmarzam się – i za chwilę wiosna!
Ula wychodzi przed jedenastą. Spać, spać, spać. Niestety, łazienkę okupuje Tosia, czekam cierpliwie, potem nalewam sobie wody do wanny i dłuższą chwilę szukam mydła. Nie ma. Myję się szamponem przeciwłupieżowym Piotrusia. Jak miło odpocząć po całym dniu bieganiny! A potem widzę, że w polu widzenia nie ma żadnego ręcznika! Wściekła owijam siew szlafrok, Tosia siedzi w kuchni i rozmawia przez telefon.