Выбрать главу

– Tośka, dlaczego mi wzięłaś ręcznik?

– Poczekaj, Kuba… – mówi Tosia do słuchawki i zakrywa ręką telefon. – Czerwony?

– Zielony! Czerwony jest Piotrka! – Ale był tylko czerwony! Wzięłam czerwony, bo mój był żółty i nie było go! To znaczy, że Piotrek wziął twój!

– A gdzie jest jego?

Tosia wzrusza ramionami i wraca do rozmowy. Rozmowy telefoniczne o tej porze doprowadzają mnie do szału. Nie mogą sobie pogadać w dzień? Ale nie chcę się czepiać, ostatecznie Tosia jest dorosła.

Zostawiam mokre plamy na podłodze i sięgam do szafy. Codziennie jest ten sam problem. Piotrek nie jest w stanie zapamiętać, który ręcznik jest jego. Jak to dobrze, że już niedługo wracają jego rodzice, i to oni nie będą się mogli wycierać po kąpieli. Jeszcze tylko wypuścić psa, sprawdzić pocztę – nie ma listu od Adasia, wpuścić psa i spać, spać, spać.

Czar czterech kółek

Dlaczego nic nie napisał? Już trzeci dzień telekomunikacja łaskawie mnie łączy, a tu brak nowych wiadomości. W sobotę do niego zadzwonię. To właściwie dobrze, że być może jest wściekły, bo to by znaczyło, że mu bardzo zależało na naszym przyjeździe. Lepiej, żeby był wściekły dlatego, że mnie nie widzi, niż dlatego, że mnie widzi.

Jadę do redakcji, po pracy mam odebrać drukarkę z naprawy, potem wejdę na chwilę do Mojej Mamy. Piotrek będzie dzisiaj do wieczora u Arka, stamtąd go odbiorę. I znowu będę w domu dopiero w nocy. Czy ja na pewno chciałam mieszkać na wsi? Może mi się tylko wydawało?

U Mamy siedzę dwie godziny. Bardzo drży o Tosię i czy to dobrze, że Tosia zmieniła historię na biologię, bo przecież biologia jest trudna i jak ona nadrobi zaległości. Czy jeżdżę ostrożnie, bo teraz tylu wariatów na drogach? Żebym nie przekraczała sześćdziesięciu na godzinę. A jeśli wpadnie na mnie tir? Czy nie lepiej jednak, żebym jeździła kolejką. I czy uważam na nowy samochód Agnieszki i dlaczego oni są tak lekkomyślni, żeby pożyczać samochód. Nie głodujemy? Bo przecież jestem taka zapracowana, więc tu są gołąbki, bo Piotruś lubi, żeberka, boje lubisz, chociaż chyba ostatnio przytyłaś, kochanie, dynia marynowana, bo Tosia lubi, i pomidorowa w słoiku litrowym. Żebyśmy nie umarli z głodu. Bronię się resztkami sił przed wzięciem żółtego serka oraz bardzo dobrych parówek, które Moja Mama kupiła specjalnie.

Nie wiem, skąd w rodzicach moich przekonanie, że głodzę własne i cudze dzieci, przy jednoczesnym przekonaniu, że sama jestem spasiona. Ale potem sobie przypominam, że to jest przecież sposób dbania o mnie i jestem wzruszona, zanosząc te wypchane torby plastikowe do samochodu.

Stoję w korkach, to najmniej przyjemna strona mieszkania na wsi. Pod nowym wiaduktem nie mieszczą się samochody ciężarowe i jak zwykle robią się korki. A gdyby wybudować na wszystkich drogach dojazdowych wiadukty, pod którymi nie mieściłyby się nie tylko samochody ciężarowe, ale również osobowe? Jakże przyjemnie jeździłoby się po pustym mieście… W porę sobie jednak przypominam, że jako osoba mieszkająca poza miastem nigdy bym tam nie wjechała. Odbieram od Arka naburmuszonego Piotrka, wracamy do domu. Jest ciemno i zimno.

Bramy nie można otworzyć, bo zamarzła. Zostawiam samochód przed bramą, wypakowujemy zakupy i zapasy Mojej Mamy. Piotrek na widok Tosi wypogadza się, wydaje mi się, że Tosia jest dla niego alfą i omegą w jego sprawach miłosnych oraz trądziku, którego nie ma. Pewno zajrzała do mnie do komputera. Czy samochód może zostać przed bramą? Nie mam siły dzisiaj odmrażać kłódki.

Nie mógł.

Rano otwieram furtkę i biednym moim oczom przedstawia się okrutny widok. Samochód Grześków, nowy i drogi, stoi na cegłach. Wszystkie cztery koła diabli wzięli, a alarm ani myślał się włączyć. Wsadzam Piotrka w kolejkę i sama dzwonię na policję. Przyjeżdżają niebawem. Spisują protokół, coś podpisuję. Co mam teraz zrobić? Zgłosić do ubezpieczyciela. Wsiadam w kolejkę, klnąc, na czym świat stoi. Dlaczego żyję w kraju, w którym nie można zostawić spokojnie samochodu, w dodatku cudzego, przed domem? Nie przestanę się temu dziwić.

W wagonie na szczęście jest miejsce. Wciskam się obok dwóch młodych mężczyzn. Są pogrążeni w rozmowie. Za oknem biało, zaczyna się zima, i tak późna w tym roku.

– On jest terminator! – słyszę, chcąc nie chcąc, fragment rozmowy.

No, przynajmniej tym razem trafiam na kulturalnych ludzi rozmawiających o filmach, choć może nie najwyższego lotu.

Jaki tam terminator! – Drugi mężczyzna nie ukrywa kpiny w głosie. – Ja sam słyszałem, jak powiedział, że w miesiąc będzie ją miał!

W miesiąc? – Pierwszy mężczyzna aż nachyla się do kolegi. – W miesiąc? W miesiąc, stary, to każdy ją może mieć. Jutro, pojutrze, to są terminy! Miesiąc!

Odwracam się do okna. Kolejka ma swoje dobre strony, na przykład rzadziej jej kradną koła. Ma również swoje złe strony – takie, że jeździ nią jeszcze ktoś oprócz mnie.

W mieście długo szukam ulicy, na której jest ubezpieczyciel. W końcu trafiam. Odczekuję swoje w kolejce. Wszystkim dzisiaj coś ukradli, mimo że jest pogodny mroźny ranek. Jak pech, to pech.

Chciałam zgłosić kradzież czterech kół w samochodzie.

Jak to się stało?

Wstałam rano i zobaczyłam, że samochód stoi na cegłach.

Czy pani przyjechała poszkodowanym samochodem?

Życie nie jest proste.

Ukradli mi koła! – mówię z pretensją.

A ja pytam, czy pani jest tu tym samochodem? – pani w okienku jest zasadnicza.

Nie, ponieważ ukradli mi koła.

– Przecież słyszę! – mówi pani.

Cały dzień spędzam na załatwianiu najpierw holowania, potem zdjęcia samochodu, potem zapłaty za koła, żeby było szybciej, i już. Co za szczęście, że mam tysiąc dolarów, za które miałam jechać do Niebieskiego. Wypraszam w serwisie, który zwymyślałam za brak świateł, szybką obsługę. Samochód będzie na czwartek. W środę mam jechać po rodzinę Nieletniego na lotnisko. Wracam do domu nieludzko zmęczona. Tosia patrzy na mnie i mówi:

– Nie martw się, powiedziałam tacie, że ukradli koła, a tata powiedział, że może po nich jechać albo że da ci samochód…

Wcale mnie to nie cieszy. Nie lubię być wdzięczna obcym ludziom. Tosia patrzy na mnie z radością.

Czy tata nie jest kochany?

Jest, oczywiście – mówię łagodnie, bo co biedne dziecko temu winne, że ukradli mi koła, i idę prosto do wanny.

Jeszcze tylko proszę Tosię, żeby dopilnowała Piotrka i weszła mi do outlooka sprawdzić, czy jest poczta.

Ale nie ma.

Wszystko jak zawsze sprzysięgło się przeciwko mnie.

Nie potrafisz nawet zabić karpia

Jednak Grzesiek i Agnieszka mimo wad rozlicznych mają dobry charakter. Grzesiek od razu zapytał, czy nie naprawić bramy, na koła machnął ręką – ubezpieczony był, zwrócą mi pieniądze, jak tylko im zwrócą pieniądze. Nieletni dostał od rodziców grę komputerową, ja dobre perfumy, obeszło się bez szczegółowego sprawozdania z tych dwóch tygodni u mnie.

– Mamy dla ciebie niespodziankę! – ogłosiła Honorata tuż po wyjeździe z lotniska.

Skóra mi cierpnie na samo słowo „niespodzianka”. Chciałabym, żeby moje życie upływało spokojnie i miło, bez żadnych niespodzianek.

– Ciocia Hania przyjeżdża na święta, więc robisz wigilię! Zatrzyma się u ciebie, bo my nie będziemy mieć miejsca! U nas przez święta będzie babcia i prababcia i rodzina taty z Olsztyna!

Mój charakter pozostawia wiele do życzenia. Zamiast podskoczyć do góry z radości, ścierpłam na dobre od stóp do głów. Nie przeniosę się do swojego pokoju. Będę już zawsze skazana na współżycie z telewizorem. Będę już zawsze niewyspana, a mój kręgosłup będzie wył po nocach z tęsknoty za własnym łóżkiem. Moje pisanie, mimo że pisarzem nie jestem, wymaga jednak skupienia, a ja mam ciągle nowe atrakcje.

Nie, nie zgadzam się! Nie zaprasza się nikogo do cudzego domu! Jak mogliście mi to zrobić? Jak mogliście nie porozumieć się ze mną, nie zapytać nawet? To jest absolutne naruszenie moich dóbr osobistych!