Выбрать главу

To właśnie jest ojczym! – powiedziała moja córka i poszła do siebie na górę dzwonić do Jakuba.

Ale nie ludzki, tylko lwi! – krzyknęłam za nią.

Właśnie nieludzki! – odkrzyknęła Tosia.

Jakie to szczęście, że mężczyźni nie biegają za nie swoimi genami, cały świat byłby pełen pędzących gdzieś facetów i ukrywających się kobiet z dziećmi. Podobno co dziesiąty ojciec dziecka nie jest biologicznym ojcem dziecka i nawet o tym nie wie. Tosi jest.

Niepewne jest tylko to, czy Eksio ma dobry wpływ na Tosię.

Ciocia Kombatantka przylatuje w piątek, przed przyjęciem urodzinowym. Agnieszka obiecała zrobić sałatkę z kurczaka, ananasa i brzoskwiń, ja zamówiłam tort, Moja Mama zrobi befsztyki (bo to sobie zamówiła Tosia), przyjadą razem z ojcem po południu w sobotę, Nieletni i Honorata obiecali przystroić mieszkanie, żeby było tak jak na amerykańskich filmach koniecznie, prawie jak przyjęcie – niespodzianka. Tosia zaprosiła Jakuba jako reprezentanta gości spoza rodziny, chciałam jej delikatnie napomknąć o Szymonie, ale powiedziała, że na pewno nie będzie się dobrze czuł z obcą rodziną. Szymon zresztą pojawił się we wtorek z kapustą w dłoni, ozdobną i małą paczuszką od Niebieskiego dla Tosi i małą paczuszką dla mnie na gwiazdkę, bo jakiś znajomy Adama właśnie wrócił ze Stanów.

Dlaczego Adam do mnie o tym nie napisał? Czy mam być zazdrosna, że to jego syn załatwia takie sprawy? Szymon zostawił paczuszki, samochód i wrócił kolejką.

Nie. Nie mogę być zazdrosna o dorosłego syna!

Więc nie jestem.

Postanawiam się cieszyć, że o nas pamiętał.

_ Od dzisiaj nie masz już dziecka w domu, tylko dorosłego człowieka – powiedziała Tosia rano, kiedy już ją wyściskałam i nie ukrywam, byłam bardzo wzruszona.

Ostatecznie nie codziennie ma się w domu stricte osiemnastoletnią córkę. Potem przyjechał Jakub, ma się zająć Tosią do wieczora, a ja zajęłam się przygotowaniami do przyjęcia. Ciocia spała w najlepsze, wsiadłam w samochód i pojechałam po zakupy. Czego potrzebuje Ciocia Kombatantka, która ma osiemdziesiąt lat. Na pewno herbaty, dobrej, angielskiej. Lipton? Życie na okrągło? Nie. Kupuję trzy puszki wykwintnej herbaty pachnącej, dużo małych kartoników mleczka, jakieś ciasteczka w puszce, maślane, bo przecież oni jeszcze ciasteczka wcinają do tej herbaty. I oczywiście czajniczek, bo ciocia będzie chciała na pewno porządnie parzoną. Wołowinę, bo tam się jada steki. A poza tym nie mam pojęcia o kuchni angielskiej. Gin piją, ale ciocia na pewno nie pije. Gin się przyda dla gości, po toaście. Prawdziwy szampan, a niech tam, skoro i tak oszczędzam, nie wyprawiając Tosinych urodzin w knajpie. Sery. Deska serów przed tortem, bardzo proszę. Zgarniam z półek jak leci, i tak nie mam pojęcia, jak to smakuje. Do serów wina i winogrona, a niech tam. Przy kasie omdlewam. Wsiadam w samochód i przypominani sobie, że ciocia na pewno będzie chciała grzanki z dżemem pomarańczowym angielskim, a tostera w domu nie ma. Jak również konfitur z pomarańczy. Toster kupuję po paru chwilach wahania. Czy tej mojej ciotce nie należy się toster? W końcu ma osiemdziesiąt lat i trzydzieści lat temu przywiozła mi bardzo ładną lalkę. Ona wyjedzie, a toster zostanie.

Kiedy wracam do domu, ciocia już jest na nogach.

Dlaczego wy nie macie jeszcze choinki?

Ciociu, przecież do świąt są jeszcze ponad dwa tygodnie!

W innych domach widzę!

Bo w innych domach święta trwają cały rok. W takich domach choinkę się likwiduje tuż przed świętami wielkanocnymi, a stawia w październiku.

– A gdyby tak na choince powiesić zajączki i jajeczka? – podchwytuje Tosia ze schodów.

_ A pod choinką postawić zniczyk – dodaję – to mielibyśmy kompleksowe obchodzenie wszystkich najważniejszych świąt, włącznie ze Świętem Zmarłych.

– No właśnie – mówi Tosia i znika, a ciocia kręci głową.

– U nas już dawno wszyscy wyjęli choinki i świętują. No, ale tu… Dżudi, darling, musisz wiedzieć, że na pewno nie będę wam przeszkadzać, mną się w ogóle nie przejmuj – informuje mnie ciocia i wyciąga ze swojej luksusowej walizki olbrzymie pudełko podłużne. – To dla Tosi, schowaj gdzieś.

Co to? – pytam nieostrożnie i niegrzecznie właściwie, bo to nie dla mnie.

Zobaczysz – uśmiecha się ciocia, wyjmuje drugie pudełko, znacznie mniejsze, i podaje mi. – A to dla ciebie!

Coś podobnego, toster! Najprawdziwszy angielski toster!

– Na pewno nie masz, Dżudi, a ja, muszę ci się przyznać, bardzo lubię grzaneczki.

Stoję z niepewną miną i zastanawiam się, czy jeśli natychmiast pobiegnę do sklepu, przyjmą z powrotem mój toster.

– I czajniczek! – uśmiecha się rubasznie Ciocia Kombatantka. – Wy tu przecież w ogóle nie umiecie parzyć herbaty!

Bardzo się cieszę. Toster będzie na gwiazdkę dla Mamy albo dla Ojca, jeszcze nie wiem. Czajniczek który kupiłam przed chwilą, dla Uli, na pewno się ucieszy. Jak to dobrze, że mam już niektóre prezenty na gwiazdkę!

Urodziny u rodziny

Nie spodziewałam się, że urodziny Tosi będą tak udane. Tosia kwiknęła z radości na widok wieży, Agnieszka z Grześkiem przytargali jej gramofon – prawdziwy stary, kupili na Portobello i targali aż z Anglii – już myślałam, że przebije wieżę, bo Tosia uwielbia starocie. Moja Mama zdjęła uroczyście pierścionek z granatami i wręczyła Tosi, a Mój Ojciec wsunął jej po cichu kopertę – żeby sobie kupiła co chce. A ciocia Hanka patrzyła z wyższością na nas, kiedy Tosia rozpakowała paczkę od niej. Trąbka!

– Bejbi – powiedziała ciocia Hanka z namaszczeniem – ta trąbka, po twoim świętej pamięci wuju, była w Kraju Nowosybirskim. I wróciła do ojczyzny – oczy cioci się zaszkliły, a Tosia ucałowała ciocię z niepewną miną.

Nieletni przywitał się ze mną wylewnie, w całym tym zamieszaniu pocałował mnie w policzek, co mu się nie zdarza, a Honorata zapytała, czy Tosia już teraz może sypiać z mężczyznami. Na szczęście Agnieszka na nią syknęła, więc ani Moja Mama, ani Mój Tata nie usłyszeli, co Tosia teraz może z mężczyznami.

Siedliśmy wszyscy do stołu i chociaż obawiałam się, że będzie sztywno ze względu na Eksia, okazało się, że sztywno wcale nie jest. Eksio z Grześkiem poszli do kuchni, na jednego i zaczęli wspominać dawne czasy. Studiowali przecież razem, o czym nie raczę pamiętać, albowiem mechanizm wypierania jest rzeczą bardzo pożyteczną. Nie wiem, jak Eksio będzie prowadził, ale nie jestem jego żoną i nie muszę się tym przejmować. Adam nigdy nie pił, jeśli jechał.

Szampan bluznął z hukiem, wznieśliśmy toast, Eksio wyciągnął z przedpokoju bukiet róż:

– Dla matki mojej córki, z okazji tak doniosłej rocznicy – i pocałował mnie w rękę i w policzek. Zrobiło mi się wcale przyjemnie.

Nie muszę dodawać, że nigdy przedtem nie dostałam od niego kwiatów, na żadne urodziny Tosi ani moje własne. No ale cóż, w procesie ewolucji wszyscy się zmieniamy. Nieźle go Jola podszkoliła. Mnie się nie udało. Weszłam do kuchni i wszystkie róże metodycznie zaczęłam przycinać.

Droga Czytelniczko,

żeby róże dłużej stały, końce obcinamy, a potem tłuczemy na miazgę. W niektórych starych poradach domowych jest jeszcze i taka, żeby wsadzić kwiaty od razu do wrzątku, ale przyznam się, że nie miałam odwagi spróbować. Najbezpieczniejszym sposobem wydaje mi się kupno w kwiaciarni specjalnego preparatu do róż.

– W dalszym ciągu odpowiada na listy – doszły mnie z pokoju słowa Mojego Ojca. – Wiesz, odpowiedzi z cyklu: „Nie, nie miałaś racji, żołnierze piechoty morskiej nie chodzą po morzu”.

Mój Ojciec zagłębił się w rozkosznej rozmowie ze swoim byłym zięciem. I wyśmiewają się ze mnie. No i dobrze. Rozdzielam kwiaty, nie zmieszczą mi się do wazonu. Dostałam osiemnaście róż, jak Tosia, to bardzo miłe. Nie słyszę nawet, kiedy dzwoni telefon. Dopiero uporczywy siódmy albo ósmy brzęczyk odrywa mnie od kwiatów:

– Tosia, odbierz! – krzyczę w stronę pokoju.

Za chwilę ze słuchawką podchodzi do mnie Tosia.

– To Adam.

Nie posiadam się z radości. Dwa kieliszki szampana znakomicie mi zrobiły i na dodatek dzwoni ukochany, któremu nie trzeba było przypominać, że są urodziny Tosi, i który chce ze mną rozmawiać.