Выбрать главу

Zaraz, zaraz, babcia mówiła, że nie wszystko stracone? Moja Mama?

Biorę słuchawkę do ręki.

– Mamo?

Tak, kochanie?

Czy ty kiedyś rozmawiałaś z Tosia na temat mnie i twojego byłego zięcia?

Milczenie po drugiej stronie.

– Tak. – Moja Mama waha się. – Ale nieobowiązująco.

– I co jej powiedziałaś?

– Nic. To znaczy prawie nic. To znaczy… no wiesz, kiedy Adam wyjechał i pojawiła się taka możliwość, żeby jednak, biorąc pod uwagę to, że dziecko potrzebuje ojca i jednak…

– Co jej powiedziałaś? – przerywam ostro, choć wcale tego nie chcę.

– Nie mów do mnie takim tonem, dziecko. – Moja Mama jest poruszona. – Zawsze chcieliśmy dla ciebie dobrze!

– Ja nie! – słyszę w tle podniesiony głos Mojego Ojca. – Mnie w to nie mieszaj!

– Jak możesz! – Moja Mama prowadzi teraz nie tylko rozmowę ze mną, ale również z Moim Ojcem. – Sam mówiłeś, że byłoby dobrze, gdyby się zeszli!

Chcę wam oświadczyć, że rozwiodłam się…

My też kochanie, ale widzisz, że można się jakoś porozumieć…

– I nigdy nie wrócę do ojca Tosi. Nigdy. Przykro mi, że manipulowaliście Tosia i zamiast ją wspierać, łudziliście ją nadzieją.

Jak możesz tak o nas myśleć! – Moja Mama prawie płacze. – Że też doczekałam, że moja własna córka będzie do mnie…

Judyta? – Tata odebrał jej słuchawkę. – Nie przejmuj się, matce przejdzie. Żyj tak, żebyś była szczęśliwa, kochanie.

– Za późno – powiedziałam i odłożyłam słuchawkę.

Tosia się do mnie nie odzywa. Ale chyba się uczy. Byłam na ostatnim zebraniu szkolnym.

– Nie ma powodów do obaw, jeśli chodzi o maturę. Nie mamy zastrzeżeń – powiedziała jej wychowawczyni. – Bardzo wydoroślała w ostatnim czasie.

Jakub przemyka na górę, kłania mi się w drzwiach, Tosia, zdaje się, poinformowała go, jaką to ma niedobrą matkę. A ja żyję. Nie rozpadłam się, nie rozchorowałam, tylko mniej mnie bawią różne rzeczy. Wczoraj wieczorem zadzwoniła zrozpaczona Renka, że nie przyszła pielęgniarka do Karmelii i czy mogę jej pomóc w kąpaniu maleństwa.

Oczywiście, poszłam. Wanienka ze specjalną siatką, włoska, łóżeczko włoskie, kosmetyki dla małej ze Szwajcarii, a Renka bezradnie przyglądała się, jak w trzy minuty wymyłam maleństwo.

– Zostań – powiedziała, kiedy Karmelia zasnęła słodko z butelką chicco w buzi. – Pogadamy.

A potem wyjęła cały stos pism i zaczęła się zachwycać pasami odchudzającymi, środkami z Ameryki, które likwidują łaknienie, oraz klinikami chirurgii plastycznej.

– Nie karmię piersią, bo to mi zdeformuje biust – wyjaśniła – ale i tak mam rozstępy, jakoś muszę się ich pozbyć. Jakbym wiedziała, że tyle mnie to będzie kosztowało…

Mózg ci się rozstąpił i zdeformował najbardziej – powiedziałam. – We łbie ci się pomieszało, Reniu kochana! – Szarpnęłam szklanką i wylałam herbatę. – Zwariowałaś zupełnie! Jesteś najdoskonalszym tworem nowego systemu w tym państwie! Bezmózgowa istota, dla której można produkować te wszystkie idiotyzmy i której celem w życiu będzie posiadanie coraz większej ilości rzeczy, przedmiotów, ubranek, kremów, tipsów, sztucznych cycków, silikonowego tyłka! A kiedy już zarżniesz swojego męża finansowo albo będziesz już miała całkiem nowe życie, to obudzisz się i… Otworzyłam oczy i spojrzałam na Renkę. – Mózg ci się zdeformował Reniu – powiedziałam. – Nie przypuszczałam, że jesteś taką idiotką.

– No wiesz! – Renka zamknęła z hukiem kolorowy magazyn. – Ty nie wiesz, jakie ja mam głębokie życie wewnętrzne. Ja na pewno nie będę sama, jak ty. Mój mąż wie, co jest potrzebne kobiecie do szczęścia. Ja nie muszę pracować, żeby móc sobie pozwolić na operację plastyczną, a przez ciebie przemawia zazdrość. No cóż, takie są samotne kobiety.

– Wiesz co? – podniosłam się. – Nie mam siły rozmawiać o rzeczach nieistotnych. Dzisiaj nie. Raz na jakiś czas to jest dobre. Ale chyba mi to przestało odpowiadać. Nie chciałam cię urazić, ale to ty, Reniu, siedzisz do dziesiątej sama, tylko dlatego, żeby twój mąż przyniósł jeszcze więcej. Szkoda, że nie może pracować dwadzieścia cztery godziny. – I kończę jadowicie. – Nie zastanowiłaś się nad tym, że być może on woli pracę niż ciebie?

Renka zbaraniała, a ja pewnie ze wszystkimi zepsuję sobie kontakty. Ale jaka to przyjemność, mówić, co się myśli i robić, co się mówi!

W domu czekała na mnie Agnieszka.

– Nie odpowiadasz na telefony, Jutka, tak nie można!

Opowiedziałam jej pokrótce, co się dzieje. O rozmowie z Ula, która też myślała, że będzie dla mnie lepiej, a była tak tego pewna, że Szymonowi, który przyjechał w czasie mojej nieobecności, nie wyjaśniła, że mnie nie ma i ojciec Tosi jest u mnie bezprawnie. I o tym, jak strasznie się pokłóciłyśmy, kiedy jej powiedziałam, żeby nigdy nie wtrącała się do mojego życia, ponieważ ja do jej życia się nie wtrącam. I że nikt nie wie lepiej od nas samych, co czujemy. I że jeśli ona, Agnieszka, chce mnie przekonać, że…

Ale Agnieszka machnęła ręką.

– Judyta – powiedziała poważnie – najwyższy czas, żebyś zrobiła porządek ze swoim życiem. Ty, tylko ty i nikt za ciebie. Bardzo dobrze jej powiedziałaś. I rodzicom też. A Tosia… z Tosią pogadam sama, jeśli pozwolisz. Za bardzo ci świat wszedł na głowę.

Od dwóch dni jestem chora. Był lekarz, stwierdził zapalenie płuc. Nic dziwnego – zapalenie płuc, brak wsparcia. Ale wyzdrowieję. Tosia wróciła od Grześków i coś się zmieniło. Ja leżę w sypialni i czytam po raz dwusetny Trylogię i Idiotę oraz Anię z Zielonego Wzgórza, na zmianę, wyrywkowo, co świadczy o moim ciężkim stanie. Czytam, płaczę, śpię. I tak będzie do końca życia, jak sądzę.

– Mamo, zrobić ci herbatę? – Nie, dziękuję.

A może chcesz coś obejrzeć? To pójdę do wypożyczalni… jakiś film.

Nie, ale to miło, że pytasz. – Wypożyczalnia jest dobry kilometr od kolejki.

To co chcesz?

– Nic.

– A chcesz, żebym z tobą posiedziała? – Powinnam się ze zdziwienia przewrócić, ale leżę.

– Nie, dziękuję.

– Nie chcesz pogadać?

– Nie – mówię i jednak zwlekam się z łóżka.

Tosia podaje mi szlafrok.

– Masz leżeć.

Przypomniałam sobie, że nie wyjęłam mięsa na jutro. Jest w zamrażalniku.

To dlaczego mi nie powiedziałaś?

Nie wiesz, które – mówię i idę do kuchni.

Kręci mi się trochę w głowie. Koty na dworze, zamiast leżeć na mnie i wyciągać chorobę. Drogi Czytelniku, to przesąd, że kocie skórki używane niegdyś do okładania nerek usuwają chorobę… Żywe kocie skórki na pewno by mi pomogły.

Tosia wyprzedza mnie i staje przy lodówce.

– Z tobą tak zawsze, mamo. Nawet jak chce ci się pomóc, to nie można. Dlaczego nawet nie chcesz ze mną rozmawiać? Masz do mnie pretensję, tak? Ja to czuję! Że wszystko przeze mnie, tak! I na pewno Adam ci powiedział o tym liście, i ty dlatego nawet rozmawiać ze mną nie chcesz. – Tosia nagle zaczyna płakać, a ja siadam na krześle, bo jednak jestem bardzo słaba.

– O jakim liście? – pytam słabiuchno, nie mam siły na kłótnie z Tosia.

Nie udawaj! – krzyczy Tosia przez łzy – nie udawaj! Jesteś fałszywa tak samo jak ojciec! On też kłamie! Jola pojechała do Krakowa i oni tam budują dom! Wspólny!

To dobrze – mówię, ale w dalszym ciągu mózg odmawia mi posłuszeństwa.

Wcale nie dobrze! – Tosia siada koło mnie i chowa twarz w dłoniach. – Ja myślałam, że on chce do ciebie wrócić, a on po prostu się kłócił z tą swoją żoną! Ja chciałam dobrze…

Wyciągam rękę i dotykam Tosinych włosów. Dobrze, że już nie farbuje, ma taki ładny mysi kolor i takie piękne oczy.

– Nie martw się, Tosiu, każdy może się pomylić… Ja jestem bardzo szczęśliwa, że dziadkowie są razem… Ale to się zdarza niezwykle rzadko… My z ojcem… naprawdę przestaliśmy się kochać. I chociaż rodzina jest najważniejsza – korzystam z tego, że Tosia mi po raz pierwszy chyba w życiu nie przerywa – to rodzina jest takim tworem, w którym musi być miłość, przywiązanie, szacunek albo przyjaźń. Inaczej to jest tylko podstawowa komórka społeczna. Nam z ojcem zostałaś ty, ale dziecko nie może być jedynym spoiwem związku. Dziecku potrzeba czegoś dużo więcej, dziecko musi czuć, że ludzie się przynajmniej lubią, bo inaczej zwariuje.