Pokonał stopnie prowadzące do drzwi kamienicy i wystukał szyfr na klawiaturze przy drzwiach.
– Przedstaw sytuację szybko i zwięźle.
– Tak jest, sir. – Laszlo otworzył drzwi i pierwsze, co poczuł, to ostrze sztyletu na szyi. – Au! – Cofnął się i wpadł na Romana. Dzięki temu nie runął ze schodów.
– Przepraszam, sir. – Connor wsunął sztylet do pochwy u pasa. – Nie spodziewałem się jaśnie pana w drzwiach.
– Dobrze, że jesteś czujny. – Roman wepchnął Laszlo do środka. – Mamy gościa. Laszlo ci wszystko wytłumaczy.
Chemik skinął głową i odruchowo poszukał palcami guzika u kitla. Connor zamknął drzwi.
Roman wrócił do hondy. Otworzył tylne drzwi i zobaczył wycelowaną w siebie lufę beretty.
– Och, to ty. – Shanna odetchnęła z ulgą i schowała broń do torebki. – Długo cię nie było. Już się obawiałam, że mnie zostawiliście.
– Jesteś pod moją opieką. Nie pozwolę cię skrzywdzić. – Uśmiechnął się. – Nie chcesz już mnie zastrzelić, to pewien postęp.
– Jasne, to zawsze dobry znak w związku.
Roman roześmiał się, z trudem, ale naprawdę roześmiał. Rany boskie, kiedy ostatnio się śmiał? Nawet nie pamiętał. A tu proszę, piękna Shanna odwzajemnia jego uśmiech. Urocza dentystka wniosła w jego ponurą, przeklętą egzystencję odrobinę życia.
Ale to nieistotne. Musi zwalczyć odruch, by z nią być. Jest demonem, a ona śmiertelniczką. Prawdę mówiąc, powinien widzieć w niej lunch i dawcę krwi, a nie towarzyszkę. On jednak pragnął jej towarzystwa. Miał wrażenie, że jego umysł czeka na kolejne słowa z jej ust tylko po to, by móc na nie zareagować. A ciało na kolejne przypadkowe zetknięcie. Cholera, przypadkowe zetknięcie to za mało.
– Pewnie nie powinnam ci ufać, ale ci ufam, choć sama nie wiem dlaczego. – Wysiadła z samochodu i jego ciało natychmiast obudziło się do życia.
– Masz rację – szepnął i podniósł dłoń do jej policzka. – Nie powinnaś mi ufać.
Otworzyła szeroko oczy.
– Ale… Przecież mówiłeś, że nic mi nie grozi.
– Są różne rodzaje niebezpieczeństwa. – Musnął palcami jej podbródek.
Cofnęła się, lecz Roman i tak poczuł, że przeszył ją dreszcz. Odwróciła się w stronę kamienicy, przewiesiła torebkę przez ramię.
– Tu mieszkasz? Ładnie. Ślicznie. Dobra okolica.
– Dziękuję.
– Na którym piętrze? – Mówiła szybko, chciała udawać, że nic się nie stało, że między nimi nie iskrzyło się od napięcia erotycznego. Może ona wcale tego nie poczuła. Może to tylko jego wrażenie.
– A na którym byś chciała?
Spojrzała na niego, utonęła w jego oczach. Uniosła podbródek, rozchyliła usta. O tak, ona też to czuje. Mówiła, jakby nagle zabrakło jej tchu.
– Jak to? Podszedł bliżej.
– Cały budynek należy do mnie. Cofnęła się o krok.
– Cały?
– Tak. I kupię ci nowe ciuchy.
– Co? Chwileczkę. – Spuściła oczy, prześlizgnęła się między dwoma samochodami, weszła na chodnik. – Nie będę twoją… utrzymanką. Mam własne ciuchy i chętnie zapłacę za pokój i wyżywienie.
– Twoje ciuchy są u ciebie w domu, a nie sądzę, żebyś mogła tam teraz wrócić. Dostarczę ci odzież, chyba że… – Dołączył do niej na chodniku. – Chyba że wolisz obejść się bez ubrania.
Przełknęła ślinę.
– No dobrze, niech będzie kilka ciuchów. Zwrócę ci za nie.
– Nie chcę pieniędzy.
– No cóż, nie licz, że dostaniesz coś innego!
– A odrobina wdzięczności za uratowanie ci życia?
– Jestem ci wdzięczna. – Łypnęła groźnie. – Ale uprzedzam, że będę ci wyrażać wdzięczność jedynie w pozycji pionowej.
– W takim razie pozwól, że ci przypomnę, że teraz jesteśmy w pionie. – Podszedł bliżej.
– No… chyba tak. – W jej oczach pojawiła się czujność. Podszedł na tyle blisko, że dzieliły ich centymetry. Położył dłoń na nasadzie jej pleców, na wypadek, gdyby chciała się cofnąć. Nie chciała.
Dotknął policzka. Taki miękki i ciepły. Przesuwał palcami w dół policzka, na szyję. Wyczuwał jej puls, coraz szybszy. Uniosła powieki i zobaczył w jej oczach ufność. I pożądanie.
Przyciągnął ją do siebie, musnął ustami skroń i miękkie włosy. Wcześniej widział jej przerażenie, gdy oczy mu poczerwieniały, więc na wszelki wypadek wolał unikać kontaktu wzrokowego, póki Shanna nie zamknie oczu i nie rozchyli ust w oczekiwaniu na pierwszy pocałunek.
Odgarnął jej włosy z karku, odsłonił szyję, przesuwał ustami wzdłuż ucha, na pulsującą żyłkę.
Z westchnieniem odrzuciła głowę do tyłu. Wdychał jej zapach, A Rh dodatnie, jego ulubiona grupa krwi. Musnął językiem arterię i poczuł, jak zadrżała. Odważył się zerknąć na jej twarz. Zamknęła oczy. Była gotowa. Już miał ją pocałować, gdy spowił ich strumień światła.
– A niech mnie – sapnął szkocki akcent. Connor otworzył drzwi do domu.
Shanna drgnęła i spojrzała w stronę światła.
– Co jest? – zapytał Laszlo. – Oj, może powinniśmy zamknąć drzwi.
– O nie! – Gregori włączył się do rozmowy. – Chcę popatrzeć!
Shanna cofnęła się, czerwona jak burak.
Roman gniewnie łypnął na trzech mężczyzn w progu.
– Nie ma co, Connor, świetne wyczucie czasu.
– Aye, sir. – Ochroniarz stropił się, jego twarz była niewiele jaśniejsza od płomienia rudej szopy włosów. – Jesteśmy gotowi na przyjęcie gościa.
A jednak dobrze zrobili. Gdy Roman pomyślał o tym na spokojnie, doszedł do wniosku, że pewnie smakowałby krwią, a zważywszy, jak Shanna na nią reaguje, mogłoby się źle skończyć. Na przyszłość musi być bardziej ostrożny.
Przyszłość? Jaką przyszłość? Przysiągł sobie, że nigdy więcej nie zwiąże się ze śmiertelniczką. Kiedy zorientuje się, z kim ma do czynienia, będzie chciała go zabić. I trudno się dziwić. Przecież naprawdę jest potworem.
– Chodź. – Wziął ją pod rękę.
Nie drgnęła. Cały czas wpatrywała się w drzwi.
– Shanna?
Gapiła się na Connora.
– Roman, w progu twojego domu stoi facet w kilcie.
– Jest tu jeszcze z tuzin szkockich górali, highlanderów. To moi ochroniarze.
– Naprawdę? Zadziwiające. – Weszła sama na schody. Nawet na niego nie spojrzała.
Cholera. Czyżby już zapomniała, jak się czuła w jego ramionach?
– Witaj, jaśnie pani. – Connor odsunął się, żeby mogła wejść. Laszlo i Gregori cofnęli się, choć Shanna zdawała się ich nie zauważać.
Z uśmiechem na twarzy patrzyła na Szkota.
– Jaśnie pani? Jeszcze nikt nigdy tak się do mnie nie zwracał. To brzmi niemal… średniowiecznie.
Rzeczywiście. Staroświecki czar Connora był naprawdę wiekowy. Roman pokonał kilka stopni.
– Jest trochę staromodny.
– Podoba mi się to. – Rozglądała się po holu, chłonęła wzrokiem posadzki z marmuru i kręte schody. – A dom jest cudowny. Po prostu cudowny.
– Dziękuję. – Roman zamknął drzwi i dokonał prezentacji.
Shanna skupiła się na Connorze.
– Cudowny kilt. Jaki klan symbolizuje?
– To tartan klanu Buchanan. – Skłonił się lekko.
– A te dzyndzelki przy skarpetkach… pasują do kiltu. Urocze.
– Och, pani, dziękuję.
– A to nóż? – Pochyliła się, by uważniej przyjrzeć się skarpetom Connora.
Roman stłumił jęk. Lada chwila powie Connorowi, że owłosione kolana też ma słodkie.
– Connor, zaprowadź naszego gościa do kuchni. Może Shanna jest głodna.
– Aye, sir.
– A twoi ludzie niech robią pełny obchód co pół godziny.