Draganesti wrócił do biurka.
– Miałeś zająć się sprawą biednych, tak ustaliliśmy.
– Pracuję nad tym. Za kilka dni zaprezentuję efekty. A tymczasem Laszlo wpadł na genialny pomysł, jak zaspokoić Malkontentów.
Roman opadł na krzesło. Malkontenci stanowili najbardziej niebezpieczną grupę wampirów. To sekretne stowarzyszenie o nazwie Prawdziwi odrzucało zdroworozsądkowe podejście współczesnego wampira. Malkontentów było stać na najlepszą, najsmaczniejszą krew produkowaną przez Romatech. Mieli dość pieniędzy, by kupować najbardziej egzotyczne, wyszukane koktajle z linii fusion. Gdyby chcieli, mogli pić z najpiękniejszych, najdroższych kryształów. Tylko że nie chcieli.
Ich zdaniem najcudowniejsze w piciu krwi jest nie sama krew, ale ukąszenie. Nie wierzyli, że istnieje większa rozkosz niż zanurzenie kłów w ciepłej, miękkiej skórze śmiertelnika.
W minionym roku komunikacja między współczesnymi wampirami a Malkontentami zanikała, aż w powietrzu zawisła niewypowiedziana wojna. Wojna, która oznaczałaby utratę wielu istnień zarówno ludzkich, jak i wampirycznych.
– Niech Laszlo wejdzie.
Gregori podszedł do drzwi i je uchylił.
– Jesteśmy gotowi.
– Najwyższy czas! – Laszlo wydawał się zdenerwowany. – Strażnik już się szykował do rewizji osobistej naszego specjalnego gościa.
– Och, ładniutka dzierlatka! – mruknął strażnik ze szkockim akcentem.
– Zostaw ją! – Laszlo wmaszerował do gabinetu Romana z kobietą w ramionach. Wyglądali, jakby tańczyli tango. Nieznajoma była wyższa niż niski chemik. Co więcej, była całkiem naga.
Roman zerwał się na równe nogi.
– Sprowadziłeś tu kobietę? Śmiertelniczkę? Nagą?
– Spokojnie, Roman, ona nie jest prawdziwa. – Gregori podszedł do Laszla. – Szef nerwowo reaguje na kobiety śmiertelne.
– Nie reaguję nerwowo, Gregori. Moje nerwy umarły przed wiekami. – Roman widział tylko plecy lalki, ale długie jasne włosy i krągłe pośladki wyglądały bardzo naturalnie.
Laszlo posadził lalkę w fotelu. Jej nogi sterczały, więc pochylił się, by je zgiąć. Uległy z cichym trzaskiem. Gregori ukucnął obok.
– Wygląda jak żywa, co?
– Owszem. – Roman patrzył na wąskie pasmo loków między jej nogami. – Farbowana blondynka.
– Spójrz tylko. – Gregori rozsunął jej uda. – Ma wszystko co trzeba. Fajna, nie?
Roman przełknął ślinę.
– Czy to… – Odchrząknął i zaczął jeszcze raz. – Czy to zabawka z sexshopu?
– Tak jest, sir. – Laszlo otworzył lalce usta. – Proszę zobaczyć, ma nawet język. W dotyku bardzo przypomina ludzki. – Wsunął w jej usta krótki, pulchny palec. – A próżnia powoduje bardzo realistyczne ssanie.
Roman zerknął na Gregoria, który klęczał między nogami lalki i podziwiał widok z bliska, i na Laszla, manipulującego palcem w jej ustach. Na miłość boską, gdyby jeszcze miewał bóle głowy, dopadłaby go migrena.
– Czy mam was zostawić?
– Nie, sir. – Mały chemik wyciągnął palec z łakomych ust lalki. Rozległ się cichy trzask, a potem jej usta zamarły w sztucznym uśmiechu, jakby świetnie się bawiła.
– Niewiarygodna. – Gregori musnął dłonią jej udo. – Laszlo zamówił ją pocztą.
– Z twojego katalogu. – Laszlo się speszył. – Zazwyczaj nie uprawiam zwykłego seksu. Za dużo bałaganu.
I zbyt wiele niebezpieczeństw. Roman oderwał wzrok od pięknych piersi lalki. Może Gregori ma rację, może powinien się rozerwać w towarzystwie jakiejś wampirzycy. Skoro ludzie wmawiają sobie, że lalka jest prawdziwa, on może zrobić to samo z wampirzycą. Ale jakim cudem martwa kobieta może rozpalić jego duszę?
Gregori uniósł nogę lalki, żeby obejrzeć ją dokładniej.
– Kuszące maleństwo.
Roman westchnął. Niby jakim cudem ludzka sekszabawka ma rozwiązać problem Malkontentów? Marnują jego czas, że już nie wspomni o tym, że udało im się rozbudzić w nim pożądanie i poczucie samotności.
– Wszystkie znane mi wampiry preferują seks mentalny. O ile mi wiadomo, tak samo ma się sprawa z Malkontentami.
– Z tą to się nie uda, niestety. – Laszlo postukał lalkę w głowę i odpowiedziało mu głuche echo, jak z dojrzałego arbuza.
Roman zauważył, że lalka nadal się uśmiecha, choć niebieskie oczy tępo patrzą przed siebie.
– Więc ma taki sam iloraz inteligencji jak Simone.
– Ej! – Gregori się skrzywił, Tulił do siebie stopę lalki. – To nie fair.
– Podobnie jak marnowanie mojego czasu. – Roman spojrzał groźnie. – Niby jak ta zabawka pomoże rozwiązać problem Malkontentów?
– To coś więcej niż zwykła zabawka, sir. – Laszlo bawił się guzikiem przy kitlu. – Lalka przeszła transformację.
– I teraz jest to Vanna. – Gregori pieszczotliwie pociągnął ją za nogę. – Kochane maleństwo. Chodź do tatusia.
Roman zazgrzytał zębami, upewniwszy się, że schował kły, zanim to zrobił. W innym wypadku mógłby sobie rozciąć dolną wargę.
– Oświećcie mnie proszę, zanim stracę cierpliwość. Gregori roześmiał się, groźba szefa nie zrobiła na nim wrażenia.
– Oto Vanna – Vampire Artificial Nutritional Needs Appliance.
Laszlo nerwowo bawił się guzikiem fartucha. W przeciwieństwie do Gregoria nie lekceważył gniewu zwierzchnika.
– To idealne rozwiązanie dla wampira, który wciąż ma ochotę kąsać. Lalka będzie dostępna w różnych wariantach rasowopłciowych.
– Wypuścicie też męskie wersje? – domyślił się Roman.
– Z czasem na pewno. – Urwany guzik potoczył się po podłodze. Laszlo podniósł go i schował do kieszeni. – Gregori uważa, że możemy reklamować lalki na DVN, Digital Vampire Network. Do wyboru: Vanna czekoladowa, Vanna hebanowa i Vanna…
– I Vanna biała? – Roman się skrzywił. – Dział prawny dostanie szału.
– Zrobimy jej zdjęcia promocyjne w sukni wieczorowej, na wysokich obcasach. – Gregori gładził plastikową stopę.
Roman obrzucił szefa marketingu ponurym spojrzeniem.
– Chcesz powiedzieć, że ta lalka jest substytutem śmiertelniczki? – zwrócił się do Laszla.
– Tak! – Chemik entuzjastycznie kiwał głową. – Działa wielofunkcyjnie, jak prawdziwa kobieta, zaspokaja nie tylko potrzeby seksualne, ale i żywieniowe. Proszę bardzo, zaraz zademonstruję.
– Przechylił lalkę do przodu i odgarnął jej włosy na bok. – Umieściłem wszystko z tyłu, żeby nie było za bardzo widoczne.
Roman przyglądał się niewielkiemu nacięciu w kształcie litery U, gdzie u nasady znajdowała się rurka z zatyczką.
– Wsadziłeś w nią rurki?
– Tak. Specjalnie zaprojektowany układ przypomina prawdziwy krwiobieg. – Laszlo przesuwał palcem po plastikowym ciele, pokazując, gdzie znajdują się sztuczne arterie. – Klatka piersiowa, szyja po obu stronach i powrót do klatki.
– Nalewa się do niej krew?
– Tak, sir. Lejek w zestawie. Krew i baterie, nie.
– Normalka – mruknął Roman.
– Jest bardzo prosta w obsłudze. – Laszlo wskazał szyję lalki. – Wyjmujemy zatyczkę, wsuwamy lejek, wlewamy litr ulubionej sztucznej krwi firmy Romatech Industries i gotowe.
– Rozumiem. Czy kiedy kończy się krew albo baterie, lalka się świeci?
Chemik zmarszczył brwi.
– Mogę zainstalować diodę… Roman westchnął.
– Żartowałem. Mów dalej, proszę.
– Tak jest, sir. – Laszlo odchrząknął. – Tym przyciskiem, wskazał na guziczek, uruchamiamy silnik zainstalowany w klatce piersiowej. Takie sztuczne serce. Krew popłynie w rytm naturalnego pulsu.