Выбрать главу

Matka uklękła przy Willu.

– Nie wierz w ani jedno słowo, które powiedział. Twój ojciec próbował pomóc.

Wiele lat później Will dowiedział się, że Zachary Latający Koń interweniował, gdy w barze jakąś kobietę zaczepiało dwóch prostaków; w rezultacie wybuchła bójka. Kobieta uciekła, więc policja miała tylko słowo Zacka przeciwko słowu dwóch białych.

Zachary za szeryfem wyszedł na korytarz aresztu. Nie dotknął żony.

– Proszę pani – powiedział z powagą. – Will.

Posadził sobie chłopca na ramionach i wyniósł go na gorące słońce Dakoty.

Dopiero w połowie przecznicy postawił Willa na ziemi i mocno przytulił żonę.

– Anne – wytchnął imię w jej włosy. – Tak mi przykro, że mu siałaś przez to przejść.

Will pociągnął ojca za kraciastą koszulę.

– Co zrobiłeś, tato?

Zack wziął go za rękę i ruszyli dalej.

– Urodziłem się – odrzekł.

Nie mogła nie zauważyć liściku, który Will zostawił jej na pokrywie sedesu razem ze świeżym ręcznikiem, pastą do zębów, dwudziestodolarowym banknotem i kluczem: „Jane, muszę iść do pracy. Popytam o Twojego męża i postaram się później zadzwonić. W lodówce jest pusto, więc jeśli zgłodniejesz, idź do sklepu (trzy przecznice na wschód). Mam nadzieję, że czujesz się lepiej. Will”.

Wyszorowała zęby palcem i ponownie spojrzała na list. Will nie napisał, co powinna zrobić, jeśli po obudzeniu będzie znała swoje nazwisko i adres – co zresztą było bez znaczenia, jako że nadal nic nie pamiętała. Przynajmniej szczęście jej sprzyjało. Szanse, że na Sunset Boulevard trafi na ćpuna albo alfonsa, wielokrotnie przekraczały możliwość spotkania człowieka spoza miasta, który gotów był zostawić nieznajomej klucz do domu i dwadzieścia dolarów, nie prosząc o nic ani niczego nie oczekując w zamian.

Oczy jej zabłysły. W rewanżu rozpakuje jego rzeczy. Naturalnie mogą się różnić w kwestii wystroju – prawdę powiedziawszy, nie miała pojęcia, jaki sama ma gust – ale na pewno będzie mu miło, jeśli po powrocie do domu zastanie naczynia w szafkach, a ręczniki w komodzie.

Jane energicznie zajęła się domem Willa. Z kuchnią, łazienką i schowkiem poszło dość łatwo; prawdziwą kreatywnością musiała wykazać się dopiero w salonie. Dwa pudła zawierały starannie owinięte w papier pamiątki po rdzennych Amerykanach. Jane odpakowała mokasyny pięknie zdobione piórami i długie skórzane spodnie, malowane w sceny myśliwskie, bogato zdobioną kołdrę, wachlarz z piór i okrągły, wysadzany paciorkami medalion. Na dnie pudla znalazła małą skórzaną sakiewkę z paciorkami i jaskrawymi piórkami, na której widniał rysunek biegnącego konia.

Sakiewka była mocno ściągnięta rzemykiem i chociaż Jane próbowała, nie potrafiła zajrzeć do środka.

Nie znała przeznaczenia większości tych przedmiotów, ale brała je w dłonie z całą delikatnością, na jaką mogła się zdobyć. Zaczynała lepiej poznawać Willa. Popatrzyła na gołe ściany i pomyślała: Gdybym była w obcym mieście, chciałabym mieć coś, co przypominałoby mi dom.

Nikt nie zgłosił zaginięcia. Will spędził dzień, najpierw w towarzystwie kapitana poznając budynek i kolegów, później odbierając odznakę i broń. Kiedy podpisywał jej odbiór, załatwiający formalności funkcjonariusz zapytał, czy nie wolałby tomahawka; nowy partner świetnie się bawił, nazywając go Szalonym Koniem. To jednak nie było nic nowego, takie rzeczy spotykały go już wcześniej. Nie trafił na funkcjonariusza, który podbił mu oko, ale Beverly Hills to był inny posterunek. Kiedy chichoczące sekretarki zapytały Willa o siniak, wzruszył ramionami i powiedział, że ktoś wszedł mu w drogę.

Dopiero po czwartej zebrał się na odwagę, by zapukać do gabinetu kapitana i opowiedzieć mu o Jane.

– Wchodź – powiedział Watkins, gestem zapraszając go do środka. – Wiesz już, na czym stoisz?

Will pokręcił głową.

– Tu jest inaczej.

Watkins wyszczerzył zęby.

– Dakota Południowa aż tak się nie różni od Kalifornii – odparł. – Kilka naruszeń zasad ruchu przez sławne osobistości, nalot na dilerów i będziesz się czuł jak u siebie.

Will poprawił się na siedzeniu.

– Chciałem porozmawiać z panem o zaginionej osobie – zaczął. – To znaczy, chciałem zapytać, czy… – Umilkł i położył dłonie na udach, by odzyskać panowanie nad sobą. Pogwałcił procedurę i nie mógł przedstawić tego w sposób dla siebie korzystny; powinien był przyprowadzić Jane na posterunek. – Wczoraj wieczorem znalazłem kobietę z amnezją. Pojechaliśmy do szpitala, ale było późno, więc jej tu nie przywiozłem. – Will spojrzał na kapitana. – Wie pan coś o tym?

Starszy mężczyzna wolno pokręcił głową.

– Ponieważ wczoraj nie byłeś na służbie, nie potraktuję tego jako wykroczenia. Kobietę jednak trzeba przyprowadzić do nas na przesłuchanie. – Watkins uniósł wzrok i w tej samej chwili Will pojął, że pomimo rozgrzeszenia kapitan na początek zapisze mu na koncie minus. – Możliwe, że utrata pamięci związana jest z przestępstwem. – Przygwoździł Willa ostrym spojrzeniem. – Zakładam, że znasz miejsce jej pobytu. Proponuję, żebyś ją przywiózł tak szybko, jak się da.

Will pokiwał głową i ruszył ku drzwiom.

– Funkcjonariuszu! – zawołał za nim Watkins. – Od tej chwili postępuj zgodnie z regulaminem.

Przez całą drogę do Resedy Will szarpał kołnierz munduru. Ta cholerna koszula go dusiła. Nie przeżyłby w niej tygodnia. Skręcił na swoją ulicę, zastanawiając się, czy Jane przypomniała sobie, jak się nazywa. Czy jeszcze jest w jego domu.

Powitała go w drzwiach, ubrana w jedną z jego porządnych białych koszul, którą przewiązała w pasie, i jego buty do biegania.

– Czy ktoś mnie szuka? – zapytała.

Will pokręcił głową i wszedł do środka. Znieruchomiał, patrząc na starannie poukładane materialne świadectwa jego dziejów, wiszące na ścianach, gdzie każdy mógł je obejrzeć.

Wściekłość nadeszła tak szybko, że zapomniał ją ukryć.

– Do diabła, kto dał ci prawo grzebania w moich rzeczach? – wrzasnął, tupiąc w dywan na środku salonu. Okręcił się na pięcie, by na nią spojrzeć, i zobaczył, że Jane kuca pod ścianą, dłońmi zakrywając głowę, jakby chroniła się przed ciosem.

Gniew momentalnie go opuścił. Stał bez ruchu i czekał, aż mgła wściekłości opadnie mu z oczu. Milczał.

Jane opuściła ręce i niezgrabnie wstała, ale nie patrzyła na Willa.

– Pomyślałam, że ci trochę pomogę – wyjaśniła. – Chciałam podziękować za wszystko, co dla mnie zrobiłeś, a to wydało mi się najlepszym sposobem. – Wodziła wzrokiem po ścianie, gdzie mała skórzana sakiewka wisiała obok sceny myśliwskiej. – Mogę zmienić układ, jeśli ten ci się nie podoba.

– Nie chcę, żeby to tutaj wisiało – odparł Will, zdejmując mokasyny z kominka. Chwycił puste kartony i zaczął wrzucać do nich pamiątki.

Jane uklękła obok pudła, usiłując tak poukładać kruche przedmioty, by nie uległy zniszczeniu. Musiała zrobić to starannie, musiała zrobić to dobrze. Przesunęła palcami po piórach na małej skórzanej sakiewce.

– Co to jest?

Will przelotnie zerknął na jej dłoń.

– Woreczek z lekami.

– Jakimi?

Will wzruszył ramionami.

– To wiedzieli tylko mój prapradziadek i jego szaman, a obaj już nie żyją.

– Jest piękny.

– Jest bezwartościowy – odpalił Will. – Ma ci zapewnić bezpieczeństwo, ale mojego prapradziadka bizon rozszarpał na strzępy. – Spojrzał na Jane, która gładziła woreczek, i jego twarz złagodniała, gdy ich oczy się spotkały. – Przepraszam, nie chciałem tak na ciebie napadać. Po prostu nie lubię, kiedy te rzeczy wiszą na widocznym miejscu i muszę ciągle na nie patrzeć.