Cassie złożyła gazetę na pół, przebiegając wzrokiem po tytułach. ALEX RIVERS OSZUKANY PRZEZ ŻONĘ I JEJ MIESZANE DZIECKO. Obok widniały dwie fotografie: na pierwszej Alex obejmował ją na lotnisku, na drugiej wchodziła z Willem na posterunek policji wiele miesięcy temu, w dniu, gdy Alex po nią przyszedł.
– To idiotyczne. – Roześmiała się. – Niemożliwe, żebyś w to uwierzył.
Skoczył ku niej tak szybko, że gazeta wypadła jej z rąk.
– Nieważne, w co ja wierzę. Ważne, że wszyscy to przeczytają.
– Ale to nie jest „Times” – powiedziała Cassie. – Ludzie, którzy czytają tę szmatę, wiedzą, że są w niej same śmieci. Pozwiemy ich do sądu, a pieniądze z odszkodowania wpłacimy na fundusz powierniczy Connora.
Alex zrobił krok ku niej i złapał za ramię.
– Cytują list od niego, który masz na górze. Piszą, że zamierzasz się z nim spotkać w stanie Waszyngton.
Przez moment zastanawiała się, jakim sposobem starannie schowany w szufladzie z bielizną list Willa przedostał się do prasy. Rozczarowało ją odkrycie, że ktoś z domowego personelu handluje jej tajemnicami, ale do głębi wstrząsnęło nią to, że Alex w zdenerwowaniu przejrzał jej pocztę.
– Chyba nie myślisz, że cię opuszczę?
– Nie – odparł krótko – bo wtedy bym cię zabił.
Cassie czuła, jak powietrze w pokoju gęstnieje, uciska jej skronie i spowalnia ruchy. Oparła się o ścianę.
– Alex, posłuchaj, co mówisz. Popatrz na Connora – powiedziała cicho, dotykając jego ramienia. – Kocham cię. Wróciłam do ciebie.
– Cholera jasna! – wybuchnął Alex; oczy mu pociemniały. – To gówno wiecznie się będzie za mną wlokło! Mogę zdobyć każdą pieprzoną nagrodę świata, a oni wciąż będą wygrzebywali brudy z naszego prywatnego życia. Zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie przyglądał się dziecku uważniej, niż powinien, kto za twoimi plecami będzie nazywał cię kurwą. – Złapał Cassie za ramiona i rzucił nią ciężko na podłogę, później wsunął palce we włosy. – Nigdy by do tego nie doszło, gdybyś wtedy nie uciekła.
Mimo że Cassie poturlała się po posadzce, dopadł ją. Kopał w żebra i krzyż, bił po ramionach i po głowie.
Kiedy razy ustały i Cassie otworzyła oczy, przed sobą miała kojec Connora. Chłopczyk płakał w taki sam sposób, w jaki płakała każda cząstka jej ciała, głuchym, przepełnionym bólem głosem. Buzię miał zwróconą ku leżącej na ziemi matce i ku ojcu, który pochylony nad nią płakał.
Czując dotyk Alexa, Cassie z wysiłkiem wstała. Krew płynęła jej z prawego ucha; uświadomiła sobie, że nic na nie nie słyszy. Wzięła na ręce Connora, uspokajając go, szepcząc słowa pociechy, które dotąd szeptała Alexowi. Patrzyła na pijanego, rozczulającego się nad sobą męża i zaczynała rozumieć. Że po raz pierwszy Alex nie wyładował na niej gniewu wywołanego innymi czynnikami – to ona była powodem tego gniewu. Że do końca życia będzie miotała się pomiędzy atakami paraliżującego strachu. Że jej syn będzie patrzył, jak Alex ją krzywdzi, i nie mając żadnego wyboru w tej kwestii, może wyrosnąć na człowieka takiego jak ojciec.
Że mąż, choć nie z własnej winy, nie jest w stanie dotrzymać słowa.
Podeszła do drzwi i otworzyła je. Na korytarzu zobaczyła Johna, który nazbyt długo patrzył na krew płynącą po jej szyi. Odwróciła Connora buzią do swojej piersi, tak by nie musiał tego oglądać, i raz jeszcze obejrzała się na Alexa, pogrążonego we własnym nieszczęściu. W sposób, w jaki czasami najzwyklejsze rzeczy zmieniają się, nabierając obcego wyglądu, Alex nie sprawiał już wrażenia cierpiącego. Był żałosny.
Cassie nigdy nie uświadamiała sobie, że Alex wie o jej płaczu. W przeszłości czekała i kiedy sądziła, że zasnął, w milczeniu pozwalała łzom toczyć się po policzkach. Nigdy nie wydawała przy tym najlżejszego dźwięku, mimo to on ją słyszał.
Pragnął wyciągnąć do niej rękę, ale mimo usilnych starań nie potrafił zmusić się do pokonania dzielącej ich odległości. Przecież to on zrobił jej krzywdę, gdyby więc cofnęła się przed jego dotykiem, a w końcu zawsze jest ten pierwszy raz, chybaby się załamał.
– Cassie – szepnął. W sypialni tłoczyły się nadstawiające ucha cienie. – Powiedz, że znowu nie odejdziesz.
Milczała.
Alex z wysiłkiem przełknął ślinę.
– Jutro rano pójdę do doktor Pooley. Odłożę kręcenie filmu. Boże, wiesz, że zrobiłbym wszystko.
– Wiem.
Zwrócił głowę w stronę jej głosu, czepiając się tej jednej sylaby jak liny ratunkowej, widząc tylko srebrne strumyki łez na jej twarzy.
– Nie mogę pozwolić ci odejść – powiedział łamiącym się głosem.
Kiedy spojrzała na niego, oczy płonęły jej jak u ducha.
– Nie, nie możesz – odparła spokojnie.
Ujęła go za rękę. Dopiero wtedy Alex przestał powstrzymywać łzy, choć tak jak Cassie płakał cicho. Mówił sobie, że pocieszająca jest świadomość, iż Cassie nie byłaby w stanie nienawidzić go tak bardzo, jak on nienawidzi siebie. Przed zaśnięciem karał się, przywołując w wyobraźni udręczone twarze ojca, matki, żony i syna – wszystkich ludzi, których zawiódł.
Tym razem nie próbowała tłumić płaczu, chociaż wiedziała, że Alex nie śpi. To nie była tylko kwestia odejścia, jak sądził Alex. To była kwestia wolności. Mogłaby opuścić go i nigdy nie być wolną; wystarczy sobie przypomnieć, co się stało, kiedy wyjechała do Dakoty Południowej, żeby urodzić Connora. Jeśli rzeczywiście chce się wyzwolić, musi sprawić, by Alex cierpiał tak samo jak ona. Nie pozwoli jej odejść, nie zgodzi się, o ile Cassie nie zrobi czegoś, za co zacznie jej nienawidzić. Tak więc będzie musiała uciec się do postępowania, którego skrupulatnie unikała od czterech lat: przejść na stronę tych, którzy go skrzywdzili.
Próbowała siebie przekonać, że jeśli naprawdę zależy jej na Aleksie, musi go zostawić, bo to on najbardziej ucierpi, jeśli pozostanie przy nim w charakterze worka treningowego do wyładowywania furii. To nie znaczy, że przestała go potrzebować, a już z całą pewnością nie znaczy, że go nie kocha. Alex miał rację, kiedy mówił, że są dla siebie stworzeni. Tylko że nie na zdrowy, normalny sposób.
Przypomniała sobie, jak na ganku domu w Pine Ridge mówił jej, że tylko razem stanowią całość. Jak trzymał dłonie na jej dłoniach, gdy gołymi rękami łowili ryby w lodowatym strumieniu w Kolorado. Jak obserwowali parę lwów w Serengeti. Pamiętała jego smak, dotyk i ciężar jego ciała na sobie.
Nie pojmowała, jak mogła dojść do punktu, w którym miłość do Alexa stała się tak wielka, że dosłownie ją zabijała.
Noc zmieniała barwy, podczas gdy Cassie zastanawiała się nad możliwościami. Zamknęła oczy i ku swemu zaskoczeniu zobaczyła nie Alexa, lecz Willa przywiązanego do świętego słupa podczas Tańca Słońca. Czuła żar unoszący się od równiny, słyszała bicie bębnów i głosy piszczałek z orlich kości. Przypomniała sobie chwilę, gdy Will uwolnił się szarpnięciem i rzemień rozdarł mu skórę. Padł na kolana, ale tylko w taki sposób mógł się wyzwolić.
Zawsze będzie nosił blizny, ale najbardziej nawet poszarpane szramy blakną z czasem, aż wreszcie trudno dojrzeć je na skórze i pozostaje tylko pamięć o tym, jak bardzo były bolesne.
Cassie wsunęła dłoń w dłoń Alexa, usiłując zapamiętać ciepło jego skóry, zapach i uczucie, że ma go przy sobie. Te wspomnienia zachowa. Przesunęła kciukiem po gładkim wnętrzu jego dłoni w geście przeprosin za to, co musi zrobić, i delikatnie cofnęła rękę.
27
Przez jedną okropną chwilę Cassie spojrzała na napięte, pełne oczekiwania twarze przed sobą, i pomyślała: Oni mi nie uwierzą. Moje wyznanie skwitują salwą śmiechu. Alex Rivers? Pani chyba żartuje. A potem zamkną notatniki, wyłączą kamery i zostawią ją samą i zawstydzoną.