Выбрать главу

Przed kilkoma dniami przeprawiali się przez jakąś rzekę. Jeśli to był Dniepr, znaczyłoby, że idzie w złym kierunku, ku nieznanym okolicom nad Donem i Wołgą, ku Uralowi, ku nieskończonej przestrzeni.

Jeśli jednak teraz zawróci, może na powrót znaleźć się na ziemiach tureckich.

Lisa westchnęła. Przez cały dzień nie spotkała ani jednego człowieka.

Tylko pustkowie i dzwoniąca w uszach cisza. I kluczę żurawi lecące na północ…

Nastało już popołudnie, krajobraz stopniowo się zmieniał. Lasy przerzedziły się i coraz częściej Lisa wędrowała przez otwarte tereny. Ogarnęło ją zmęczenie, znalazła więc osłonięte miejsce, które nadawało się na odpoczynek. Położyła się i zasnęła, głodna i przygnębiona.

Obudził ją wieczorny chłód. Słońce dawno już zaszło. Przeciągnęła się i wstała. Musiała iść dalej!

Była taka głodna, z trudem utrzymywała się na nogach. Najgorsze jednak, że nigdzie w pobliżu nie widziała wody. Co mnie czeka? myślała przerażona. Ale krajobraz, który znowu się zmienił, na nowo obudził w niej nadzieję. Bo to był step! Tylko jak dużą część Ukrainy pokrywają stepy? Tego Lisa nie wiedziała.

Kilometr za kilometrem… Karawana także mijała stepy, nim skręciła w las, by ukryć się przed Kozakami. A co leży za obszarem Ukrainy? Pewnie kolejne niezmierzone przestrzenie.

Właściwie mogę znajdować się gdziekolwiek, pomyślała dziewczyna i załkała cicho, samotna w wielkim świecie. Była zmęczona i głodna. Drżała z zimna w wieczornym chłodzie, paliła ją krtań. Powoli traciła nadzieję, że ta dramatyczna wędrówka dokądś ją doprowadzi. Ale wiedziała jedno: nie wolno jej się zatrzymać. Musi iść, póki sił stanie. Musi zdobyć pożywienie!

Szła może godzinę, gdy nagle zatrzymała się gwałtownie i skuliła. Z oddali usłyszała jakiś nieokreślony dźwięk. Co to? Zwierzę, echo wystrzału, ptasi krzyk?

Ogarnęła wzrokiem poświatę jaśniejącą na horyzoncie. Na jej tle dostrzegła nagle sylwetki jeźdźców galopujących na południe.

Serce zabiło jej mocniej. Ludzie oznaczali pożywienie i koniec samotności, ale czy także poczucie bezpieczeństwa? Któż to gna jak wicher, kierując się w tę samą co ona stronę? Drżała na myśl, że mogłaby znów dostać się do niewoli tatarskiej.

Tętent koni słychać było coraz wyraźniej i wnet nadjechało kilku jeźdźców. Lisa nie zamierzała uciekać. Pragnienie, by porozmawiać z kimś, było w niej silniejsze od strachu.

Otworzyła usta, by zawołać, ale z gardła nie wydobył się żaden dźwięk. Poczuła jedynie palący ból w krtani, tak silny, że bliska była utraty przytomności.

Nie mogę mówić! pomyślała i ogarnęła ją bezdenna rozpacz.

Kim ja jestem, pytała samą siebie. Po co w ogóle żyję? Nikt na całym świecie się mną nie przejmuje, nie martwi się o mnie. Cztery lata upłynęły, odkąd opuściłam osadę, pewnie mnie już tam całkiem zapomnieli.

A Wasyl? Cóż, to jedynie marzenie. Dla niego nie znaczę więcej niż ziarenko piasku na drodze.

Wlokła się przez bezkresną równinę, nie pamiętając już nawet, dlaczego ani dokąd zmierza.

Wiedziała jedno: nie może się zatrzymać, bo wtedy dopiero odczuje z całą ostrością, jaka jest głodna i zmęczona.

Nagle stanęła gwałtownie, bo usłyszała w pobliżu czyjś śmiech.

Przy niewielkim pagórku stały konie. Trochę dalej zaś siedzieli na trawie dwaj mężczyźni i się posilali.

Jedzenie! Lisa ostrożnie podeszła bliżej. Odetchnęła z ulgą, usłyszawszy, że mężczyźni rozmawiają po rosyjsku.

Powoli zbliżyła się do nich. Kozacy na widok jej niekształtnej postaci poderwali się jak do obrony. Lisa jednak widziała tylko jedno: chleb w ich dłoniach. Błagalnie pokazała palcem.

– Co u licha! – odezwał się jeden z mężczyzn.

– To Tatarka! Sprawdź, Fiedia, czy jest sama!

Młody Kozak, mocno kulejąc, pośpieszył na wzniesienie.

– Wygląda na to, że nikogo z nią nie ma! – krzyknął.

Lisa potrząsnęła głową.

– Nie Tatarka… – szepnęła. Poczuła taki ból, że jej twarz wykrzywiło cierpienie.

Szarpnęła nieszczęsny kwef i po długiej chwili mocowania się z kawałkiem materiału zerwała go z twarzy. Pokazała na szyję. Starszy mężczyzna pochylił się i w słabym świetle przedświtu sprawdził, co się stało.

– Jest ranna i dlatego prawdopodobnie nie może mówić. Oczy ma niebieskie, ale twarz śniadą jak Tatarka. Zastanawiam się, co to za dziwna istota i skąd, na Boga, się tu wzięła?

Lisa niecierpliwie pokazała na chleb.

– Daj jej kawałek – rzekł.

Dziewczyna chwyciła kromkę drżącymi rękami, ugryzła kęs, ale nie zdołała go przełknąć.

– Nie, tak nie da rady – stwierdził Kozak, podając jej manierkę. – Popij!

Lisa początkowo się wzbraniała, ale po chwili zmusiła się, by wypić łyk spirytusu.

Fiedia miał ze sobą wodę. Zamoczył w niej kawałek chleba i podał dziewczynie. Zjadła trochę i zaspokoiwszy najdotkliwszy głód, podziękowała.

– No – zaczął Kozak. – Powiadasz, że nie jesteś Tatarką. Możesz to udowodnić?

– Jesteście… Kozakami? – wyszeptała chrapliwie.

– Jak widzisz.

– Ja… znam jednego Kozaka. On wie… kim jestem.

Musiała powtórzyć bezgłośną odpowiedź, nim pojęli, o co jej chodzi.

– Jak on się nazywa?

– Wasyl.

Kozak spojrzał na nią podejrzliwie.

– Ach, tak, Wasyl! Czy wiesz, że na Ukrainie setki Kozaków noszą to imię?

– Zaporoże.

– Jest Kozakiem zaporoskim? Fiedia, słyszysz? Fiedia także jest z Zaporoża. Znasz jakiegoś Wasyla?

Kaleki chłopak o miłej, delikatnej twarzy wzruszył ramionami i roześmiał się:

– Znam wielu.

– Widziałam go… przed dwoma dniami – wyszeptała z trudem Lisa.

Zapadła cisza.

– Niedaleko stąd Zaporożcy rozgromili obozowisko tatarskie – rzekł starszy Kozak. – Czekają na sygnał, by uderzyć na wroga.

– Czy jest wojna?

– Nic nie wiesz? Rosyjskie wojska ciągną na Oczaków, aby zdobyć szturmem tę twierdzę chana. Książę Potiomkin zwołał wszystkich Kozaków, także zaporoskich, którzy popadli niegdyś w niełaskę. Ze względów bezpieczeństwa nie uzbrojono ich w broń palną.

Fiedia skrzywił się.

– Tym razem poparliśmy Moskwę – powiedział, jakby pragnąc się usprawiedliwić. – Walczymy, żeby położyć kres potędze tatarskiej.

– Może mogłabym wam pomóc – zaproponowała Lisa głosem cichym niczym muśnięcie wiatru.

– Ty, babino? – roześmiał się Kozak.

– Ona nie jest stara, jakby można przypuszczać, patrząc na jej siwe włosy i ubranie – stwierdził w zamyśleniu Fiedia. – Wprawdzie nie widać dobrze jej twarzy, ale oczy ma młode. Wytłumacz, kim ty właściwie jesteś!

Lisa westchnęła zrezygnowana. Tak wiele trzeba by wyjaśniać, a ona z trudem dobywała głosu.

– Byłam w niewoli tatarskiej – zaczęła.

Pokiwali głowami na znak, że rozumieją.

– Karawana w drodze do chana. Kozacy zaatakowali wczoraj wieczorem.

Nie zrozumieli, więc musiała powtórzyć.

– Dobrze, mów dalej!

– Wykradłam plany wojenne…

Zmarszczyli czoła.

– Plany wojenne? O czym ty mówisz? O wojnie z Rosją?

Lisa skinęła głową.

– Bardzo ważne. Gonili mnie, ale uciekłam.

Mężczyźni spojrzeli po sobie zaszokowani tym, co usłyszeli.

– Daj mi te plany – zażądał stanowczo starszy z nich.

Potrząsnęła głową.

– To niebezpieczne.

– Żeby pokazać je mnie? – zapytał gniewnie.