Bynajmniej cię przypadkiem napomknąłem o burzy. Przed trzema godzinami w innym hotelu paryskim odbyło się spotkanie dziennikarzy z innym „naocznym świadkiem fenomenu”, również delegatem na kongres, admirałem Thompsonem. Admirał odmówił wzięcia udziału w naszej konferencji prasowej z powodów, które wolał wyjawić korespondentom w osobnej rozmowie. Zrozumieliśmy, co im miał do powiedzenia, skoro tylko padły pod naszym adresem pierwsze pytania z sali. Odpowiadali ci delegaci, do których zwracali się korespondenci, na pytania, które nie były zaadresowane do nikogo osobiście, odpowiadał Mac Adow. Oczywista nie zapamiętałem wszystkiego, ale to co zapamiętałem, zapamiętałem tak dokładnie, jak gdybym miał zapis tego na taśmie magnetofonowej.
– Czy wie pan coś o konferencji prasowej admirała Thompsona?
To była właśnie pierwsza piłka tenisowa zaserwowana z sali w naszą stronę. Ale natychmiast ścięła ją rakieta przewodniczącego:
– Niestety nic mi o niej nie wiadomo, ale jeśli mam być szczery, niezbyt mnie to martwi.
– Niemniej admirał złożył sensacyjne oświadczenie. Wyjeżdża na Grenlandię.
– Będą panowie mogli o tym donieść w swoich gazetach. Proszę o zadawanie pytań.
– Co by pan powiedział, gdyby niektóre delegacje zażądały na forum ONZ zastosowania represji wobec różowych obłoków?
– Nie jestem ministrem obrony, by odpowiadać na takie pytania.
– A gdyby był pan ministrem obrony?
– Nigdy nie marzyłem o tym stanowisku.
Sala odpowiedziała śmiechem i oklaskami. Mac Adow skrzywił się – nie lubił teatralnych efektów. Nawet się nie uśmiechnąwszy usiadł w milczeniu, ponieważ pognębiony dziennikarz także już zamilkł.
Ale już go zastąpił następny. Nie zaryzykował pojedynku na krasomówstwo z Mac Adowem i wybrał sobie inną ofiarę.
– Pytanie do profesora Ziernowa. Czy zgodzi się pan z poglądem, że działalność różowych obłoków może stanowić zagrożenie dla ludzkości?
– Z całą pewnością nie – natychmiast odciął się Ziernow. – Dotąd obłoki nie uczyniły ludziom żadnej szkody. Zniknięcie z Ziemi masywów lodowych tylko poprawi nam klimat. Żadnego uszczerbku nie doznała ani przyroda, ani twory rąk ludzkich.
– Czy jest pan o tym całkowicie przekonany?
– O ile wiem, jedyna wyrządzona przez nie szkoda to zniknięcie taboretu, na którym siedział w Mirnym mój sobowtór. Nie jest to nazbyt wielka strata dla ludzkości.
– Pytanie do profesora Ziernowa! – znowu krzyknięto z sali. – Co pan sądzi o oświadczeniu admirała, że sobowtóry to piąta kolumna przybyszów, to działania prewencyjne przed przyszłą wojną galaktyczną?
– Sądzę, że admirał naczytał się powieści fantastycznych i wątki z tych powieści bierze teraz za rzeczywistość.
– Pytanie do autora filmu, Anochina. Admirał jest zdania, że pan jest sobowtórem i że pański film także został nakręcony przez sobowtóra, a ujęcia zagłady pańskiego sobowtóra w tym filmie to zdjęcia pokazujące unicestwienie samego Anochina. W jaki sposób dowiedzie pan, że nie odpowiada to prawdzie?
Wzruszyłem tylko ramionami – jakże mógłbym tego dowieść? Zamiast mnie odpowiedział Mac Adow:
– Nie ma powodu, by Anochin tego dowodził. W nauce obowiązuje nienaruszalna „presumpcja ustalonego stanu rzeczy”. Uczeni nie muszą dowodzić fałszywości jakiegoś gołosłownego oświadczenia – obowiązek udowodnienia jego prawdziwości spoczywa na jego autorze.
Na sali znowu zaczęto bić brawo. Ale wysoki, chudy i płaski jak deska Mac Adow tym razem przerwał klaszczącym.
– Panowie, to nie przedstawienie.
– A co nam może powiedzieć o Thompsonie przewodniczący? – padło pytanie z sali. – Przez cały rok współpracował pan z admirałem w ekspedycji antarktycznej. Co pan o nim sądzi jako o uczonym i jako o człowieku?
– Pierwsze rozsądne pytanie skierowane pod moim adresem – uśmiechnął się pod wąsem Mac Adow. – Niestety nie będę mógł zaspokoić ciekawości pytającego. Wprawdzie pracowaliśmy z admirałem w tej samej ekspedycji i w tym samym punkcie geograficznym, ale w różnych dziedzinach. Admirał jest administratorem, ja – astronomem. Prawie nie stykaliśmy się ze sobą. Admirał nie zdradzał szczególniejszego zainteresowania moimi obserwacjami astronomicznymi, ja – jego talentami administracyjnymi. Mam nadzieję, że sam admirał nie pretenduje do miana uczonego, w każdym razie nie są mi znane żadne jego prace naukowe. Jako człowieka zaś prawie go nie znam, aczkolwiek jestem przekonany, że działa on w najlepszej wierze nie powodując się względami osobistymi czy też politycznymi. Admirał nie jest zaangażowany ani w ruchu antykomunistycznym, ani w przedwyborczej kampanii prezydenckiej. Wszystko, co głosi, wynika moim zdaniem z fałszywych przekonań, z awersji i z błędnych wniosków.
– Co więc pana zdaniem powinna uczynić ludzkość?
– Wskazówek co do tego udzieli właśnie kongres.
– W takim razie pytanie do pana jako astronoma. Skąd, pana zdaniem, przybyły do nas te potwory?
Mac Adow po raz pierwszy roześmiał się szczerze i niewymuszenie.
– Nie znajduję w nich niczego potwornego. Przypominają to jeźdźca, to skrzydło samolotu „delta”, to bardzo duży i piękny kwiat, to znów różowy sterowiec. Nasze i ich kanony estetyki nie są z pewnością identyczne. A skąd przybyli? Dowiemy się tego, kiedy sami zechcą nam odpowiedzieć na to pytanie, jeśli oczywiście potrafimy je zadać. Być może, że przybyli z któregoś z sąsiednich układów planetarnych. Może z Mgławicy Andromedy, może z mgławicy w gwiazdozbiorze Triangulum. Równie dobrze można by wróżyć z fusów.
– Użył pan sformułowania: „kiedy sami nam odpowiedzą”. A zatem możliwe jest nawiązanie kontaktu?
– Jak dotąd żadna próba kontaktu nie dała rezultatu. Nawiązanie kontaktu jest jednak możliwe, jestem o tym przekonany, jeśli tylko są to rozumne istoty żywe a nie zaprogramowane w określony sposób biosystemy.
– Ma pan na myśli roboty?
– Nie, nie mam na myśli robotów. Mówię o systemach programowanych w ogóle. W takim wypadku kontakt zależy od programu.
– A jeśli są to systemy samoprogramowujące się?
– Jeżeli tak jest, to wówczas wszystko zależy od tego, jak ich program zmienia się pod wpływem czynników zewnętrznych. Próby nawiązania kontaktu to także jeden z bodźców zewnętrznych.
– Pytanie do autora filmu, Anochina. Czy obserwował pan sam proces modelowania?
– Nie można go zaobserwować – powiedziałem – człowiek jest wtedy w stanie głębokiej śpiączki.
– Ale przecież widział pan na własne oczy powstawanie duplikatu amfibii śnieżnej. To ogromna maszyna z metalu i z mas plastycznych. Skąd się wzięła, z jakich materiałów powstała.
– Z powietrza – powiedziałem.
Na sali roześmiano się.
– Nie ma w tym nic śmiesznego – wtrącił się Ziernow. – Właśnie z powietrza. Z nie wiadomo jakich i nie wiadomo w jaki sposób wprowadzonych do powietrza elementów.
– Zatem – cud? – w pytaniu tym słychać było j nie ukrywaną drwinę.
Ale Ziernowa to nie stropiło.
– Niegdyś uważano za cud wszystko, co nie dawało się wytłumaczyć przy ówczesnym stanie wiedzy. Nasz dzisiejszy stan wiedzy również dopuszcza możliwość i zjawisk nie wytłumaczalnych, zakładamy jednak, że i zjawiska te znajdą wytłumaczenie w toku dalszego postępu nauki. A nieustanny jej rozwój już dziś pozwala nam przewidzieć, że mniej więcej w połowie lub pod koniec przyszłego stulecia potrafimy odtwarzać przedmioty wykorzystując działanie fal i pól i jakich mianowicie fal i jakich konkretnie pól – na to nauka oczywiście odpowie dopiero w przyszłości, j Ja osobiście jestem jednak przekonany, że w tym za – i kątku kosmosu, z którego przybyły do nas owe istoty, nauka i życie osiągnęły już taki poziom.: