Выбрать главу

Choć Myron postanowił zawęzić przegląd informacji o Bradfordach do roku 1978, wzmianek o nich i tak było co niemiara. Najwięcej z marca, podczas gdy Anita uciekła w listopadzie. Błąkało mu się po głowie mgliste wspomnienie z czasów, gdy rozpoczynał naukę w gimnazjum, ale nie zdołał go przywołać. O Bradfordach zrobiło się wtedy głośno w związku z jakimś skandalem. Włożył mikrofilm do czytnika. Nie miał uzdolnień technicznych – o co winił przodków – więc zabrało mu to dłużej, niż powinno. Po kilku falstartach w końcu udało mu się przeczytać dwa artykuły. Wkrótce potem natknął się na nekrolog. „Elizabeth Bradford, córka Richarda i Miriam Worthów, żona Arthura Bradforda, matka Stephena Bradforda, odeszła w wieku lat trzydziestu…”.

Nie podano przyczyny śmierci, ale Myron przypomniał sobie tę historię. Prawdę mówiąc, to odgrzano ją ostatnio w prasie w związku z wyścigiem do fotela gubernatora. Pięćdziesięciodwuletni wdowiec wciąż, jeśli wierzyć doniesieniom, opłakiwał śmierć żony. Spotykał się z kobietami, owszem, ale – jak wieść gminna niosła – nigdy nie przebolał utraty młodej małżonki. Stawiało go to w podejrzanie korzystnym świetle wobec trzykrotnie żonatego rywala, Jima Davisona. Ciekawe, czy w tej gminnej wieści tkwiło źdźbło prawdy. Arthura Bradforda uważano za mało sympatycznego, za kogoś pokroju Boba Dole’a. Może to chore i niesmaczne, ale co mogło lepiej poprawić taki wizerunek niż wskrzeszenie miłości do zmarłej żony?

Kto wie, jak się sprawy miały. Politycy i prasa – dwie hołubione instytucje publiczne – z taką wprawą posługują się rozwidlonymi językami, że mogłyby im służyć za widelce na bankietach. To, że Arthur Bradford odmówił wypowiedzi na temat żony, mogło być wyrazem autentycznego bólu albo chytrym chwytem na użytek mediów. Cynicznym, ale cóż poradzić.

Myron powrócił do artykułów sprzed lat. W marcu 1978 roku pisano o Bradfordach trzy dni z rzędu. Będący małżeństwem od sześciu lat, Arthur i Elizabeth Bradfordowie zakochali się w sobie na studiach. Uchodzili powszechnie za „kochającą się parę”, jak głosił dziennikarski frazes, znaczący z grubsza tyle, ile nazwanie zmarłego młodzieńca „wybitnie uzdolnionym studentem”. Pani Bradford wypadła z balkonu na drugim piętrze rezydencji, lądując głową na ceglanym chodniku. Nie podano za wielu szczegółów. Policyjne śledztwo ustaliło, że śmierć nastąpiła wskutek tragicznego wypadku. Padało i było ciemno. Na wyłożonym śliskimi płytkami balkonie właśnie wymieniano ściankę, która w związku z tym nie była całkiem bezpieczna. Sprawa czysta, że mucha nie siada. Prasa obeszła się z Bradfordami bardzo łagodnie. Myron przypomniał sobie plotki, jakie krążyły w tamtym czasie na boisku szkolnym. Co ona robiła na balkonie w marcu? Była pijana? Pewnie tak. No bo jak inaczej spadłaby z balkonu? Oczywiście część chłopaków spekulowała, że ją zepchnięto. W szkolnej stołówce pasiono się tą zajmującą strawą co najmniej dwa dni. Ale jak to w gimnazjum, hormony zatknęły sztandar zwycięstwa i wszyscy wpadli na powrót w popłoch przed płcią przeciwną. O, słodki ptaku młodości!

Myron usiadł wygodniej i wpatrzył się w ekran. Znów zadumał się nad tym, dlaczego Arthur Bradford nie chciał mówić o zmarłej żonie. A jeśli nie miało to nic wspólnego z autentycznym bólem ani z manipulacją mediami? Jeśli odmówił komentarza, bo nie chciał, żeby po dwudziestu latach coś wyszło na jaw?

Hm! Świetnie, Myron, brawo. A może porwał syna Lindbergha. Trzymaj się faktów, skarcił się. Po pierwsze, Elizabeth Bradford nie żyła od dwudziestu lat. Po drugie, nie istniał nawet okruch dowodu na to, że jej śmierć nie była wypadkiem. Po trzecie – i najważniejsze – zdarzyło się to dziewięć miesięcy przed ucieczką Anity Slaughter.

Wniosek: nie było najwątlejszego śladu, który mógłby sugerować, że te dwie sprawy coś łączy.

W każdym razie nie było w tej chwili.

Zaschło mu w gardle. Powrócił do lektury artykułu w „Jersey Ledger” z 18 marca 1978 roku. Artykuł ze strony pierwszej kończył się na stronie ósmej. Myron pokręcił gałką czytnika. Zaskrzypiała w proteście, ale ustąpiła.

Nareszcie! Informację umieszczono w prawym dolnym rogu. Jedno zdanie. To wszystko. Nie rzucające się w oczy. „Zwłoki pani Bradford odkryła o godzinie 6.30 rano na ceglanym tylnym ganku rezydencji Bradfordów pokojówka, która przyszła do pracy”.

Pokojówka, która przyszła do pracy. Ciekawe, jak się nazywała.

10

Natychmiast zadzwonił do Mabel Edwards.

– Pamięta pani Elizabeth Bradford? – spytał.

– Tak – odparła po krótkiej chwili.

– To Anita znalazła jej zwłoki?

Tym razem wahanie Mabel trwało dłużej.

– Tak.

– Co pani o tym powiedziała?

– Zaraz. Myślałam, że chcesz pomóc Horace’owi.

– Chcę.

– To dlaczego wypytujesz o tę biedaczkę? – spytała nieco urażona. – Zginęła ponad dwadzieścia lat temu.

– To dość skomplikowane.

– Pewnie. – Wzięła głęboki oddech.

– Chcę znać prawdę.

– Szukasz również Anity?

– Tak.

– Dlaczego?

Dobre pytanie. Ale po dotarciu do jego sedna odpowiedź była prosta.

– Na zlecenie Brendy.

– Odszukanie Anity nic jej nie pomoże.

– Niech pani jej to powie.

Mabel zaśmiała się niewesoło.

– Brenda bywa uparta – powiedziała.

– To u was rodzinne.

– Zgadza się.

– Proszę mi powiedzieć, co pani pamięta.

– Niewiele. Anita przyszła do pracy i znalazła tę kobietę. Leżała jak szmaciana lalka. To wszystko.

– Anita do tego nie wracała?

– Nie.

– Była wstrząśnięta?

– Pewnie. Służyła u Elizabeth Bradford prawie sześć lat.

– Pytam, czy wstrząsnęło nią coś poza tym, że znalazła ciało.

– Nie. W każdym razie nic mi nie mówiła. Nawet gdy dzwonili reporterzy, po prostu odkładała słuchawkę.

Myron wchłonął tę informację, przepuścił przez szare komórki i nie znalazł niczego.

– Pani Edwards, czy brat wspomniał kiedyś o prawniku Thomasie Kincaidzie?

– Nie.

Pożegnali się. Tuż po tym, jak Myron skończył rozmowę, telefon zadzwonił.

– Halo?

– Odkryłam coś dziwnego, Myron – odezwała się Lisa z firmy telefonicznej.

– Co?

– Poprosiłeś o podsłuch telefonu Brendy Slaughter.

– Tak.

– Ktoś mnie uprzedził.

Myron o mały włos nie nacisnął na hamulec.

– Co takiego?

– Ktoś założył go wcześniej.

– Kiedy?

– Nie wiem.

– Możesz to sprawdzić? Dowiedzieć się kto?

– Nie. Jej numer zablokowano.

– Co to oznacza?

– Szlaban na wszystkie informacje. Nie mam nawet dostępu przez komputer do jej starych rachunków telefonicznych, podejrzewam, że stoją za tym jacyś stróże prawa. Mogę poszperać, ale nie ręczę za wyniki.

– Postaraj się, Liso. Dziękuję.

Myron rozłączył się. Zaginiony ojciec, telefony z groźbami, śledzący ich samochód, a do tego podsłuch telefoniczny. Zaczynał się denerwować. Po co ktoś – ktoś, kto miał władzę – podsłuchiwałby rozmowy Brendy? Czy osoba ta należała do grupy, która groziła jej przez telefon? Czy podsłuchiwali ją, chcąc dotrzeć do jej ojca, czy może…

Zaraz!

W trakcie jednej z rozmów polecono Brendzie, żeby zadzwoniła do matki. Dlaczego? Skąd to żądanie? Gdyby je spełniła – gdyby rzeczywiście wiedziała, gdzie się ukrywa matka – to przecież ci od posłuchu też znaleźliby Anitę. Czy o to chodziło?