Za to dobrze pamiętał – i sądził, że zachowa w żywej pamięci do końca życia – swoje późne powroty do domu, gdy zastawał ojca (udającego, że śpi) w rozkładanym fotelu wypoczynkowym. Tak było zawsze, bez względu na to, czy wracał o drugiej, czy trzeciej rano. Nie miał w domu godziny policyjnej. Rodzice mu ufali. Ale ojciec nie spał w piątki i soboty, czekając na niego w fotelu i martwiąc się, a „zapadał” w sen w momencie, kiedy Myron wkładał klucz do zamka. Myron wiedział, że stary udaje. A jego stary wiedział, że syn o tym wie. Ale i tak zawsze odgrywał swoje.
Sójka w bok przywróciła go do rzeczywistości.
– Wejdziesz do środka czy będziemy podziwiać ten pomnik złego nouveau smaku? – spytał Win.
– Kiedy chodziłem do gimnazjum, przesiadywałem tu z kumplami – odparł Myron.
Win spojrzał na bar, a potem na niego.
– Zuchy! – powiedział.
Zaczekał w samochodzie. Myron znalazł Francine przy kontuarze. Usiadł na sąsiednim stołku, walcząc z pokusą, żeby się na nim zakręcić.
– Policyjny mundurek – rzekł i cicho gwizdnął. – Bardzo sexy.
Francine Neagly ledwo raczyła spojrzeć na niego znad hamburgera.
– A najlepsze, że mogę się z niego rozbierać na wieczorach kawalerskich.
– Dorabiasz na czynsz, prąd i gaz?
– A jak. – Francine ugryzła hamburger, tak niedopieczony, że jego drugi koniec krzyknął „Au!”. – Nie spodziewałam się dożyć tego, że ujrzę cię w naturze.
– Tylko się nie podniecaj.
– Dobrze, że jestem tutaj. Bo gdyby baby na twój widok wyszły z siebie, tobym je zastrzeliła. – Wytarła mocno zatłuszczone dłonie. – Podobno wyprowadziłeś się z miasta.
– Tak.
– A tutaj dzieje się odwrotnie. – Wzięła jeszcze jedną serwetkę. – Wciąż się słyszy, że zaraz po dorośnięciu wszyscy chcą uciec z miasteczek. Natomiast do Livingston wszyscy wracają i zakładają rodziny. Pamiętasz Santolę? Wrócił. Ma trójkę dzieci. A Friedy’ego? Mieszka w starym domu Weinbergów. Ma dwoje. Jordan mieszka przy Saint Phil. Wyremontował jakąś ruderę. Damski krawiec. Trzy dziewczynki. Słowo daję, pół naszej klasy się chajtnęło i wróciło do miasta.
– A co z tobą i Gene’em Duluką? – spytał z uśmieszkiem Myron.
Francine zaśmiała się.
– Rzuciłam go na pierwszym roku studiów. Kurczę, ale byliśmy koszmarni!
Gene i Francine byli klasową parą. W stołówce siedzieli przy jednym stoliku i, oboje w drucianych aparatach korekcyjnych na zębach, jedli lunche, całując się z języczkiem.
– Potworni – przyznał Myron.
Znów ugryzła kęs.
– Nie zamówisz nic całuśnego? Nie sprawdzisz, jak smakuje?
– Gdybym tylko miał więcej czasu.
– Wszyscy tak mówią. No dobra, z czym do mnie przychodzisz?
– Pamiętasz ten śmiertelny wypadek u Bradfordów, kiedy byliśmy w gimnazjum?
Francine zawiesiła zęby nad hamburgerem.
– Trochę.
– Kto prowadził tę sprawę?
Przełknęła.
– Detektyw Wickner – odparła.
Myron pamiętał go. Zawsze w przeciwsłonecznych lustrzankach. Bardzo udzielał się w lidze bejsbolowej podstawówek. Baaardzo zależało mu na zwycięstwach. Nienawidził dzieciaków, które po odejściu do szkół średnich przestawały go czcić. Kochał wlepiać młodym kierowcom mandaty za przekroczenie szybkości. Mimo to Myron go lubił. Był wzorowym Amerykaninem. Spolegliwym jak dobry komplet narzędzi.
– Nadal pracuje w policji?
Francine potrząsnęła głową.
– Przeszedł na emeryturę. Przeniósł się na północ stanu, do domku nad jeziorem. Ale często wpada do miasta. Kręci się po boiskach i ściska ręce. Jedno nawet nazwali jego imieniem. Z wielką pompą i honorami.
– Szkoda, że tego nie widziałem. Czy w komendzie zachowały się akta tej sprawy?
– A kiedy to się zdarzyło?
– Dwadzieścia lat temu.
Francine spojrzała na niego. Włosy miała krótsze niż w szkole średniej, po aparacie na zębach nie zostało śladu, lecz poza tym nic się nie zmieniła.
– Może są w podziemiu – odparła. – A dlaczego pytasz?
– Są mi potrzebne.
– Tak po prostu?
Skinął głową.
– Poważnie?
– Tak.
– I chcesz, żebym ci je wyciągnęła.
– Tak.
Wytarła dłonie w serwetkę.
– Bradfordowie wiele mogą.
– Jakbym o tym nie wiedział.
– Chcesz nabruździć Arthurowi? Kandyduje na gubernatora.
– Nie.
– Ale masz dobry powód, żeby zajrzeć do tych akt?
– Tak.
– Powiesz mi, o co chodzi, Myron?
– Tylko jeśli będę musiał.
– Nie dasz choćby malutkiego cynku?
– Chcę sprawdzić, czy to był wypadek.
Spojrzała na niego uważnie.
– Masz coś, co na to wskazuje? – spytała.
Potrząsnął głową.
– Mgliste podejrzenie.
Francine Neagly wzięła frytkę i przyjrzała się jej.
– Jeżeli coś znajdziesz, przyjdziesz z tym do mnie, zgoda? Nie do prasy. Nie do federalnych. Do mnie.
– Zgoda.
Wzruszyła ramionami.
– Dobra. Poszukam tych akt.
Myron wręczył jej wizytówkę.
– Miło było znów cię zobaczyć, Francine – powiedział.
– Nawzajem. – Przełknęła następny kęs. – Hej, jesteś z kimś? – spytała.
– Tak. A ty?
– Nie. Ale skoro już o tym wspomniałeś, tęsknię trochę za Gene’em.
14
Myron wskoczył do jaguara. Win zapalił silnik i ruszył.
– Twój plan w sprawie Bradforda zakładał sprowokowanie go do działania, czy tak? – spytał.
– Tak.
– No, to moje gratulacje. Kiedy byłeś w środku, minęli mnie dwaj dżentelmeni z jego foyer.
– Wiesz, gdzie są?
Win potrząsnął głową.
– Pewnie pilnują wylotów ulicy. Ktoś nas przejmie. Jak chcesz to rozegrać?
– Na razie nie chciałbym ich odstraszyć – odparł Myron po chwili. – Niech jadą za nami.
– Dokąd, o najmędrszy z najmędrszych?
Myron spojrzał na zegarek.
– Jakie masz na dzisiaj plany?
– O drugiej muszę być w biurze.
– Możesz mnie wysadzić pod salą treningową? Jakoś wrócę.
Win skinął głową.
– Szoferowanie to moje życie.
Drogą 280 pojechali do autostrady New Jersey Turnpike. Win włączył radio. Surowy głos ostrzegał słuchaczy, żeby nie kupowali materacy przez telefon, a zamiast tego pojechali do sklepu Sleepy’ego i „skonsultowali zakup materaca z ekspertem”. Z ekspertem od materacy? Po podyplomowych studiach magisterskich?
– Masz broń? – spytał Win.
– Zostawiłem w fordzie.
– Otwórz schowek.
W schowku były trzy pistolety i kilka pudełek z amunicją. Myron zmarszczył brwi.
– Spodziewasz się zbrojnej inwazji? – spytał.
– Brawo, co za dowcip! – Win wskazał broń. – Weź trzydziestkęósemkę. Jest naładowana. Szelki i kabura są pod siedzeniem.
Myron udał, że się ociąga, wiedział jednak, że broń mu się przyda.
– Zdajesz sobie sprawę, że młody FJ nie da za wygraną – rzekł Win.
– Wiem.
– Musimy go zabić. Nie ma wyboru.
– Zabić syna Franka Ache’a? Nawet ty byś tego nie przeżył.
– Założysz się?
Win prawie się uśmiechnął.
– Nie – odparł szybko Myron. – Tylko proszę, nic na razie nie rób. Coś wymyślę.
Win wzruszył ramionami. Zapłacili za przejazd i minęli wielki parking Vince’a Lombardiego. W oddali, nad mokradłami East Rutheford w New Jersey, unosił się kompleks sportowy Meadowlands, ze stadionem Gigantów i Continental Arena. Myron przez chwilę patrzył w milczeniu na Arenę, wspominając niedawną próbę powrotu do zawodowej koszykówki. Nie udało się, ale już to przebolał. Odebrano mu możliwość uprawiania ukochanego sportu, lecz pogodził się z rzeczywistością. Zostawił to za sobą, odsuwając gniew, i ruszył dalej.