Выбрать главу

Z korytarza zadzwonił do informacji. Spytał o panią Gundeck z Livingston. Pudło. Spytał więc o panią Gundeck z East Hanover lub okolic. Bingo! Caroline Gundeck mieszkała w Whippany. Zadzwonił. Po czterech sygnałach włączyła się sekretarka. Nagrał się.

W holu zastał Brendę. Stała w kącie, z pobladłą twarzą i oczami tak rozszerzonymi, jakby przed chwilą uderzono ją w splot słoneczny. Nie zareagowała, nie spojrzała na niego, kiedy podszedł.

– Co się stało? – spytał.

Zaczerpnęła łyk powietrza.

– Już tu byłam – powiedziała.

– Kiedy?

– Dawno temu. Nie pamiętam. Mam wrażenie… a może tylko mi się tak wydaje, że byłam tu jako mała dziewczynka. Z matką.

Zamilkli.

– Czy pamiętasz…

– Nic nie pamiętam – przerwała mu. – Nie jestem nawet pewna, czy to było tutaj. Może w innym motelu. Ten niczym się nie wyróżnia. Ale chyba w tym. Ta dziwna rzeźba wygląda znajomo.

– W co byłaś ubrana? – zagadnął.

Potrząsnęła głową.

– Nie wiem.

– A w co była ubrana twoja matka?

– Jesteś doradcą w sprawach mody?

– Próbuję pobudzić twoją pamięć.

– Nic nie pamiętam. Kiedy zniknęła, miałam pięć lat. Ile można zapamiętać z wczesnego dzieciństwa?

Trudno.

– Przejdźmy się – zaproponował. – Może coś sobie przypomnisz.

Nic jednak nie wypłynęło na powierzchnię, a może nie miało co wypłynąć. Zresztą nie liczył na to. Stłumiona pamięć i podobne rzeczy nie były jego specjalnością. W każdym razie dziwny epizod z rzeźbą odpowiadał scenariuszowi. Wracając do samochodu, postanowił, że przedstawi Brendzie swoją hipotezę.

– Chyba wiem, co robił twój ojciec – powiedział.

Przystanęła i spojrzała na niego. Nie zatrzymał się. Wsiadł do auta. Brenda za nim. Zatrzasnęli drzwiczki.

– Myślę, że Horace szukał twojej matki.

Dotarło to do niej po chwili. Opadła na oparcie.

– Dlaczego? – spytała.

Zapalił silnik.

– Pamiętaj, że powiedziałem „myślę”. Myślę, że to właśnie robił. Ale nie mam konkretnego dowodu.

– Mów.

Wziął głęboki oddech.

– Zacznijmy od wyciągu jego rozmów telefonicznych. Po pierwsze, kilka razy dzwonił do biura wyborczego Arthura Bradforda. Dlaczego? Wiemy, że z Bradfordami łączyło go tylko jedno.

– To, że moja matka u nich pracowała.

– Tak. Dwadzieścia lat temu. Ale należy uwzględnić jeszcze coś. Kiedy zacząłem jej szukać i natrafiłem na Bradfordów, przyszło mi na myśl, że mogą mieć coś wspólnego z jej zniknięciem. Być może twój ojciec też doszedł do tego wniosku.

Na Brendzie nie zrobiło to wrażenia.

– Co poza tym? – spytała.

– Po drugie, Horace wydzwaniał do dwóch adwokatów, którzy zajmowali się twoimi stypendiami.

– I co?

– Dlaczego do nich dzwonił?

– Nie wiem.

– Te stypendia są dziwne, Brendo. Zwłaszcza pierwsze. Stypendium do drogiej prywatnej szkoły wraz z pełnym utrzymaniem? Mimo że nie byłaś jeszcze koszykarką? Coś tu się nie zgadza. Zasady przyznawania stypendiów są inne. Byłaś jedyną stypendystką Edukacji Powszechnej. Sprawdziłem to. Owo stypendium przyznano tylko raz.

– Do czego zmierzasz?

– Ktoś ufundował je z jednego jedynego powodu: żeby przekazać ci pieniądze. – Przy odzieżowym sklepie dyskontowym Daffy Dan Myron zawrócił i drogą 10 skierował się w stronę ronda. – Innymi słowy, ktoś ci pomógł. Dużo wskazuje, że twój ojciec próbował się dowiedzieć kto.

Zerknął na Brendę. Nie patrzyła na niego.

– Myślisz, że moja matka? – spytała wreszcie chrapliwym głosem.

– Nie wiem – odparł ostrożnie. – Po co jednak Horace dzwoniłby tyle razy do Thomasa Kincaida, który przestał zajmować się twoimi stypendiami, gdy skończyłaś szkołę średnią? Dlaczego mu się naprzykrzał i nękał telefonami? Na myśl przychodzi mi tylko jedno: Kincaid miał informacje, które chciał zdobyć twój ojciec.

– Skąd pochodziły pieniądze na moje stypendium?

– Właśnie. Gdybyśmy to wyśledzili – ciągnął wciąż ostrożnie – odkrylibyśmy coś bardzo interesującego.

– A jesteśmy w stanie?

– Trudno powiedzieć. Adwokaci z pewnością powołają się na tajemnicę. Ale zlecę to zadanie Winowi. Gdy w grę wchodzą pieniądze, ma odpowiednie koneksje, żeby wyśledzić ich źródło.

Brenda zagłębiła się w fotelu, trawiąc to, co powiedział.

– Myślisz, że ojcu się to udało?

– Wątpię. W każdym razie narobił hałasu. Dobrał się do prawników, co więcej, posunął się do wypytywania Arthura Bradforda. Prawdopodobnie przesadził. Nawet jeśli nie zrobił nic złego, Bradfordowi nie mogło się spodobać, zwłaszcza w roku wyborów, że ktoś grzebie w jego przeszłości, wskrzesza stare zmory.

– I zabił go?

Myron nie bardzo wiedział, jak jej odpowiedzieć.

– Za wcześnie, by mieć pewność. Ale przyjmijmy na chwilę, że twój ojciec grzebał odrobinę za mocno. I że wystraszył się po pobiciu zleconym przez Bradfordów.

Brenda skinęła głową.

– Krew w szafce – powiedziała.

– Tak. Rozważałem, dlaczego znaleźliśmy ją właśnie tam, dlaczego Horace nie wrócił do domu, żeby się przebrać i ogarnąć. Domyślam się, że pobito go blisko szpitala. A przynajmniej w Livingston.

– Gdzie mieszkają Bradfordowie.

Potwierdził skinieniem głowy.

– Jeśli Horace uciekł prześladowcom lub po prostu się bał, że znów go dopadną, to nie mógł wrócić do domu. W szpitalu najprawdopodobniej zmienił ubranie i uciekł. W kostnicy leżał w kącie mundur ochroniarza. To pewnie w niego się przebrał, gdy dotarł do szafki. A potem dał dyla i…

Urwał.

– Co? – spytała.

– Cholera!

– Co?

– Jaki jest numer telefonu Mabel?

Brenda podała mu go.

– O co chodzi? – spytała.

Myron włączył komórkę, zadzwonił do Lisy z centrali telefonów Bell Atlantic i poprosił ją, żeby sprawdziła podany numer. Zajęło jej to około dwóch minut.

– Oficjalnie nic nie ma – oznajmiła. – Ale sprawdziłam linię. Trzeszczy.

– To znaczy?

– Ktoś chyba założył podsłuch. W telefonie. Żeby się o tym upewnić, musiałbyś tam kogoś posłać.

Myron podziękował i rozłączył się.

– Mabel też założyli podsłuch w telefonie – powiedział. – Pewnie stąd dowiedzieli się o twoim ojcu. Zadzwonił do siostry i go namierzyli.

– Kto za tym stoi?

– Nie wiem.

Zamilkli. Minęli pizzerię Star-Bright. Gdy był chłopcem, krążyła plotka, że na jej zapleczu działa burdel. Był tam kilka razy z rodzicami. Kiedyś poszedł za tatą do toalety. I nic.

– W tej sprawie nie zgadza się jeszcze coś – powiedziała Brenda.

– Co?

– Jeżeli nie mylisz się co do tych stypendiów, to skąd moja matka wzięła tyle pieniędzy?

Dobre pytanie.

– Ile zabrała twojemu ojcu?

– Czternaście tysięcy.

– Jeżeli dobrze je zainwestowała, mogły wystarczyć. Od jej zniknięcia do twojego pierwszego stypendium minęło siedem lat, więc…

Myron szybko obliczył w myślach. Na początek czternaście tysięcy. Hm! Anita Slaughter musiałaby natrafić na złotą żyłę, żeby pieniędzy starczyło na tak długo. Było to oczywiście możliwe, ale nawet w epoce Reagana mało prawdopodobne.

Wolnego.

– Może znalazła inny sposób na zdobycie pieniędzy – dodał.

– Jaki?

Na chwilę zamilkł. Myślał intensywnie. Zerknął we wsteczne lusterko. Nie zauważył, żeby ktoś ich śledził, to jednak o niczym nie świadczyło. Sporadycznie zerkając w lusterko, trudno wykryć ogon. Musisz obserwować samochody, zapamiętywać je, analizować ich ruchy. Ale nie mógł się na tym skupić. Nie w tej chwili.