Выбрать главу

– Jest na podsłuchu.

– Ale kto chciałby mnie podsłuchiwać? – spytała zmieszana.

Zrezygnował ze spekulacji.

– Nie wiem – odparł. – Czy pani brat, dzwoniąc tutaj, wspomniał o Holiday Inn w Livingston?

W jej oczach zaszła zmiana.

– Dlaczego o to pytasz?

– Dzień przed zniknięciem Horace zjadł tam lunch z kierowniczką. Był to ostatni rachunek, jaki zapłacił kartą. Poza tym wpadliśmy tam dziś z Brendą i motel wydał się jej znajomy. Ma wrażenie, że była w nim kiedyś z Anitą.

Mabel zamknęła oczy.

– Co się stało? – spytał.

Do domu weszli nowi żałobnicy, niosąc półmiski zjedzeniem.

Mabel z miłym uśmiechem przyjęła kondolencje, mocno ściskając im dłonie. Myron czekał.

– Horace nie wspomniał przez telefon o Holiday Inn – powiedziała mu w wolnej chwili.

– Jeszcze jedno pytanie.

– Tak?

– Czy Anita była kiedyś z Brendą w tym motelu?

Do pokoju weszła Brenda. Spojrzała na nich. Mabel położyła dłoń na ramieniu Myrona.

– Nie pora na taką rozmowę – powiedziała.

Skinął głową.

– Możesz przyjechać jutro wieczorem? Sam.

– Tak.

Zostawiła go zajęła się rodziną i przyjaciółmi brata. Myron znowu poczuł się jak intruz, lecz tym razem wcale nie z powodu barwy skóry.

Szybko wyszedł.

20

W samochodzie włączył komórkę. Były dwa telefony. Jeden od Esperanzy z agencji, drugi od Jessiki. Po krótkim namyśle – bo właściwie nie było się nad czym zastanawiać – zadzwonił do hotelu w Los Angeles. Czy, oddzwaniając do Jessiki niezwłocznie, zachował się jak mięczak? Być może. Jednakże we własnych oczach okazał wyjątkową dojrzałość. Ktoś mógłby nazwać go pantoflarzem, ale kombinacje, gierki i podchody nie były w jego stylu.

Hotelowa telefonistka połączyła go z pokojem Jessiki, jednak nikt nie podniósł słuchawki. Zostawił wiadomość i zadzwonił do agencji.

– Mamy duży problem – oznajmiła Esperanza.

– W niedzielę?

– Pan Bóg wziął sobie wolne, ale nie właściciele drużyn.

– Słyszałaś o Horasie Slaughterze?

– Tak. Przykro mi, że straciłeś przyjaciela, ale mamy robotę. I problem.

– Jaki?

– Yankees sprzedają Lestera Ellisa. Do Seattle. Na jutro zwołali konferencję prasową.

Myron potarł grzbiet nosa.

– Od kogo się dowiedziałaś?

– Od Devona Richardsa.

Rzetelne źródło. Cholera!

– Czy Lester o tym wie?

– Nie.

– Wścieknie się.

– Mnie to mówisz?

– Masz jakieś propozycje?

– Żadnych – odparła Esperanza. – Drobna korzyść z bycia podwładną.

Komórka zasygnalizowała, że ktoś dzwoni.

– Zadzwonię – zapowiedział i przełączył linię. – Halo?

– Ktoś mnie śledzi – oznajmiła Francine Neagly.

– Gdzie jesteś?

– Przy supermarkecie A amp;P, niedaleko ronda.

– Co to za samochód?

– Niebieski buick skylark. Kilkuletni. Z białym dachem.

– Numer rejestracyjny?

– New Jersey, cztery, siedem, sześć, cztery, pięć, T.

– Kiedy zaczynasz służbę? – spytał po chwili.

– Za pół godziny.

– W samochodzie czy przy biurku?

– Przy biurku.

– Dobra, przejmę go.

– Przejmiesz?

– Zostajesz w komendzie, więc nie będzie marnował pięknej niedzieli na czekanie. Pojadę za nim.

– Pośledzisz śledzącego?

– Tak. Pojedź Mount Pleasant do Livingston Avenue. Tam go przejmę.

– Myron?

– Tak?

– Jeżeli to duża sprawa, chcę się włączyć.

– Jasne.

Rozłączyli się. Myron zawrócił do Livingston. Zaparkował przy Memorial Circle, w pobliżu skrzyżowania z Livingston Avenue. Miał stamtąd dobry widok na komendę policji i łatwy dojazd do wszystkich tras. Silnik zostawił na chodzie, obserwując półmilowe „rondo”, tłumnie odwiedzane przez livingstończyków. Przechadzające się wolno, zwykle dwójkami, starsze panie, z których co odważniejsze wymachiwały hantelkami. Pary po pięćdziesiątce i sześćdziesiątce, wiele z nich – miły obrazek – w jednakowych dresach. Wlokące się noga za nogą nastolatki, którym usta pracowały znacznie intensywniej niż kończyny i mięśnie sercowo-naczyniowe. Mijający ich jakby byli powietrzem zaprzysięgli biegacze z zaciętymi minami, w lśniących okularach, demonstrowali nagie brzuchy. Nagie brzuchy! Nawet mężczyźni! Co się wyrabiało?!

Zmusił się, żeby nie myśleć o całowaniu Brendy. O jej pałającej z podniecenia twarzy. O tym, co poczuł, kiedy uśmiechnęła się do niego z drugiego końca piknikowego stołu, o ożywieniu, z jakim rozmawiała z gośćmi na barbecue. I o czułości, z jaką opatrywała Timmy’emu nogę.

Jak dobrze, że o niej nie myślał.

Zadał sobie pytanie, czy Horace by to pochwalił. Dziwna myśl. Ale cóż poradzić. Czy jego dawny mentor by to zaakceptował? Ciekawe… Co by było, gdyby zaczął się spotykać z Murzynką? Dlaczego go pociągała? Z powodu tabu? Dlatego że coś go od niej odpychało? Jak wyglądałaby ich przyszłość? Wyobraził ich sobie, lekarkę pediatrę i agenta sportowego, mieszaną parę z podobnymi marzeniami, w podmiejskim domu… Jakie to głupie, że zakochany w przebywającej w Los Angeles kobiecie mężczyzna wymyśla podobne bzdury na temat osoby poznanej zaledwie dwa dni temu.

Głupie? Pewnie.

Jego samochód minęła zawzięta jasnowłosa biegaczka w obcisłych karmazynowych majtkach i w wysłużonym sportowym białym topie. Przebiegając, zajrzała do środka i uśmiechnęła się. Myron odpowiedział jej uśmiechem. Nagi brzuch! Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło.

Po drugiej stronie ulicy Francine podjechała pod komendę policji. Trzymając nogę na hamulcu, Myron włączył bieg. Buick skylark minął komendę, nie zwalniając. Myron próbował sprawdzić u swojego informatora w wydziale komunikacji, do kogo należy ten wóz, ale była niedziela, więc cóż, wydział nie pracował.

Skręciwszy w Livingston Avenue, Myron podążył za buickiem na południe. Trzymał się cztery samochody z tyłu i wyciągał szyję. Nikt się nie ścigał. W niedzielę nikomu się nie śpieszyło. I bardzo dobrze. Buick zatrzymał się na światłach przy Northfield Avenue. Po prawej było małe centrum handlowe z cegły. Kiedy Myron dorastał, w tym samym budynku mieściła się szkoła podstawowa Roosevelta. Ale przed około dwudziestu laty ktoś uznał, że w New Jersey nie potrzeba aż tylu szkół, za to więcej centrów handlowych. Jasnowidz.

Skylark skręcił w prawo. Trzymający się z tyłu Myron poszedł w jego ślady. Znów jechali w stronę drogi 10, ale po niespełna pół mili skylark skręcił w lewo, w Crescent Road. Myron zmarszczył brwi. Ta podmiejska uliczka służyła głównie jako skrót do Hobart Gap Road. Hm! To znaczyło, że kierowca skylarka jest najprawdopodobniej stąd i dobrze zna miasto.

Po szybkim skręcie w prawo nastąpił skręt w lewo. Myron wiedział już, dokąd jedzie skylark. Oprócz dwupoziomowych domów i ledwie płynącego potoku w okolicy była tylko jedna rzecz – boisko szkolnej ligi bejsbolowej.

Boisko Meadowbrook. A właściwie dwa. Słoneczna niedziela oznaczała, że ulica i parking będą zapchane pojazdami. Znane mu z dzieciństwa rodzinne samochody z drewnianymi panelami zastąpiły furgonetki i mikrobusy, lecz poza tym niewiele się zmieniło. Parking wciąż był żwirowy. W budkach z białego cementu z zielonymi pasami mamy-ochotniczki serwowały jedzenie i napoje. A z rozchwianych, wciąż metalowych trybun dochodził odrobinę za głośny doping rodziców.

Buick skylark zaparkował w niedozwolonym miejscu pod tablicą do zatrzymywania piłek. Myron zwolnił i zaczekał. Specjalnie się nie zdziwił, gdy z buicka wysiadł z wielkim fasonem detektyw Wickner, który kiedyś prowadził sprawę „wypadku” Elizabeth Bradford. Emerytowany policjant zdjął okulary przeciwsłoneczne, wrzucił je do wozu i włożył zieloną bejsbolówkę z dużym S. Twarz wyraźnie mu się odprężyła, jakby słońce świecące nad boiskiem było najdelikatniejszą masażystką. Pomachał jakimś znajomym, stojącym pod tablicą do zatrzymywania piłek – tablicą imienia Eliego Wicknera, jak głosił napis – a gdy pozdrowili go machnięciem ręki, ruszył w ich stronę.