– A co tu opowiadać? Zostawiła bratu list i uciekła.
– Pamięta pani, co w nim napisała?
– Że już go nie kocha i chce rozpocząć nowe życie. Coś w tym rodzaju.
Mabel Edwards machnęła ręką, jakby robiła sobie miejsce. Z torebki wyjęła chusteczkę i zmięła ją w ciasną kulkę.
– Może pani powiedzieć, jaka była?
– Anita? – Mabel uśmiechnęła się, ale chusteczkę zostawiła w pogotowiu. – To ja ich z sobą poznałam. Ja i Anita pracowałyśmy razem.
– Gdzie?
– W rezydencji Bradfordów. Byłyśmy pokojówkami. Młodziutkimi dwudziestoletnimi dziewczynami. Pracowałam tam zaledwie pół roku. Ale Anita tyrała u nich przez sześć lat.
– Mówiąc o rezydencji Bradfordów…
– Mam na myśli tych Bradfordów! Anita była tam służącą. Usługiwała głównie starszej pani. Ta kobieta ma teraz pewnie z osiemdziesiąt lat. Ale mieszkali tam wszyscy. Dzieci, wnuki, bracia, siostry. Jak w Dallas. To chore, nie sądzisz?
Myron nie odpowiedział.
– W każdym razie kiedy poznałam Anitę, była fajną młodą dziewczyną, tyle że… – Mabel zapatrzyła się w powietrze, jakby szukała właściwych słów, ale widać ich nie znalazła, bo potrząsnęła głową – była za piękna. Nie wiem, jak inaczej to wyrazić. Dla takiej piękności chłopy tracą głowę. Weź Brendę. Jest atrakcyjna. Jak to mówią, egzotyczna. Ale Anita… chwileczkę. Znajdę jej zdjęcie.
Wstała miękkim ruchem i przepłynęła przez pokój, znikając za drzwiami. Mimo tuszy poruszała się z naturalnym wdziękiem urodzonej sportsmenki. Tak samo jak jej brat, Horace, przydający ruchom potężnego ciała harmonii i finezji. Nie było jej blisko minutę. Po powrocie wręczyła mu zdjęcie. Myron spojrzał na nie.
Nokaut! Najprawdziwszy, bezwzględny, powalający i zapierający dech! Myron dobrze wiedział, jaką władzę ma taka kobieta nad mężczyzną. Jessica też była taką pięknością.
Oszałamiała i budziła lęk.
Przyjrzał się fotografii. Mała, najwyżej cztero-pięcioletnia Brenda uśmiechała się z niej promiennie, trzymając się ręki matki. Na próżno usiłował wyobrazić sobie, że teraz uśmiecha się tak samo. Między matką i córką istniało podobieństwo ale Anita – przynajmniej wedle obowiązujących kanonów urody – była bez wątpienia piękniejsza od Brendy, której rysy – w porównaniu z wyrazistymi, regularnymi rysami matki – wydawały się grube i pozbawione proporcji.
– Uciekając, Anita wbiła Horace’owi sztylet w serce – ciągnęła Mabel – Nigdy nie doszedł do siebie, Brenda również. Gdy porzuciła ją matka, była małą dziewczynką Przez trzy lata co noc płakała. Horace mówił, że nawet w szkole średniej zdarzało jej się wołać przez sen mamę.
Myron w końcu oderwał wzrok od zdjęcia.
– A jeśli ona nie uciekła?
Mabel zwęziły się oczy
– Jak to? – spytała.
– Może była niewłaściwie traktowana?
Przez twarz Mabel przemknął smutny uśmiech.
– Rozumiem – powiedziała łagodnie – Patrzysz na to zdjęcie i nie możesz pogodzić się z tym, co widzisz. Nie możesz uwierzyć, że matka mogłaby porzucić takie słodkie dziecko. Wiem to trudne. Ale ona to zrobiła.
– A jeśli jej list sfałszowano? – podsunął Myron – Żeby zmylić Horace’a.
Mabel pokręciła głową.
– Nie.
– Nie może być pani pewna.
– Anita do mnie dzwoni.
Myron zamarł
– Słucham?
– Nieczęsto. Raz na dwa lata. Pyta o Brendę. Błagałam ją, żeby wróciła. Odłożyła słuchawkę.
– Nie domyśla się pani, skąd dzwoniła?
Zaprzeczyła, kręcąc głową.
– Jeśli chodzi o pierwsze rozmowy, to chyba skądś z daleka. Podejrzewałam, że zza oceanu, bo w słuchawce trzeszczało.
– Kiedy dzwoniła po raz ostatni?
– Trzy lata temu – odparła bez wahania. – Powiedziałam jej, że Brendę przyjęto na medycynę.
– I od tamtego czasu nic?
– Ani słowa.
– Jest pani pewna, że to była ona? – spytał Myron, zdając sobie sprawę, że strzela w ciemno.
– Tak. To była Anita.
– Czy Horace wiedział o jej telefonach?
– Na początku mówiłam mu. Było to jednak jak rozszarpywanie rany, która i tak nie chce się zagoić. Więc przestałam. Ale być może do niego też dzwoniła.
– Skąd ten domysł?
– Kiedyś za dużo wypił i coś mu się wymsknęło. Gdy spytałam go o to później, wyparł się, a ja nie naciskałam. Musisz nas zrozumieć, Myron. Nigdy nie rozmawialiśmy o Anicie. Ale stale nam towarzyszyła. Była z nami w pokoju. Rozumiesz, o czym mówię?
Milczenie nadpłynęło jak chmura. Myron liczył, że się rozproszy, ale wisiało dalej, grube i ciężkie.
– Jestem bardzo zmęczona. Myron. Czy możemy porozmawiać o tym innym razem?
– Oczywiście. – Wstał. – Gdyby pani brat znów za dzwonił…
– Nie zadzwoni. Boi się, że założyli podsłuch w telefonie. Nie odezwał się od blisko tygodnia.
– Czy wie pani, gdzie jest?
– Nie. Powiedział, że tak będzie bezpieczniej.
Myron wyjął wizytówkę, pióro i zapisał numer swojego telefonu komórkowego.
– Pod tym numerem jestem dostępny całą dobę – powiedział.
Skinęła głową. Była tak wyczerpana, że zwykłe sięgnięcie po wizytówkę okazało się nagle trudnym zadaniem.
8
– Wczoraj nie byłem z tobą do końca szczery.
Norm Zuckerman i Myron siedzieli w najwyższym rzędzie trybuny. Na parkiecie w dole trwał sparing dwóch piątek drużyny New York Dolphins. Z ruchów koszykarek biła finezja i siła. Myron był pełen podziwu. Na poły seksista, jak go nazwała Brenda, oczekiwał, że będą się poruszać bardziej niezdarnie, „rzucać jak dziewczyny”.
– Powiedzieć ci coś dziwnego? – spytał Norm. – Nienawidzę sportu. Ja, właściciel Zoomu, król odzieży sportowej, nie cierpię wszystkiego, co wiąże się z piłkami, kijami, kółkami i całą resztą. A wiesz dlaczego?
Myron potrząsnął głową.
– Bo byłem nogą w sportach. Kompletnym kaleką, jak mówią dziś dzieciaki. Mój starszy brat, Herschel, to był sportowiec. – Norm odwrócił wzrok. – Kochany Heshy – rzekł po chwili ze ściśniętym gardłem. – Wielki talent. Przypominasz mi go, Myron. To nie są czcze słowa. Nadal mi go brakuje. Zginął w wieku piętnastu lat.
Myron nie musiał pytać o szczegóły. Rodzinę Norma wymordowano w Oświęcimiu. On jeden ocalał. Dziś było ciepło, więc włożył koszulę z krótkimi rękawami. Na widok obozowego numeru na jego ręce Myron zawsze milkł z szacunkiem.
– Ta liga – Norm wskazał boisko – to nic pewnego. Wiedziałem o tym od początku. Właśnie dlatego powiązałem jej reklamę z reklamą odzieży. Jeżeli liga ZKZ nie wypali, to przynajmniej odzież sportowa Zoomu stanie się powszechnie znana. Rozumiesz?
– Tak.
– Poza tym spójrzmy prawdzie w oczy: bez Brendy Slaughter ta inwestycja weźmie w łeb. Liga, wszystkie reklamy, z reklamą odzieży włącznie, padną na pysk. Kaput. Gdyby ktoś chciał zniszczyć całe przedsięwzięcie, wykorzystałby do tego Brendę.