Выбрать главу

– Jedyny problem to moje życie prywatne.

Masz ci los!

– Zdarza mi się zapraszać tu z różnych okazji rozmaite panie. Nie zawsze w pojedynkę. Czasem je filmuję. Czy to ci przeszkadza?

– Nie. O ile tylko będę mogła robić to samo z mężczyznami.

Myron zakaszlał.

– Ależ proszę – odparł ze spokojem Win. – Kamera wideo jest w tej szafce.

Spojrzała na szafkę i skinęła głową.

– Masz trójnóg?

Win otworzył usta, zamknął je i pokręcił głową.

– Nie idę na łatwiznę – odparł.

– Młody, zdolny, ambitny. – Uśmiechnęła się. – Dobranoc, chłopcy.

Kiedy wyszła, Win spojrzał na Myrona.

– Możesz już zamknąć usta – powiedział.

– Jaki to problem chcesz ze mną omówić? – spytał, nalewając sobie koniaku.

– Chodzi o Esperanzę. Chce zostać moją wspólniczką.

– Wiem.

– Powiedziała ci?

Win wprawił trunek w ruch wirowy.

– Radziła się mnie, jak to zrobić. Jak załatwić to od strony prawnej.

– I nic mi nie powiedziałeś?

Odpowiedź była prosta.

– Napijesz się yoo-hoo? – spytał Win, który nie cierpiał udzielać oczywistych odpowiedzi.

Myron odmówił, kręcąc głową.

– Sęk w tym, że nie wiem, co zrobić z tym fantem.

– Wiem. Grałeś na zwłokę.

– Powiedziała ci to?

– Przecież ją znasz.

Myron skinął głową. Znał ją bardzo dobrze.

– Esperanza jest moją przyjaciółką…

– Poprawka – przerwał mu Win. – Twoją najlepszą przyjaciółką. Co więcej, może lepszą niż ja. Ale teraz zapomnij o tym. Jest twoją pracownicą, zapewne doskonałą, lecz w podjęciu decyzji przyjaźń należy odłożyć na bok. Dla waszego wspólnego dobra.

Myron skinął głową.

– Słusznie, zapomnij, co powiedziałem. Dobrze wiem, skąd pochodzi. Była ze mną od samego początku. Ciężko pracowała. Skończyła prawo.

– Ale?

– Ale wspólnictwo? Z wielką chęcią ją awansuję, dam osobny pokój, zwiększę zakres samodzielności w podejmowaniu decyzji, a nawet opracuję program podziału zysków. Ale ona się na to nie zgodzi. Chce zostać moją wspólniczką.

– Powiedziała ci dlaczego?

– Tak.

– I?

– To proste jak drut. Nie chce być niczyją podwładną. Nawet moją. Jej ojciec całe życie harował na różnych skurwieli. Jej matka sprzątała cudze domy. Dlatego poprzysięgła sobie, że kiedyś zacznie pracować na własny rachunek.

– Rozumiem.

– Jestem za tym. Ktokolwiek by to był? Ale jej rodzice pracowali pewnie u bezdusznych drani. Nieważne, że się przyjaźnimy. Nieważne, że kocham ją jak siostrę. Ważne, że jestem dobrym szefem. Uczciwym. Nawet ona to przyzna.

Win pociągnął duży łyk koniaku.

– Ale jej to najwyraźniej nie wystarcza.

– Więc co mam zrobić? Ustąpić? Partnerstwo w interesach między przyjaciółmi i członkami rodziny zawsze bierze w łeb. Zawsze. Pieniądze psują każdy związek. Ty i ja dbamy o to, żeby nasze firmy były ze sobą powiązane, ale prowadzimy je oddzielnie. Dlatego nam to wychodzi. Mamy podobne cele. Nie łączą nas pieniądze. Znam wiele zażyłych przyjaźni i dobrych firm zniszczonych przez takie układy. Mój ojciec nadal nie rozmawia z bratem z powodu wspólnictwa w interesach. Nie chcę, żeby spotkało to mnie i Esperanzę.

– Powiedziałeś to jej?

Myron potrząsnął głową.

– Nie, ale dała mi tydzień na podjęcie decyzji. Potem odejdzie.

– Ciężka sprawa.

– Masz jakieś propozycje?

– Żadnych.

Win przechylił głowę i uśmiechnął się.

– O co chodzi? – spytał Myron.

– O twoje argumenty. Dostrzegłem w nich ironię.

– Jak to?

– Wierzysz w małżeństwo, rodzinę, monogamię i tym podobne bzdury, tak?

– I co z tego?

– Wierzysz w spłodzenie i wychowanie dzieci, w przydomowe płotki, w słup z tablicą do kosza na podjeździe, w futbol od małego, w lekcje tańca, w cały ten podmiejski sztafaż.

– Powtórzę: i co z tego?

Win rozłożył ręce.

– To, że małżeństwa i tym podobne związki zawsze biorą w łeb. Nieuchronnie prowadzą do rozwodów, utraty złudzeń, śmierci marzeń, a w najlepszym razie do rozgoryczenia i wzajemnych pretensji. Jako przykład mógłbym, podobnie jak ty, wskazać własną rodzinę.

– To nie to samo, Win.

– Och, wiem. Rzecz jednak w tym, że wszyscy przepuszczamy fakty przez własne doświadczenia. Miałeś cudowne życie rodzinne, dlatego w nie wierzysz. Ja przeciwnie. Tylko ślepa wiara może zmienić nasze poglądy.

Myron skrzywił się.

– I to ma mi pomóc?

– Skądże. Ale ja uwielbiam filozofować.

Win włączył pilotem telewizor. Na wieczornym kanale Nick at Nite leciał show Mary Tyler Moore. Dolali sobie do kieliszków i rozsiedli się wygodnie.

Po kolejnym łyku koniaku Winowi pokraśniały policzki.

– Zaczekajmy na Lou Granta, może on nam podsunie odpowiedź – rzekł, patrząc w telewizor.

Nie podsunął. Myron wyobraził sobie reakcję Esperanzy, gdyby potraktował ją tak jak Lou Grant Mary. Gdyby trafił na jej dobry nastrój, zaczęłaby mu zapewne wyrywać pióra z głowy, aż zmieniłby się w Yula Brynnera.

Pora spać. W drodze do swojego pokoju zajrzał do Brendy. Siedziała w pozycji lotosu na antycznym łożu królowej takiej czy siakiej. Przed nią leżał otwarty duży podręcznik. Była maksymalnie skupiona. Przez chwilę tylko na nią patrzył. Z jej twarzy biła błogość, jaką widział u niej na boisku koszykówki. Ubrana we flanelową piżamę, skórę miała wciąż wilgotną po prysznicu, a na głowie ręcznik.

Wyczuła jego obecność i otworzyła oczy. Uśmiechnęła się do niego.

– Potrzebujesz czegoś? – spytał ze ściśniętym żołądkiem.

– Nic mi nie potrzeba. Rozwiązałeś swój problem?

– Nie.

– Podsłuchałam was przypadkiem.

– Nie szkodzi.

– Podtrzymuję, co powiedziałam. Chcę, żebyś był moim agentem.

– Cieszę się.

– Przygotujesz dokumenty?

Skinął głową.

– Dobranoc, Myron.

– Dobranoc, Brenda.

Opuściła wzrok i przewróciła kartkę. Patrzył na nią jeszcze przez chwilę, a potem poszedł spać.

12

Do posiadłości Bradfordów pojechali jaguarem, bo „Bradfordowie nie uznają taurusów”, wyjaśnił Win. Sam też ich nie uznawał.

Wysadzili Brendę przed salą treningową, drogą 80 pojechali do ukończonej wreszcie Passaic Avenue, którą zaczęto poszerzać, kiedy Myron chodził do szkoły średniej, i dotarli do Eisenhower Parkway, pięknej, czteropasmowej autostrady, ciągnącej się z pięć mil. Ach, New Jersey.

W bramie Farmy Bradfordów, jak głosił napis, powitał ich strażnik z ogromnymi uszami. Większość farm słynie z ogrodzeń pod prądem i strażników. Żeby nikt nie rozszabrował łanów kukurydzy i marchwi. Win wychylił się z okna, posłał uszatemu wyniosły uśmiech i natychmiast został przepuszczony. Kiedy przejeżdżali przez bramę, Myrona dziwnie zakłuło w sercu. Ileż razy jako dzieciak, mijając ją, próbował przebić wzrokiem gęste krzaki, aby ujrzeć przysłowiową „zieleńszą trawę” bogaczy, i marzył o bujnym, pełnym przygód życiu na tych wypielęgnowanych włościach!