Выбрать главу

Kamerdyner Mattius skinął głową, powiedział: „Tak jest, proszę pana”, i wymknął się za drzwi.

Arthur Bradford zarzucił ręcznik na ramiona i położył się. Szezlongi były długie, więc stopy nie wisiały mu w powietrzu.

Zamknął oczy.

– Obaj wiemy, że pamiętam Anitę Slaughter. Oczywiście, że nie zapomina się osoby, która znajduje zwłoki twojej żony.

– To jedyny powód?

Bradford odemknął oko.

– Słucham?

– Widziałem jej zdjęcia – odparł Myron. – Trudno zapomnieć taką piękność.

Bradford otworzył oczy. Chwilę milczał.

– Na świecie jest wiele atrakcyjnych kobiet.

– Mhm.

– Myślisz, że miałem z nią romans?

– Tego nie powiedziałem. Powiedziałem tylko, że była urodziwa. A mężczyźni pamiętają urodziwe kobiety.

– To prawda – przyznał Bradford. – Ale Davison z radością wykorzystałby taką plotkę. Rozumiesz mój niepokój? To jest polityka, a polityka to słowa. Mylnie sądzisz, że moje obawy w tej mierze dowodzą, że coś ukrywam. To nie tak. Wynikają one z troski o wizerunek publiczny. Choć nie zrobiłem nic złego, mój przeciwnik będzie próbował wmówić wyborcom, że nie mam czystego sumienia. Nadążasz?

– Jak polityk za lewą kasą.

Arthur Bradford miał rację. Kandydował na gubernatora. Nawet gdyby nie miał nic na sumieniu, przeszedłby do defensywy.

– Kto próbował cię szantażować? – powtórzył Myron.

Bradford odczekał chwilę, kalkulując, oceniając, co zyska, a co straci wyjawiając prawdę. Komputer w jego głowie zbadał scenariusze. Zyski przeważyły.

– Horace Slaughter – odparł.

– Czym? – spytał Myron.

Bradford nie odpowiedział wprost.

– Dzwonił do mojego sztabu wyborczego.

– I połączono go z tobą?

– Oświadczył, że ma obciążającą informację na temat Anity Slaughter. Pomyślałem, że to wariat, ale zaniepokoiło mnie, że zna jej nazwisko.

„Pewnie, że zaniepokoiło” – pomyślał Myron.

– Co powiedział?

– Chciał wiedzieć, co zrobiłem z jego żoną. Oskarżył mnie, że pomogłem jej uciec.

– Pomogłeś? W jaki sposób?

Bradford machnął rękami.

– Pomagałem jej, wspierałem ją, wywiozłem. Nie wiem. Gadał trzy po trzy.

– Ale co?

Bradford usiadł. Zwiesił nogi z szezlonga. Przez kilka chwil patrzył na Myrona jak na hamburger i nie był pewien, czy podpiekł się na tyle, że czas przewrócić go na drugą stronę.

– Chcę wiedzieć, dlaczego się tym interesujesz – powiedział.

Coś za coś. Na tym polegała ta gra.

– Z powodu córki.

– Słucham?

– Z powodu córki Anity Slaughter.

Bradford bardzo wolno skinął głową.

– Tej koszykarki?

– Tak.

– Reprezentujesz ją?

– Tak. Poza tym przyjaźniłem się z jej ojcem. Słyszałeś, że go zamordowano?

– Wiem z gazety.

„Z gazety”! Ten człowiek nie używał prostego „tak” i „nie”.

– Co cię łączy z rodziną Ache’ów? – spytał Bradford.

Myron nareszcie skojarzył.

– To ich nazywasz „wspólnikami Davisona z kręgów przestępczych”?

– Tak.

– Ache’owie są zainteresowani jego zwycięstwem w wyborach?

– Oczywiście. Właśnie dlatego chcę wiedzieć, co cię z nimi łączy.

– Nic. Tworzą konkurencyjną ligę żeńskiej koszykówki. Chcą podpisać z Brendą kontrakt.

Ciekawe. Ache’owie spotkali się z Horace’em Slaughterem. Według FJaya, podpisał z nimi umowę na grę córki w ich lidze. A potem raptem zaczął prześladować Bradforda z powodu swojej zaginionej żony. Czy Horace współpracował z Ache’ami? Było nad czym myśleć.

Mattius przyniósł lemoniadę. Ze świeżo wyciśniętych cytryn. Zimną. Pyszną, więcej: rozkoszną. Ach, ci bogacze! Kiedy wyszedł, jego pan zapadł w głębokie zamyślenie, które tak często odgrywał przy poprzednim spotkaniu. Myron czekał.

– Polityk to dziwny stwór – zaczął Bradford. – Wszystkie stworzenia walczą o przetrwanie. Tak każe instynkt. Ale polityk podchodzi do tej walki najchłodniej. To silniejsze od niego. Zamordowano człowieka, a ja widzę w tym tylko potencjalne źródło kłopotów politycznych. Taka jest prawda. Zrobię wszystko, by mojego nazwiska nie powiązano z tą sprawą.

– Nie uda ci się. Czy chcemy tego, czy nie.

– Dlaczego?

– Bo policja połączy cię z nią tak samo, jak zrobiłem to ja.

– Nie rozumiem.

– Złożyłem ci wizytę, bo Horace Slaughter do ciebie zadzwonił. Policja przejrzy te same billingi. I trafią na ciebie.

Arthur Bradford uśmiechnął się.

– Nie martw się o policję.

Myron przypomniał sobie Wicknera, Pomeranza i potęgę rodziny Bradfordów. Uznał, że Arthur wie, co mówi. Po namyśle spróbował to wykorzystać.

– A więc chcesz, żebym siedział cicho? – spytał.

Bradford zawahał się. Nadszedł czas na szachy – przyjrzenie się planszy i przewidzenie następnego ruchu przeciwnika.

– Chcę, żebyś zachował się uczciwie – odparł.

– To znaczy?

– To znaczy, że brak ci dowodów, że zrobiłem coś niezgodnego z prawem.

Myron przekrzywił głowę i skinął nią. Mogło to oznaczać zarówno „tak”, jak „nie”.

– Poza tym jeśli rzeczywiście nie pracujesz dla Davisona, to nie masz powodu psuć mi kampanii.

– A jeżeli mam?

– Rozumiem – odparł Bradford, znów próbując wróżyć z fusów. – Domyślam się, że chcesz coś w zamian za milczenie.

– Być może. Ale nie tego, co myślisz.

– A czego?

– Dwóch rzeczy. Po pierwsze, odpowiedzi na kilka pytań, prawdziwych odpowiedzi. Jeśli nabiorę podejrzeń, że kłamiesz albo że boisz się o swój wizerunek, koniec z umową. Nie chcę ci bruździć. Nie obchodzą mnie wybory. Chcę tylko poznać prawdę.

– A ta druga rzecz?

Myron uśmiechnął się.

– Dojdziemy do niej. Najpierw chcę poznać odpowiedzi.

Bradford odczekał chwilę.

– Oczekujesz, że zgodzę się na warunek, którego nie znam?

– Najpierw odpowiedz na pytania. Jeżeli przekonam się, że nie kłamiesz, to ci go przedstawię. Ale jeżeli będziesz kręcił, unikał odpowiedzi, to ten drugi warunek straci ważność.

Bradfordowi to się nie spodobało.

– Nie mogę się na to zgodzić – powiedział.

– Jak chcesz. Do widzenia, Arthurze.

Myron wstał.

– Siadaj – zareagował ostro Bradford.

– Odpowiesz na moje pytania?

Arthur Bradford wpatrzył się w Myrona.

– Nie tylko kongresman Davison ma niewłaściwych znajomych – rzekł.

Jego słowa zawisły w ciszy.

– Jeżeli chcesz przetrwać w polityce, musisz się zadawać z najgorszym elementem w stanie – ciągnął. – Taka jest brzydka prawda. Wyrażam się jasno?

– Tak. Już trzeci raz w ciągu godziny ktoś mi grozi.

– Nie wyglądasz na przestraszonego.

– Nie jestem bojaźliwy. – Była to półprawda. Szkodziło okazywanie strachu. Okazałeś strach, traciłeś życie. – Dość tych bzdur. Mam kilka pytań. Mogę ci je zadać. Albo zadadzą je media.