Podniosła ręce i się obróciła. Jak prężąca się na tylnych łapach Godzilla, porażona paralizatorem.
– Ładnie? – spytała.
– Bardzo – odparł.
Park Jurajski III: Pokaz mody.
– Kupiłam u Benny’ego.
– Benny’ego?
– W Village – wyjaśniła. – W sklepie z odzieżą dla transwestytów. Ale ubiera się w nim mnóstwo z nas, dużych dziewczyn.
Myron skinął głową.
– Praktyczne – powiedział.
Wielka Cyndi pociągnęła nosem i nagle się rozpłakała. A ponieważ wciąż nosiła o wieeeele za mocny makijaż, w dodatku niewodoodporny, wkrótce zaczęła przypominać lampkę z lawy pozostawioną w kuchence mikrofalowej.
– Ach, panie Bolitar!
Ciężko stąpając, podbiegła do niego z rozpostartymi rękami, przy akompaniamencie skrzypnięć podłogi. Stanęła mu przed oczami scena z kreskówki, w której spadający bohaterowie wycinają w kolejnych piętrach kontury swoich sylwetek.
Myron podniósł ręce do góry. Nie! Myron dobry! Myron lubić Cyndi! Cyndi nie skrzywdzić Myrona! Ale nic tym nie wskórał.
Objęła go, otoczyła ramionami i podniosła w górę. Miał wrażenie, że zaatakowało go wodne łóżko. Zamknął oczy i postarał się przetrwać atak.
– Dziękuję panu – powiedziała przez łzy.
Kątem oka dostrzegł Esperanzę. Obserwowała tę scenę z założonymi rękami i lekkim uśmiechem. Nowa praca, przypomniał sobie raptem. Zatrudnienie na pełny etat.
– Proszę bardzo – wydusił z siebie.
– Postawił pan na mnie. Nigdy pana nie zawiodę.
– W takim razie postaw mnie na ziemi.
Na podobny do chichotu dźwięk, który z siebie wydała, dzieci w trzech sąsiednich stanach krzyknęły z przerażenia i przypadły do swoich mam, postawiła go na podłodze tak ostrożnie, jak dziecko kładące klocek na szczycie piramidy.
– Nie pożałuje pan. Będę pracować dzień i noc. Będę pracować w weekendy. Zanosić pańskie pranie. Parzyć kawę. Podawać yoo-hoo. A nawet masować plecy.
W głowie mignął mu obraz walca drogowego toczącego się w stronę obitej brzoskwini.
– Mmm… z przyjemnością wypiłbym yoo-hoo.
– Już się robi.
Wielka Cyndi w podskokach dopadła lodówki. Myron podszedł do Esperanzy.
– Ona świetnie masuje plecy – powiedziała.
– Wierzę ci na słowo.
– Powiedziałam Wielkiej Cyndi, że to ty zatrudniłeś ją na pełny etat.
– Pozwól, że następnym razem sam wyciągnę jej cierń z łapy.
– Wstrząsnąć, panie Bolitar? – spytała Wielka Cyndi, unosząc w górę puszkę yoo-hoo.
– Dzięki, Cyndi, dam sobie radę.
– Tak, panie Bolitar.
Gdy wracała do niego w podskokach, przerażony przypomniał sobie scenę z wywracającym się statkiem z Tragedii Posejdona. Wielka Cyndi podała mu yoo-hoo i znowu się uśmiechnęła. A bogowie zakryli oczy.
– Coś nowego w sprawie sprzedaży Lestera? – spytał Esperanzę.
– Nie.
– Połącz mnie z Ronem Dixonem. Spróbuj zadzwonić do jego domu.
– Już się robi – zgłosiła się Wielka Cyndi.
Esperanza wzruszyła ramionami. Wielka Cyndi wystukała numer i przemówiła z angielskim akcentem. Głosem Maggie Smith grającej w sztuce Noela Cowarda. Myron wszedł z Esperanzą do gabinetu. Wielka Cyndi przełączyła rozmowę.
– Ron? Tu Myron Bolitar, jak się masz?
– Wiem, kto dzwoni, głupku. Od twojej recepcjonistki. Jest niedziela, Myron. Niedziela to mój dzień wolny. Niedziela to dzień poświęcony rodzinie. Czas zarezerwowany dla najbliższych. Szansa, żeby lepiej poznać dzieci. Więc dlaczego dzwonisz do mnie w niedzielę?
– Sprzedajesz Lestera Ellisa?
– Dzwonisz do mnie w niedzielę do domu z takiego powodu?
– Czy to prawda?
– Bez komentarzy.
– Obiecałeś, że go nie sprzedasz.
– Niezupełnie. Obiecałem, że nie będę o to zabiegał. Przypominam ci, superagencie, że to ty chciałeś wstawić do kontraktu klauzulę o sprzedaży Lestera za twoją zgodą. Proszę bardzo, powiedziałem, ale za pięćdziesiąt patyków z jego zarobków. Odmówiłeś. A kiedy sprawa powraca, to żal ci pupę ściska, wielki menago?
Myron poprawił się w fotelu. Żal ścisnął mu pupę, że ha.
– Komu go sprzedajesz?
– Bez komentarzy.
– Nie rób tego, Ron. To wielki talent.
– Jasne. Szkoda, że nie wielki bejsbolista.
– Wygłupisz się. Pamiętasz wymianę Nolana Ryana za Jima Fregosiego? Pamiętasz, jak Babe Ruth został… – Myron zapomniał, na kogo go wymieniono – sprzedany przez Red Sox?
– Porównujesz Lestera Ellisa z Babe’em Ruthem?
– Porozmawiajmy.
– Nie mamy o czym. A teraz, wybacz, ale dzwoni żona. Dziwne.
– Co?
– Czas zarezerwowany dla najbliższych. Na lepsze poznanie dzieci. Wiesz, co odkryłem, Myron?
– Co?
– Że nie ich nie znoszę.
Ron Dixon rozłączył się. Myron spojrzał na Esperanzę.
– Połącz mnie z Alem Toneyem z „Chicago Tribune”.
– Lestera sprzedają do Seattle.
– Zaufaj mi.
– Nie proś mnie. – Esperanza wskazała telefon. – Poproś Wielką Cyndi.
Myron włączył interkom.
– Wielka Cyndi, możesz mnie połączyć z Alem Toneyem? Powinien być w redakcji.
– Tak, panie Bolitar – odparła i niebawem oznajmiła: – Al Toney na linii pierwszej.
– Al? Tu Myron Bolitar.
– Cześć, Myron, co się stało?
– Mam u ciebie dług.
– Żeby jeden.
– Chcesz bombę?
– Już twardnieją mi sutki. Poświntusz, kochanieńki.
– Znasz Lestera Ellisa? Jutro sprzedają go do Seattle. Jest uszczęśliwiony. Przez cały rok wiercił Yankees dziurę w brzuchu, żeby go sprzedali. Jesteśmy w siódmym niebie.
– I ty to nazywasz bombą?
– To ważny temat.
– Może w Nowym Jorku i Seattle. Ale nie w Chicago.
– Pomyślałem jednak, że cię zainteresuje.
– Pomyliłeś się. Wciąż masz u mnie dług.
– A może najpierw obmacasz swoje sutki?
– Chwileczkę… Miękkie jak przejrzałe winogrona. Ale jeżeli się upierasz, to za kilka chwil obmacam je jeszcze raz.
– Poddaję się, Al, dzięki. Wprawdzie wątpiłem, czy załapiesz się na temat, ale zawsze warto próbować. Między nami mówiąc, Yankees bardzo zależy na jego sprzedaży. Chcą, żebym ją rozreklamował. Myślałem, że mi w tym pomożesz.
– Dlaczego? Kogo kupują?
– Nie wiem.
– Lester to bardzo dobry gracz. Surowy, ale dobry. Dlaczego Yankees chcą się go pozbyć?
– Nie wydrukujesz tego?
W słuchawce zaległa cisza. Myron niemal słyszał, jak Alowi pracuje mózg.
– Nie, jeśli mnie poprosisz.
– Ma kontuzję. Miał wypadek w domu. Uszkodził kolano. Trzymają to w tajemnicy, ale po sezonie Lester będzie wymagał operacji.