Выбрать главу

Łatwa zdobycz!

A potem natarł jak potwór Frankensteina, grubymi paluchami sięgając do szyi Wina. Wyczekawszy do ostatniej chwili, Win zwarł palce, zmieniając dłoń w grot, błyskawicznie odskoczył w bok i ruchem szybkim jak dziobnięcie ptaka wbił ich czubki w gardło przeciwnika. Z ust kolosa wydobył się odgłos gwałtownego dławienia, zbliżony do dźwięku dentystycznego odsysacza śliny, a jego ręce instynktownie frunęły do gardła. Win nisko zanurkował i sieknął stopą, obcasem kosząc mu nogi. Wielki Murzyn fajtnął i wylądował na potylicy.

Win z uśmiechem przystawił mu do twarzy czterdziestkęczwórkę.

– Coś mi mówi, że zaatakowałeś mnie kijem bejsbolowym – powiedział. – Coś mi mówi, że strzelenie ci w oko uznano by za w pełni usprawiedliwione.

Myron, który również wydobył pistolet, kazał reszcie rzucić kije na ziemię. Rzucili. A potem na jego życzenie położyli się na brzuchach i spletli dłonie na głowach. Zajęło to chwilę, w końcu jednak wszyscy się podporządkowali.

Nike-Reebok też położył się na brzuchu.

– Nie… – wycharczał, wykręcając szyję.

– Słucham?

Win przyłożył wolną rękę do ucha.

– Nie damy wam drugi raz skrzywdzić tego chłopaka.

Win ze śmiechem dotknął czubkiem buta głowy Murzyna.

Myron pochwycił jego wzrok i pokręcił głową. Win wzruszył ramionami, ale cofnął nogę.

– Nikogo nie chcemy skrzywdzić – powiedział Myron. – Chcemy się tylko dowiedzieć, kto napadł na Claya na tamtym dachu.

– Dlaczego? – spytano.

Myron obrócił się w stronę drzwi. Z domu wykuśtykał o kulach młody chłopak. Gips na jego ścięgnie wyglądał jak pękate morskie zwierzę, które zżera mu stopę.

– Bo wszyscy myślą, że zrobił to Horace Slaughter.

Clay Jackson stanął chwiejnie na jednej nodze.

– I co z tego?

– Zrobił to?

– A co cię to obchodzi?

– Bo ktoś go zabił.

– I co z tego?

Clay wzruszył ramionami.

Myron otworzył usta, zamknął je, westchnął.

– To długa historia, Clay. Chcę tylko wiedzieć, kto ci przeciął ścięgno.

Chłopak potrząsnął głową.

– Nie powiem.

– Dlaczego?

– Zabronili mi.

– A ty robisz, co ci każą? – odezwał się Win.

Chłopak spojrzał na niego.

– Tak.

– Ten, co ci to zrobił, był straszny?

Clayowi zatańczyła grdyka.

– No jasne.

– Ja jestem straszniejszy.

Nikt się nie poruszył.

– Mam zademonstrować?

– Win! – upomniał go Myron.

Nike-Reebok zaryzykował. Ale kiedy spróbował unieść się na łokciach, Win podniósł nogę i spuścił ją jak siekierę tam, gdzie kręgosłup łączył się z karkiem. Wielki Murzyn rozrzucił ręce, opadł na ziemię bezwładnie jak mokry piach i znieruchomiał. Bejsbolówka zsunęła mu się z głowy, bo Win wcisnął butem jego twarz w błotnisty grunt takim ruchem, jakby gasił papierosa.

– Win! – powtórzył Myron.

– Przestań! – zawołał z rozszerzonymi oczami Clay Jackson, z rozpaczą szukając wzrokiem pomocy u Myrona. – To mój wujek, człowieku! On tylko mnie broni.

– Świetnie mu to idzie.

Win docisnął stopę i jeszcze głębiej wbił umazaną błotem twarz wuja chłopca w miękką ziemię.

Wielki Murzyn miał zapchane usta i nos i nie mógł oddychać.

Z ziemi zaczął się podnosić drugi. Win wycelował w niego pistolet.

– Uwaga – ostrzegł – ważny komunikat. Ja nie bawię się w strzały ostrzegawcze.

Śmiałek opadł na trawę.

Mocno przyciskając głowę Nike-Reeboka do ziemi, Win zajął się Clayem Jacksonem. Choć chłopak wciąż strugał chojraka, wyraźnie się trząsł. Myron, szczerze mówiąc, również.

– Boisz się, co cię może spotkać, zamiast bać się tego, co spotka cię na pewno – powiedział Win.

Podniósł nogę, zgiął ją w kolanie i ustawił się do zadania ciosu obcasem.

Myron ruszył do niego, ale Win zmroził go spojrzeniem i po chwili posłał mu charakterystyczny uśmiech. Niedbały, lekko rozbawiony. Uśmiech, który sugerował, że gotów jest to zrobić, a nawet, że sprawi mu to przyjemność. Chociaż Myron widział ów uśmiech niejeden raz, nieodmiennie mroził mu krew w żyłach.

– Liczę do pięciu – zapowiedział Win. – Ale czaszkę zmiażdżę mu pewnie, nim dojdę do trzech.

– Dwóch białych – odparł szybko Clay Jackson. – Z pistoletami. Jeden duży, młody nas związał. Wyglądał na pakera. Dowodził mały, starszy. To on nas pociął.

Win obrócił się do Myrona i rozłożył ręce.

– Możemy jechać? – spytał.

29

– Posunąłeś się za daleko – powiedział Myron w samochodzie.

– E tam.

– Mówię serio, Win.

– Chciałeś informacji, to ją wydobyłem.

– Nie w taki sposób, jak chciałem.

– No, wiesz. Ten człowiek zaatakował mnie kijem bejsbolowym.

– Bał się. Myślał, że chcemy skrzywdzić jego siostrzeńca.

Win udał, że gra na skrzypcach.

Myron potrząsnął głową.

– Chłopak i tak w końcu by nam to powiedział.

– Wątpię. Ten Sam naprawdę go nastraszył.

– Dlatego musiałeś nastraszyć go jeszcze mocniej?

– Odpowiedź brzmi: tak.

– Więcej tego nie zrobisz, Win. Nie wolno krzywdzić niewinnych ludzi.

– E tam – powtórzył Win i sprawdził godzinę. – Skończyłeś? Zaspokoiłeś poczucie moralnej wyższości?

– O co ci chodzi, do diabła?!

Win spojrzał na niego.

– Znasz moje metody – rzekł wolno. – A jednak ciągle mnie wzywasz.

Zamilkli. Echo jego słów zawisło w parnym powietrzu niczym spaliny samochodowe. Myron zacisnął dłonie na kierownicy tak mocno, że zbielały mu kostki.

Milczeli przez całą drogę do domu Mabel Edwards.

– Wiem, że stosujesz przemoc – rzekł Myron, kiedy zaparkował. Spojrzał na przyjaciela. – Lecz z reguły tylko wobec tych, którzy na to zasługują.

Win nie zareagował.

– Gdyby chłopak nic nam nie powiedział, spełniłbyś groźbę?

– To nie wchodziło w grę. Wiedziałem, że nam powie.

– Ale przypuśćmy, że by nie powiedział.

Win potrząsnął głową.

– Dopuszczasz coś, co nie mieści się w granicach prawdopodobieństwa – odparł.

– To znaczy? Oświeć mnie.

Win zastanawiał się chwilę.

– Nigdy z rozmysłem nie krzywdzę niewinnych – rzekł. – Ale też nigdy nie stosuję gróźb bez pokrycia.

– To nie jest odpowiedź, Win.

Win spojrzał na dom Mabel.

– Idź do niej, Myron – powiedział. – Nie marnuj czasu.

Mabel Edwards usiadła naprzeciwko niego w małym pokoiku.

– A więc Brenda pamięta Holiday Inn – powiedziała.

Było pewne, że pozostałość po siniaku – nikłe zażółcenie wokół jej oka – zniknie, zanim Wielkiego Maria przestanie boleć w kroku. We wciąż pełnym żałobników domu przycichło. Wraz ze zmrokiem powróciła rzeczywistość. Win wartował na ulicy.