Nie do zatrzymania.
Znów ruszył sprintem. Opuścił parkiet, zbiegł po pochylni i wpadł do korytarza. Kilka chwil później dotarł do sali konferencyjnej. Za nim podążał Win. Myron otworzył drzwi. W środku był Norm Zuckerman. A także detektywi Maureen McLaughlin i Dan Glazur.
Glazur demonstracyjnie zerknął na zegarek.
– Szybko – powiedział, być może uśmiechając się krzywo pod szuwarem, uchodzącym za jego wąsy.
– Jest? – spytał Myron.
Maureen McLaughlin posłała mu domyślny uśmiech.
– Może pan usiądzie – zaproponowała.
Zignorował zaproszenie.
– Przyjechała? – spytał Norma.
– Nie – odparł Norm Zuckerman, ubrany dziś jak Janis Joplin występująca gościnnie w Policjantach z Miami.
Do Myrona dotruchtał Win. Glazurowi się to nie spodobało. Przeszedł przez salę i zmierzył go wzrokiem twardziela. Win nie zareagował.
– A to kto? – spytał Glazur.
Win wskazał na jego twarz.
– Coś przywarło panu do wąsów – powiedział. – Wygląda jak jajecznica.
– Co oni tutaj robią? – spytał Myron, nie zdejmując oczu z Norma.
– Proszę usiąść – odezwała się McLaughlin. – Musimy porozmawiać.
Myron zerknął na Wina. Win skinął głową. Podszedł do Norma Zuckermana, otoczył go ramieniem i odeszli w kąt sali.
– Niech pan siada – powiedziała detektyw McLaughlin bardziej zdecydowanym tonem.
Myron zajął krzesło. Ona również, cały czas zachowując z nim kontakt wzrokowy. Glazur nie usiadł, groźnie na niego łypiąc. Należał do idiotów przekonanych, że zlęknie się ich każdy, na kogo spojrzą z góry.
– Co się stało? – spytał Myron.
Maureen McLaughlin splotła ręce.
– A może pan nam powie.
Myron potrząsnął głową.
– Nie mam czasu, Maureen. Co was tu sprowadza?
– Szukamy Brendy Slaughter. Wie pan, gdzie ona jest?
– Nie. Dlaczego jej szukacie?
– Mamy do niej kilka pytań.
Myron rozejrzał się po sali.
– I wykombinowaliście, że najlepiej je zadać tuż przed najważniejszym meczem w jej karierze?
McLaughlin i Glazur wymienili szybkie spojrzenia. Myron sprawdził, co robi Win. Wciąż rozmawiał szeptem z Normem.
– Kiedy po raz ostatni widziałeś Brendę Slaughter? – przystąpił do rzeczy Glazur.
– Dzisiaj.
– Gdzie?
Zanosiło się na dłuższe spytki.
– Nie muszę odpowiadać na twoje pytania – odparł Myron, – Brenda również. Jestem jej adwokatem, pamiętasz? Masz coś do mnie, to mów. A jak nie, to nie marnuj mojego czasu.
Wąsy Glazura wykrzywiły się jak w uśmiechu.
– Ależ mam, cwaniaku.
Myronowi nie spodobał się sposób, w jaki to powiedział.
– Słucham.
McLaughlin pochyliła się, patrząc na niego z powagą.
– Dziś rano dostaliśmy nakaz rewizji pokoju Brendy Slaughter w akademiku – oświadczyła urzędowym tonem. – Znaleźliśmy tam broń, smitha wessona kalibru trzydzieści osiem. Z takiej samej zastrzelono Horace’a Slaughtera. Czekamy na wyniki badania balistycznego.
– A co z odciskami palców?
McLaughlin pokręciła głową.
– Pistolet dokładnie wytarto.
– Nawet jeżeli jest narzędziem zbrodni, to przecież jasne, że go podrzucono.
– Skąd pan to wie? – spytała zaintrygowana.
– No wie pani! Kto po wytarciu pistoletu zostawiłby go tam, gdzie go znaleźliście?
– Był ukryty pod materacem – odparowała.
Win odszedł od Norma Zuckermana, zadzwonił z komórki i zaczął cicho rozmawiać. Myron z udaną nonszalancją wzruszył ramionami.
– I to wszystko, co macie?
– Nie mydl nam oczu, bucu! – wtrącił Glazur. – Mamy motyw: na tyle bała się ojca, że wydano mu zakaz zbliżania. Pod jej materacem znaleźliśmy narzędzie zbrodni. A teraz doszła ucieczka. To aż nadto wystarczy, żeby ją zamknąć.
– Więc po to przyjechaliście? Żeby ją zamknąć?
Detektywi znów wymienili spojrzenia.
– Nie – odparła McLaughlin takim tonem, jakby odpowiedź kosztowała ją wiele wysiłku. – Ale bardzo chcielibyśmy porozmawiać z nią jeszcze raz.
Win rozłączył się i przywołał Myrona skinieniem głowy.
– Przepraszam.
Myron wstał.
– Co jest?! – spytał Glazur.
– Muszę zamienić słowo ze wspólnikiem. Zaraz wrócę.
Myron i Win zaszyli się w kącie. Glazur opuścił brwi do pół masztu i podparł się w biodrach kułakami. Win wpatrzył się w niego, wetknął kciuki do uszu, wysunął język i zamachał palcami. Glazur, zachowując marsa na czole, nie odpłacił mu pięknym za nadobne.
– Norm twierdzi, że ktoś zadzwonił do Brendy na rozruchu przed meczem – powiedział cicho Win. – Odebrała telefon i wybiegła. Czekano na nią chwilę w autobusie, ale się nie pokazała. Po jego odjeździe asystentka trenerki została na miejscu. Zresztą wciąż tam czeka z samochodem. Tyle wiadomo Normowi. Zadzwoniłem do Arthura Bradforda. Wie o nakazie rewizji. Twierdzi, że przeprowadzono ją i znaleziono pistolet przed waszą umową o ochronie Brendy. Skontaktował się już z wpływowymi znajomymi, którzy przyrzekli, że w tej sprawie nie będzie pośpiechu.
Myron skinął głową. To wyjaśniało podchody McLaughlin i Glazura. Najwyraźniej chcieli aresztować Brendę, ale przełożeni ich powstrzymali.
– Coś jeszcze? – spytał.
– Arthur bardzo się przejął zniknięciem Brendy.
– No jasne.
– Chce, żebyś zaraz do niego zadzwonił.
– No cóż, nie zawsze dostajesz to, na czym ci zależy. – Myron zerknął na detektywów. – Dobra, muszę się szybko zmyć.
– Masz jakiś pomysł?
– Myślę o Wicknerze. Detektywie z Livingston. Na szkolnym boisku do bejsbolu prawie pękł.
– Myślisz, że pęknie tym razem?
Myron skinął głową.
– Tak.
– Mam z tobą pojechać?
– Zostań. Załatwię to sam. Wprawdzie McLaughlin i Glazur nie mogą mnie zatrzymać, ale pewnie spróbują. Przeszkodź im.
Win niemal się uśmiechnął.
– Nie ma sprawy.
– Postaraj się też znaleźć tego, kto na treningu odebrał telefon do Brendy. Dzwoniący mógł się przedstawić. Może któraś z koleżanek z drużyny lub trenerek coś widziała.
– Sprawdzę. – Win wręczył Myronowi pół studolarówki i kluczyki do jaguara. – Włącz komórkę – dodał, wskazując swój telefon komórkowy.
Myron nie bawił się w pożegnania. Szybko wypadł z sali.
– Stać! Skur… – zawołał Glazur, rzucając się za nim, ale Win zastąpił mu drogę. – Co jest, kur…
Glazur nigdy nie kończył przekleństw.
Win zamknął drzwi za Myronem. Glazur nie miał szans wyjść z sali.
Wydostawszy się z hali, Myron wcisnął połówkę banknotu czekającemu krawężnikowi i wskoczył do jaguara. Odszukał w książce telefonicznej numer telefonu Eliego Wicknera w domu nad jeziorem i zadzwonił. Wickner odpowiedział po pierwszym sygnale.