Выбрать главу

– Tego bym nie powiedział. W miarę jak rośnie materiał śledztwa, powstają pewne hipotezy na temat sprawcy zbrodni.

– Ale każda z tych hipotez natychmiast dostaje w łeb, z chwilą przesłuchania następnego podejrzanego.

– Czasem to tak wygląda – zauważył pułkownik. Jednak ton jego głosu świadczył, że doświadczony oficer milicji posiada jakieś koncepcje, z których na razie nie chce się jeszcze zwierzyć młodszemu koledze.

A może zresztą i podporucznik Klimczak zrobił jakieś spostrzeżenia i doszedł do pewnych wniosków, które W tej chwili pragnął pozostawić przy sobie?

– Burski poza panią Zachwytowicz obciążył jeszcze i Miedzianowska.

– Raczej zwrócił uwagę, że jest to jedyna osoba z pensjonatu, która wychodziła wieczorem z domu. Mogła więc podstawić drabinę pod balkon. Jeszcze z nią nie rozmawialiśmy. Zobaczymy, co nam powie nowego. To jedyny człowiek, któremu można przydzielić drabinę. Za to kłóci się z tym fakt znalezienia przez nią młotka w hallu oraz te zeznania, które stwierdzały, że fatalna drabina pojawiła się na balkonie dopiero po powrocie Miedzianowskiej do „Carltonu”.

– No cóż – zadecydował podporucznik – przesłuchamy w takim razie panią Miedzianowska. Obawiam się, że i te zeznania będą miały typowy przebieg. Będzie nam jak najmniej mówiła o sobie, a możliwie dużo o innych.

– To też nie jest złe.

– Cóż z tego, kiedy prowadzi to tylko do zmiany jednego podejrzanego na następnego.

– Pani Miedzianowska pracowała razem z inżynierem Żarskim – przypomniał pułkownik. – Zna go najlepiej z całego towarzystwa. Oboje pochodzą z Wrocławia.

– On ją niezbyt ładnie odmalował. Snobka lubiąca obracać się w towarzystwie cudzoziemców i umiejąca wykorzystać te znajomości dla własnej korzyści.

– Ale jednocześnie nawet ta stronnicza charakterystyka podkreśliła i zalety tej pani – stanowczość, opanowanie, umiejętność dążenia do celu, wszechstronne wykształcenie, znajomość języków. Takie świadectwa trzeba umieć czytać z każdej strony.

– Ale Żarski podkreślił, że ta pani potrzebuje pieniędzy, bo buduje sobie willę.

– Pan znowu, poruczniku, wraca do motywu zbrodni. A ten motyw pasuje jak ulał do wszystkich przesłuchanych. Jedni mają dużo i chcieliby mieć jeszcze więcej. Innym, jak Ziemakowi, powodzi się źle i też chętnie polepszyliby swoją sytuację. Na tym koniku nigdzie nie zajedziemy.

– A więc przesłuchujemy Miedzianowska. Ale najpierw zobaczymy, co tam u niej wykryła rewizja.

Milicjant, który przeprowadzał rewizję na drugim piętrze, zakwestionował trzy listy. Jeden wysłany z Paryża, dwa z Warszawy. W tym oficjalne zawiadomienie biura paszportów MSW, że „paszport zagraniczny dla ob. Barbary Miedzianowskiej jest gotowy i zostanie ob. wydany po wniesieniu odpowiednich opłat”. Sądząc z ich wysokości, paszport uprawniał do wyjazdu do państw Europy zachodniej. Następnym pismem był list wysłany z Paryża. Pisany po polsku, lecz z pewnymi błędami ortograficznymi oraz wtrąceniem paru słów angielskich. Widać było, że pisał go cudzoziemiec, który nauczył się języka polskiego lub Polak od dawna zamieszkały za granicą. List zawierał szereg instrukcji w sprawie różnych chemikalii i maszyn, mających być przedmiotem importu do Polski. List podkreślał wagę tych transakcji i kończył się zapewnieniami, że w razie pomyślnego załatwienia, pani Miedzianowska może liczyć na wdzięczność firmy, a w razie opuszczenia Polski na zawsze, w każdym kraju, w którym firma ma swoją filię, otrzyma odpowiednią pracę. Poza tym w piśmie tym zaznaczono, że najbliższy wyjazd pani Barbary za granicę będzie miał nie tylko charakter praktyki w jednym z oddziałów firmy, lecz uwzględni się w nim odpoczynek i turystykę. Wszelkie wydatki pokrywa firma jako renumerację za dotychczasową pracę. Zwróci również opłaty paszportowe. Charakterystyczne, że papier listowy nie nosił nadruku firmy i podpisany był tylko imieniem.

Trzecie pismo zawierało zawiadomienie firmy budowlanej, że roboty w domu na Mokotowie zostały doprowadzone pod dach. Przed przystąpieniem do prac wykończeniowych budynku właściciele muszą wnieść dalsze wpłaty, a na panią Miedzianowska wypada, zgodnie z podpisaną umową, kwota w wysokości 60 000 złotych. Pieniądze te imają być przekazane najpóźniej do końca miesiąca, a niedotrzymanie tego terminu grozi przerwaniem robót.

– Mamy piękne motywy popełnienia zbrodni – z satysfakcją zauważył podporucznik – konieczność poważnej wpłaty na budowę domu. Możność wywiezienia biżuterii za granicę. A gdyby ziemia zbytnio paliła się pod stopami w rodzinnym kraju, nawet możność urządzenia się tam na stałe. Wszystko do siebie pasuje.

– Z wyjątkiem młotka i drabiny

– mruknął pułkownik.

– Mogło być tak, jak mówił redaktor Burski. Wracając z klubu, Miedzianowska miała okazję przystawić drabinę do balkonu.

– To nie zgadza się z zeznaniami Krabego i pani Zosi. Oboje nie widzieli drabiny jeszcze na kwadrans przed wykryciem zbrodni.

– Czasy podawane przez zeznających nie są takie pewne. A jeżeli omylili się o dziesięć minut i Miedzianowska wróciła właśnie dziesięć minut później, niż to podaje Rózia? Mogła postawić drabinę już po bytności Zosi na balkonie.

– Oboje nie mogli się jednakowo omylić właśnie o dziesięć minut.

– Posłuchajmy w takim razie, co ma nam do powiedzenia pani Miedzianowska.

Rozdział XI

Gdy Miedzianowska weszła do jadalni, od razu spostrzegła listy zabrane z jej pokoju.

– O ile wiem – powiedziała siadając na wskazanym przez podporucznika miejscu – milicja ma prawo dokonywania rewizji jedynie na podstawie pisemnej decyzji prokuratora. Czy panowie mieli takie upoważnienie, wchodząc do mojego pokoju?

– Działamy na miejscu zbrodni i zabezpieczamy dowody rzeczowe. Nie mieliśmy ani czasu, ani nie uważaliśmy nawet za potrzebne porozumiewanie się w tej sytuacji z prokuratorem. Ma pani prawo, skoro jej się to nie podoba, wnieść skargę do Komendy Wojewódzkiej w Krakowie lub do miejscowej prokuratury. W czasie oględzin pani pokoju przez milicję obecny był kierownik „Carltonu” jako świadek.

– Zastanowię się, może złożę to zażalenie.

– Dowiedzieliśmy się o pani kłopotach pieniężnych. W jaki sposób poradzi sobie pani?

– Czy mam to rozumieć jako ofertę pożyczki?

– Niestety, milicja nie pożycza pieniędzy. Często jednak interesuje się, skąd ludzie zdobywają tak potrzebne im nieraz pieniądze.

– I do jakich konkluzji milicja dochodzi?

– Że czasami ktoś gwałtownie potrzebujący gotówki chwyta za młotek i tym sposobem usiłuje uwolnić się od kłopotów.

– Ciekawe. Tym kimś ma być oczywiście tu obecna?

– Tym bardziej, że wyjeżdża za granicę, gdzie może nie tylko sprzedać klejnoty, ale jak to wynika z treści pewnego listu, urządzić się na stałe.

– I dlatego buduje sobie dom na Mokotowie, co wymaga wpłaty gotówkowej. Wspaniałe rozumowanie. Niczego nie można mu zarzucić prócz braku logiki.

– Jest i logika. Budowę domu zaczęła pani przedtem, nim zdarzyła się okazja zdobycia majątku jednym celnym uderzeniem żelaza w cudzą głowę. Również list z niedwuznaczną propozycją „wybrania wolności” przyszedł przed napadem. Kalkulacja była prosta – dom na Mokotowie przedstawia wartość najwyżej kilkuset tysięcy złotych. Cena biżuterii sięga miliona. Opłaca się nawet stracić wyłożone na budowę pieniądze. Niech dom zostaje w Polsce, ja z biżuterią wyjeżdżam za granicę.

– Z pełnym zaciekawieniem słucham tych wytworów milicyjnej fantazji. Może dowiem się jeszcze, w jaki sposób popełniłam tę zbrodnię?

– Proszę bardzo. Po kolacji specjalnie wyszła pani z „Carltonu” na rzekome spotkanie ze znajomą w klubie „Kmicic”. Wracając, a było to mniej więcej piętnaście przed dziewiątą, zabrała pani drabinę stojącą koło „Sokolika” i przyniosła ją pani pod „Carlton”, opierając o balkon pierwszego piętra. Idąc do swojego pokoju, po drodze zabrała pani młotek z hallu. Nie było trudne upatrzenie momentu, kiedy jubiler opuści na chwilę pokój, aby zatelefonować. Wtedy szybko zeszła pani piętro niżej i ukryła się w pustym już pokoju jubilera. Gdy ten wrócił i chciał zapalić światło, otrzymał z tyłu morderczy cios. Ukrycie brylantów, wyrzucenie na zewnątrz kasetki pozorujące, że sprawca wdarł się do „Carltonu” przez drzwi balkonowe, było dziełem kilku minut. Teraz chwila uwagi, czy na korytarzu nikogo nie ma i szybki powrót na górę. Przy okazji zejścia do salonu na program telewizyjny podrzuca pani młotek na kanapkę.