Выбрать главу

słupkiem. Z tego powodu świadek musiał opuścić parking i zostawić samochód gdzie indziej. Strasznie go to wkurzyło. Facet z ratusza powiedział, że to nie oni ustawili ten słupek. W żadnym razie. Nie ma mowy. Nie mieli żadnego powodu. Słupek włożono więc do plastikowego worka i zabrano jako dowód. Facet z ratusza powiedział, że przy wjeździe i wyjeździe są umieszczone ukryte kamery, podłączone do magnetowidu w stalowej szafie. Taśmę wyjęto i zabrano. Potem poinformował, że zabrakło funduszy na rozbudowę parkingu i przez ostatnie dwa tygodnie nie prowadzono tam robót. Oznaczało to, że wszystko, co pozostawiono tam później, nie należało do jego ludzi.

Technicy kryminalistyki zaczęli od miejsca, gdzie była rozciągnięta żółto-czarna taśma z nadrukiem UWAGA! NIE WCHODZIĆ. Pierwszą rzeczą, którą znaleźli, było kilka niebieskich bawełnianych nitek na szorstkim betonie tuż pod nią. Zaledwie puszek słabo widocznych włókien. Jakby ktoś przyklęknął tu, żeby przejść pod taśmą, i zostawił kawałeczek swoich niebieskich dżinsów. Sfotografowali te nitki, a potem zebrali je na kawałek przezroczystej taśmy klejącej. Później przynieśli lampy łukowe i oświetlili podłogę. Leżał na niej dwutygodniowy cementowy pył. Zobaczyli wyraźne ślady stóp. Naprawdę idealne. Kierownik ekipy wyjął komórkę i zadzwonił do Emersona.

– Facet nosił dziwne buty – powiedział.

– Jakie dziwne buty?

– Słyszał pan o kauczuku? To rodzaj gumy. Prawie surowej. Bardzo przyczepna. Wszystko się do niej lepi. Jeśli złapiemy tego gościa, to znajdziemy cementowy pył na podeszwach jego butów. A w jego domu znajdziemy psa.

– Psa?

– Mamy tu psi włos, który wcześniej przyczepił się do kauczuku. I oderwał się w miejscu, gdzie beton jest bardzo chropowaty. Ponadto włókna z chodników. Zapewne z jego domu i samochodu.

– Szukajcie dalej – polecił Emerson.

***

Za dziesięć dziewiąta Emerson przekazał szefowi policji informacje przed konferencją prasową. Niczego nie ukrywała Szef miał zdecydować, co ujawnić, a co ukryć przed mediami.

– Oddano sześć strzałów i zginęło pięć osób – powiedział Emerson. – Wszystkie trafione w głowę. Stawiam na wyszkolonego snajpera. Prawdopodobnie byłego żołnierza.

– Albo myśliwego? – podsunął szef.

– Między strzelaniem do jeleni a do ludzi jest wielka różnica. Technika może jest ta sama, ale emocje nie.

– Mieliśmy prawo trzymać FBI z dala?

– To nie zamach terrorystyczny, tylko samotny świr. Nieraz mieliśmy z takimi do czynienia.

– Chciałbym z przekonaniem powiedzieć, że go dopadniemy.

– Wiem – rzekł Emerson.

– Jak bardzo mogę być przekonany?

– Dotychczas zebrane dowody są niezłe, ale niedecydująee.

Szef kiwnął głową i nic nie powiedział.

Dokładnie o dziewiątej Emerson odebrał telefon od patologa. Wykonano zdjęcia rentgenowskie wszystkich pięciu czaszek. Rozległe uszkodzenia tkanek, rany wlotowe i wylotowe, żadnych kul.

– Pociski z wklęsłymi czubkami – orzekł patolog. -

Wszystkie przeszły na wylot.

Emerson odwrócił się i spojrzał na zbiornik fontanny. Wystrzelił sześć kul, pomyślał. Pięć trafiło w cel, jedna chybiła. O dziewiątej piętnaście fontanna była opróżniona. Węże strażaków zaczęły wsysać powietrze. Na dnie zbiornika pozostała ćwierćcalowa warstwa mułu i mnóstwo śmieci. Emerson kazał przestawić reflektory i posłał dwunastu rekrutów z Akademii Policyjnej, żeby przeszukali fontannę – sześciu z jednej strony i sześciu z drugiej.

***

Kryminalistycy znaleźli w budynku czterdzieści osiem śladów stóp wiodących do środka i czterdzieści cztery prowadzące na zewnątrz. Sprawca wchodził pewnie, lecz ostrożnie, natomiast odchodząc, stawiał dłuższe kroki. Spieszył się. Nosił buty numer jedenaście. Na ostatnim filarze przy północno-wschodnim narożniku znów znaleźli włókna. Zapewne impregnowanej bawełny, z jasnego prochowca, na wysokości łopatek, jakby facet przywarł plecami do szorstkiego betonu, a później przesunął się, żeby spojrzeć na plac. Znaleźli zdeptany pył na podłodze między filarem a balustradą. Oraz kolejne niebieskie i impregnowane włókna, a także odrobiny kauczuku, wyblakłego i starego.

– Czołgał się – powiedział kierownik ekipy. – Najpierw na kolanach i łokciach, a potem na kolanach, czubkach nóg i łokciach. Jeśli znajdziemy kiedyś jego buty, będą miały podrapane czubki.

Odkryli miejsce, gdzie mężczyzna usiadł, a potem klęknął. Dokładnie naprzeciw tego miejsca zauważyli podrapaną farbę na krawędzi balustrady.

– Tutaj oparł broń – orzekł szef ekipy. – Poruszył nią tam i z powrotem, szukając oparcia.

Ustawił się i spojrzał nad tymi zarysowaniami, jakby celował z karabinu. Zobaczył Emersona, przechadzającego się przed fontanną, niecałe trzydzieści pięć jardów dalej.

***

Rekruci akademii spędzili w pustym zbiorniku pół godziny i znaleźli mnóstwo przeróżnych śmieci, prawie osiem dolarów w drobniakach oraz sześć pocisków. Pięć z nich zmieniło się w zdeformowane bryłki ołowiu, ale jeden wyglądał jak nowy. Typu BT, z wklęsłym czubkiem, pięknie odlany, niemal na pewno kalibru.308. Emerson zadzwonił do szefa kryminalistyków, pracującego na pierwszym piętrze parkingu.

– Potrzebuję pana tu, na dole.

– A ja potrzebuję pana tutaj – odparł technik.

***

Emerson wszedł na pierwsze piętro i zastał wszystkich techników pochylonych nad wąską szczeliną w betonie i oświetlających ją latarkami.

– Szczelina dylatacyjna – powiedział szef ekipy. – I niech pan spojrzy, co do niej wpadło.

Emerson przecisnął się bliżej, spojrzał i zobaczył błysk mosiądzu.

– Łuska – powiedział.

– Facet zabrał resztę. Jednak ta mu umknęła.

– Odciski palców? – spytał Emerson.

– Miejmy nadzieję – odparł technik. – Mało kto nosi rękawiczki, kiedy ładuje magazynek.

– Jak ją stamtąd wyjmiemy?

Technik wstał i przyświecając sobie latarką, znalazł najbliższą puszkę instalacji elektrycznej na suficie. Niepodłączone przewody zwisały z niej jak liście paproci. Spojrzał na podłogę pod nimi i znalazł plątaninę porzuconych kabli. Wybrał osiemnastocalowy kawałek trojżyłowego przewodu. Oczyścił go i zagiął koniec pod kątem prostym. Przewód był sztywny i ciężki. Prawdopodobnie za gruby dla lamp fluorescencyjnych, które zapewne zostaną zamontowane w budynku parkingu. Może dlatego mieli kłopoty ze sfinansowaniem budowy. Może miasto marnotrawiło fundusze.

Wepchnął przewód do szczeliny i przesunął go wzdłuż niej, aż koniec drutu gładko wszedł do środka łuski. Wtedy wyjął ją bardzo ostrożnie, żeby nie zarysować. Wrzucił łuskę do plastikowego woreczka na dowody.

– Spotkamy się na posterunku – powiedział Emerson. -

Za godzinę. Ściągnę prokuratora.

Zaczął odchodzić, idąc równolegle do śladów pozostawionych przez sprawcę. Nagle przystanął przy pustych miejscach do parkowania.

– Opróżnijcie parkometr! – zawołał. – Zdejmijcie odciski ze wszystkich ćwierćdolarówek.

– Po co? – odkrzyknął technik. – Myśli pan, że facet zapłacił?

– Chcę mieć sprawę dopiętą na ostatni guzik.

– Musiałby być wariatem, żeby płacić na moment przed załatwieniem pięciorga ludzi.

– Nie zabiłby pięciorga ludzi, gdyby nie był wariatem.

Technik wzruszył ramionami. Opróżnić parkometr? Jednak chyba właśnie za takie przeczucia płacą detektywom, wybrał więc numer na swoim telefonie komórkowym i poprosił, żeby łącznik z ratusza przyszedł tu jeszcze raz.