Выбрать главу

Z drugiego końca pomieszczenia doleciał cichy głos, jak ze strasznego, powtarzającego się koszmarnego snu. – O Chryste!

Obróciłem głowę w tym kierunku. Głos odezwał się ponownie, tym razem ciszej. – Tutaj – powiedział policjant. – W szafie.

Tickner i Regan już tam byli. Obaj zajrzeli do środka. Nawet w tym słabym świetle zdołałem dostrzec, że obaj zbledli. Chwiejnie powlokłem się naprzód. Przeszedłem przez pokój i o mało nie upadłem. W ostatniej chwili złapałem się klamki otwartych drzwi i odzyskałem równowagę. Zajrzałem do środka. Patrząc na rozdarty materiał, miałem wrażenie, że wszystko we mnie nagle wyschło i rozsypało się w proch. Na podłodze leżał różowy śpioszek w czarne pingwiny, podarty i porzucony.

Osiemnaście miesięcy później Lydia zauważyła wdowę siedzącą samotnie przy oknie u Starbucksa.

Przycupnęła na stołku, z roztargnieniem spoglądając na wolno przemieszczających się przechodniów. Jej kawa stała przy szybie, a unosząca się z filiżanki para tworzyła krąg na szkle. Lydia obserwowała ją przez chwilę. Ślady nieszczęścia wciąż były widoczne: to znużone walką, nieobecne spojrzenie, zgarbione ramiona, matowe włosy, drżenie rąk. Lydia zamówiła dużą kawę ze śmietanką, z dodatkową porcją naparu. Barman, nazbyt chudy młodzian z kozią bródką, wzmocnił kawę „na koszt firmy”.

Mężczyźni, nawet tacy młodzi jak ten, często robili takie rzeczy dla Lydii. Zsunęła okulary i podziękowała mu. O mało się nie posikał. Ci mężczyźni. Ruszyła w kierunku stolika pod oknem, dobrze wiedząc, że barman wpatruje się w jej tyłek. Do tego też była przyzwyczajona. Wsypała słodzik do kawy. U Starbucksa było prawie pusto, ale Lydia zajęła stołek tuż przy oknie. Wyczuwając jej obecność, wdowa drgnęła, wyrwana z zadumy. – Wendy? – zagadnęła Lydia.

Wendy Burnet, wdowa, odwróciła się do właścicielki głosu.

– Składam ci wyrazy współczucia – powiedziała i uśmiechnęła się. Wiedziała, że ma ciepły uśmiech. Uszyta na zamówienie szara garsonka ciasno opinała jej zgrabną sylwetkę.

Spódniczka była dość wysoko rozcięta. Biznesowo-seksowna. Jej oczy miały wilgotny połysk, nos mały i lekko zadarty. Włosy rude i kręcone, ale to w każdej chwili mogło się zmienić i często się zmieniało. Wendy Burnet wpatrywała się w nią, aż Lydia zaczęła się zastanawiać, czy ją poznaje. Często widywała takie spojrzenie, t,. niepewną minę typu „wiem, że skądś cię znam”, chociaż nie występowała w telewizji, od kiedy skończyła trzynaście lat. Niektórzy ludzie nawet dodawali: „Hej, czy pani wie, do kogo jest pani podobna?”, lecz Lydia – która niegdyś występowała jako Larissa Dane – zbywała to wzruszeniem ramion.

Niestety, to wahanie miało inny charakter. Wendy Burnet wciąż była wstrząśnięta straszliwą śmiercią ukochanego. Po prostu potrzebowała chwili czasu, żeby ogarnąć i zrozumieć sytuację.

Zapewne zastanawiała się, jak powinna zareagować, czy udać, że zna Lydię, czy też nie. Po kilku następnych sekundach Wendy Burnet wybrała niezachęcające: – Dziękuję.

– Biedny Jimmy – dodała Lydia. – Cóż za okropna historia.

Wendy niezręcznie podniosła papierowy kubek i pociągnęła łyk.

Lydia zerknęła na znaczki z boku kubka i stwierdziła, że wdowa Wendy również zamówiła dużą kawę, chociaż bezkofeinową i z sojowym mleczkiem. Lydia przysunęła się bliżej. – Nie wiesz, kim jestem, prawda?

Wendy posłała jej nikły uśmiech, mówiący „tu mnie masz”.

– Przykro mi.

– Niepotrzebnie. Nie sądzę, żebyśmy się spotkały.

Wendy czekała, aż Lydia się przedstawi. Kiedy tego nie zrobiła, Wendy powiedziała:

A więc znała pani mojego męża?

– Och tak.

– Czy pani też pracuje w ubezpieczeniach?

– Nie, obawiam się, że nie.

Wendy zmarszczyła brwi. Lydia popijała kawę. Milczenie stawało się niezręczne, przynajmniej dla Wendy. Lydii wcale nie przeszkadzało. Gdy stało się nie do zniesienia, Wendy wstała.

– No cóż – powiedziała. – Miło było panią spotkać.

– Ja… – zaczęła Lydia i zamilkła, aż nabrała pewności, że skupiła na sobie całą uwagę Wendy. – Byłam ostatnią osobą, która widziała Jimmy'ego żywego.

Wendy zastygła. Lydia upiła kolejny łyk i zamknęła oczy.

– Słodka i mocna – powiedziała, wskazując na kubek.

– Smakuje mi ich kawa, a tobie?

– Czy powiedziała pani, że…?

– Proszę – rzekła Lydia i skinęła ręką – usiądź przy mnie, to wszystko wyjaśnię.

Wendy zerknęła na barmanów. Byli zajęci gestykulowaniem i narzekaniem na świat, który ich zdaniem sprzysiągł się, żeby nie dać im tego, co im się słusznie należy. Wendy usiadła ciężko na stołku. Przez chwilę Lydia tylko na nią patrzyła. Wendy usiłowała skupić na niej wzrok. – Widzisz – powiedziała Lydia, posyłając jej szeroki, ciepły uśmiech i nachylając się do niej – to ja zabiłam twojego męża.

Wendy pobladła.

– To nie jest zabawne.

– Owszem, to prawda, muszę się z tobą zgodzić. Jednak to wcale nie miało być śmieszne. A może wolałabyś usłyszeć jakiś żart? Zapisałam się do jednej z tych internetowych grup, których członkowie przesyłają sobie dowcipy. Przeważnie kiepskie, ale czasem trafia się naprawdę niezły.

Wendy była oszołomiona.

– Kim pani jest, do diabła?

– Uspokój się, Wendy.

– Chcę wiedzieć…

– Cii! – Lydia bezceremonialnie przycisnęła palec do ust Wendy. – Daj mi wyjaśnić, dobrze?

Wargi Wendy drżały. Lydia jeszcze przez moment nie odejmowała palca. – Jesteś wzburzona. Rozumiem to. Pozwól, że coś ci wyjaśnię. To fakt, że wpakowałam kulę w głowę Jimmy'ego. Jednak Heshy… – Lydia wskazała na stojącego przed restauracją ogromnego mężczyznę o nieforemnej czaszce – poturbował go wcześniej. Osobiście uważam, że oddałam Jimmy'emu przysługę, strzelając do niego.

Wendy wytrzeszczała oczy, oniemiała.

– Chcesz wiedzieć dlaczego, prawda? Oczywiście, że chcesz. Myślę jednak, Wendy, że w głębi duszy wiesz. Jesteśmy dorosłymi kobietami, prawda? Znamy mężczyzn.

Wendy nie odpowiedziała.

– Wiesz, o czym mówię?

– Nie.

– Na pewno wiesz, ale i tak to powiem. Jimmy, twój świętej pamięci małżonek, był winien sporo pieniędzy pewnym bardzo nieprzyjemnym ludziom. Na dziś jest to dwieście tysięcy dolarów. – Lydia uśmiechnęła się. – Chyba nie zamierzasz udawać, że nic nie wiesz o hazardowych długach twojego męża, co?

Wendy z trudem zdołała wykrztusić:

– Nie rozumiem…

– Mam nadzieję, że to niezrozumienie nie jest związane z moją płcią?

– Co?

– To byłby przykład ciasnych horyzontów i seksizmu, nie uważasz?

Mamy dwudziesty pierwszy wiek. Kobiety mogą robić, co chcą.

– To ty… – Wendy urwała i spróbowała ponownie: – Ty zamordowałaś mojego męża?

– Czy często oglądasz telewizję, Wendy?

– Co?

– Telewizję. Widzisz, jeśli w telewizji ktoś taki jak twój mąż jest winien pieniądze komuś takiemu jak ja, to co się dzieje?

Lydia patrzyła na nią, jakby naprawdę oczekiwała odpowiedzi. W końcu Wendy powiedziała: – Nie wiem.

– Na pewno wiesz, ale ponownie odpowiem za ciebie.