– Nie.
– Gdyby najbliższy krewny, Colin White, był przekonany, że pani White nie wymaga leczenia w ośrodku zamkniętym, czy sędzia wydałby nakaz?
– Nie.
– Rozumiem. Sugeruje więc pan, że kilka osób powinno było odłożyć na bok swoje obserwacje i postąpić zgodnie z życzeniem kobiety, która tydzień wcześniej przecięła sobie żyły?
– Nie o to…
– Tak czy nie, panie doktorze?
Psychiatra kiwa głową zdecydowanie.
– Tak, właśnie to mówię.
– Idźmy dalej. Co przepisał pan Mariah White, gdy zwolniono ją z Greenhaven?
Lekarz spogląda w swoje notatki.
– Prozac.
– Czy pani White stale przyjmowała ten lek?
– Przez jakiś czas. Po roku go odstawiła i funkcjonowała doskonale.
– Uważał pan, że jest emocjonalnie zrównoważona?
– Nie miałem cienia wątpliwości – odpowiada Johansen.
– Czy Mariah White poprosiła o odnowienie recepty?
– Tak.
– Kiedy?
– Trzy miesiące temu. W sierpniu.
– Tuż po odejściu męża? Więc nie była aż tak zrównoważona, jak pan myślał, mam rację?
Doktor Johansen prostuje się na siedzeniu.
– Powtórzyła się dokładnie ta sama sytuacja, która siedem lat temu spowodowała u niej kryzys, panie Metz. Tym razem jednak, zamiast podejmować próbę samobójczą, pani Wbite zadzwoniła do mnie i powiedziała: „Potrzebuję pomocy”. Każdy psychiatra w tym kraju uzna to za oznakę zrównoważenia.
– Czy prozac ma skutki uboczne?
– Czasami.
– Jakiego rodzaju?
– Niekiedy fluoxetyna może powodować bóle głowy, dreszcze, zdenerwowanie, bezsenność, otępienie, niepokój, zawroty głowy. A także nadciśnienie, wysypkę, mdłości, biegunkę, spadek wagi, bóle w klatce piersiowej, szum w uszach.
– A halucynacje?
– Także – przyznaje doktor Johansen. – Ale bardzo rzadko.
– Tendencje samobójcze?
– To też się zdarza. Jednakże musi pan pamiętać, że tę pacjentkę obserwowałem przez rok podczas zażywania dwudziestu miligramów prozacu. Wiem, jak jej organizm zareaguje na ten lek. Gdyby to był nowy środek, panie Metz, mógłby pan mieć rację. Ale nie w przypadku pani White.
– Czy pani White na kilka lat odstawiła prozac?
– Tak.
– Czy występują negatywne skutki, spowodowane odstawieniem prozacu?
– Tak.
– Skutki w rodzaju prób samobójczych, psychoz, urojeń i halucynacji?
– I znowu mówi pan o niezwykle małym odsetku pacjentów – ostrzega Johansen.
– Jednakże u pani White mogły wystąpić negatywne skutki odstawienia leku?
– O żadnych mnie nie informowała, panie Metz.
Prawnik odwraca się.
– Doktorze Johansen, jakie jest prawdopodobieństwo, że u osoby wyleczonej z depresji może nastąpić nawrót choroby?
– Nie dysponuję danymi statystycznymi.
– Ale to zdarza się dość często, prawda?
– Tak. Zwykle jednak dobrze dostosowane osoby wiedzą, by na tym etapie zwrócić się do psychiatry o pomoc.
– Rozumiem. Generalnie rzecz biorąc, mówi nam pan, że ktoś, kto raz zwariował, ma spore szanse zwariować ponownie.
– Sprzeciw!
– Cofam – mówi Metz. – Nie mam więcej pytań.
Joan wyskakuje zza stołu, nim słowa mają czas opuścić jej usta.
– Chciałabym ponownie zadać parę pytań – rzuca gniewnie. – Chodzi o terminy „zaburzenia psychiczne” i „depresja”. Czy oznaczają to samo?
– Nie.
– Jak diagnozę postawiono Mariah?
– Depresja z tendencjami samobójczymi – mówi Johansen.
– Słyszał pan o zespole Münchausena?
– Naturalnie.
– Czy logiczne jest stwierdzenie, że jeśli kogoś leczono na depresję z tendencjami samobójczymi, siedem lat później u tej osoby wystąpi zespół Münchausena? Czy między tymi dwiema sprawami istnieje bezpośredni związek?
Doktor Johansen wybucha śmiechem.
– Nie bardziej bezpośredni niż w stwierdzeniu, że skoro ktoś je rano śniadanie, przypuszczalnie będzie miał na sobie bieliznę.
– Dziękuję, panie doktorze – mówi Joan. – Skończyłam.
Zajmując miejsce dla świadka, Millie dochodzi do wniosku, że już zbyt długo trzymała język za zębami. Jeśli Joan zamierza pytać ją o charakter Mariah, Millie chce wtrącić swoje trzy grosze. Sadowi się na krześle i kiwnięciem głowy daje znać, że jest gotowa.
– Pani Epstein, jak często widuje pani Faith?
– W najgorszym razie co drugi dzień.
– Jak często widuje pani Faith w interakcjach z Mariah?
– Tak samo często.
– Czy, pani zdaniem, Mariah jest dobrą matką?
Promieniejąc dumą, Millie odpowiada:
– Jest cudowną matką. Pracuje dwa razy ciężej niż inni rodzice, ponieważ tak jej zależy na jak najlepszym wykonaniu swoich obowiązków.
– Jak Mariah radzi sobie z mediami ostatnio otaczającymi Faith?
– A jak pani by sobie radziła? – mówi Millie. – Zabrała Faith ze szkoły, trzyma ją poza zasięgiem obiektywów. Robi wszystko, co w jej mocy, żeby zapewnić córce normalne życie. – Proszę, dotrzymała danego Joan słowa, wypowiedziała kwestię, którą do znudzenia ćwiczyły. Millie jednak wcale nie milknie, zbijając z tropu Joan, która patrzy na nią zdziwiona tą nagłą zmianą w scenariuszu. – Waszym zdaniem, Mariah musi udowodnić, że zasługuje na prawo do opieki nad dzieckiem. Ale czyja to tak naprawdę jest wina? – Drżącym palcem wskazuje Colina. – On już raz zrobił to mojej córce. Kazał ją zamknąć. Ha, a to jego powinno się zamknąć, skoro nie potrafi utrzymać zapiętych spodni…
– Pani Epstein – przerywa jej Joan stanowczo. – Proszę nie wykraczać poza pytanie. – Chrząka i obrzuca Millie bardzo znaczącym spojrzeniem.
– Nie. Skoro tu jestem, to powiem, co myślę. Jaka kobieta nie wpadłaby w depresję, gdyby mąż zaczął sypiać z innymi? Nie rozumiem, dlaczego…
– Szanowna pani – wtrąca sędzia Rothbottam ostrzegawczo – muszę prosić, by pani nad sobą zapanowała.
Joan podchodzi do świadka, uśmiechając się sztywno.
– Przestań – mówi przez zaciśnięte zęby, po czym odwraca się, mrucząc coś o niewyparzonych gębach. – Pani Epstein, istnieje wiele powodów, którymi uzasadnia się zmianę prawa do opieki. Czy wie pani, by Mariah kiedykolwiek wykorzystywała seksualnie Faith?
– Boże, nie.
– Czy kiedykolwiek uderzyła córkę?
– Mariah nawet nie daje klapsa Faith, kiedy jest niegrzeczna.
– Czy Mariah kiedykolwiek znęcała się emocjonalnie nad córką?
– Nigdy! – mówi Millie. – Zawsze bardzo ją wspiera.
– Czy Mariah pracuje poza domem albo z innego powodu spędza z dala od córki większą część dnia?
– Mariah spędza z Faith każdą chwilę. – Millie kwaśno zerka na sędziego. – Kiedy jej na to pozwolą.
– Dziękuję – mówi Joan i siada za stołem, nim Millie ma okazję powiedzieć coś jeszcze.
Metz z namysłem przygląda się Millie. Doskonale wie, dlaczego Joan skończyła tak szybko – stara nietoperzyca ma pomieszane w głowie. Podobnie jak Joan zamierza omijać wielkim łukiem kwestię wskrzeszenia, bo przez pytania o drugie życie stałby się pośmiewiskiem całego prawniczego środowiska. Uśmiecha się, zbijając z tropu Millie. Jest przekonany, że Joan przedstawiła go jako prawdziwą piranię.
– Pani Epstein, naprawdę kocha pani Mariah, czy tak? Twarz Millie łagodnieje.
– O tak.
– Założę się, że od dziecka jest z panią bardzo związana.
– Tak.
Metz pochyla się w stronę świadka.
– Była pani przy niej, gdy kończyła średnią szkołę?
– Wygłaszała mowę – odpowiada Millie z dumą.
– A college? Magna cum laude?