Выбрать главу

– O czym pani wtedy myślała?

– Że nie może filmować Faith. Nie chciałam, żeby media jeszcze bardziej się nią zainteresowały. To mała dziewczynka, powinna móc żyć jak inne dzieci w jej wieku.

– Sądzi pani, że była pani niezrównoważona emocjonalnie podczas tego incydentu?

– Nie, byłam spokojna jak kamień. Całą moją uwagę skupiłam na bezpieczeństwie Faith.

– Dziękuję – mówi Joan. – Teraz proszę, by rozważyła pani ostatnie pytanie pana Metza. Według jego scenariusza, Faith należy przenieść w nowe otoczenie. Będzie mieszkała z kobietą przyłapaną w kompromitującej sytuacji z jej ojcem. Będzie miała małego brata albo siostrę. Znajdzie się w nowym miejscu. Nie wspominając już o tym, że zwolennicy aktualnie okupujący wasz dom przypuszczalnie pojadą za nią na drugi koniec miasta. Czy ten opis, pani zdaniem, odpowiada prawdzie?

– Tak – mówi Mariah.

– Doskonale. Czy podczas tej rozprawy Colin przekonał panią, że będzie lepszym rodzicem dla Faith?

– Nie – odpowiada zdezorientowana Mariah.

– Czy doktor Orlitz, wyznaczony przez sąd psychiatra, przekonał panią, że Colin będzie lepszym rodzicem dla Faith?

– Nie – mówi Mariah silniejszym głosem.

– Czy doktor DeSantis, psychiatra zaangażowany przez powoda, przekonała panią, że Colin będzie lepszym rodzicem dla Faith?

– Nie.

– A Allen McManus?

– Nie.

– Pan Fletcher? – Nie.

– Więc może doktor Birch? Czy przekonał panią, że Colin będzie lepszym rodzicem dla Faith?

Mariah uśmiecha się do Joan, przyciągając do siebie mikrofon. Jej głos jest silny i równy.

– Nie przekonał mnie.

Po zakończeniu pytań obrony sędzia ogłasza krótką przerwę. Idę do małego pokoju konferencyjnego, z którego w czasie tej rozprawy korzystałyśmy z Joan. Po kilku minutach drzwi się otwierają i wchodzi Ian.

– Joan powiedziała mi, że cię tu znajdę – mówi cicho.

– Prosiłam ją o to.

Sprawia wrażenie, że nie wie, jak zareagować.

– Dziękuję za znalezienie doktora Fitzgeralda.

Ian wzrusza ramionami.

– W pewnym sensie byłem ci to winien.

– Nic mi nie jesteś winien.

Opierając się o stół, wstaję i podchodzę do niego. Dłonie trzyma głęboko w kieszeniach, jakby bał się mnie dotknąć.

– Może ja też powinienem ci podziękować – mruczy. – Za to, czego nie powiedziałaś.

Kręcę głową. Czasami nie ma odpowiednich słów. Cisza między nami rozlewa się szeroko niczym ocean, ale udaje mi się go pokonać. Wyciągam ręce i obejmuję Iana.

Jego dłonie splatają się na moich plecach, jego oddech porusza włoski na moim karku. Będzie ze mną. Na razie to wystarcza.

– Mariah – szepcze – możesz być moją religią.

Sędzia wzywa kuratorkę procesową.

– Adwokaci obu stron i ja czytaliśmy pani raport. Czy chciałaby pani coś do niego dodać?

Kenzie energicznie kiwa głową.

– Chcę, Myślę, że wysoki sąd powinien wiedzieć, że to ja wpuściłam Mariah White do szpitala o drugiej w nocy w niedzielę.

Metz otwiera usta. Joan patrzy na swoje kolana. Sędzia prosi, by Kenzie się wytłumaczyła.

– Wysoki sądzie, wiem, że można mnie oskarżyć o obrazę sądu i zamknąć w więzieniu. Zanim jednak wysoki sąd to zrobi, proszę o wysłuchanie mnie, ponieważ bardzo się przywiązałam do dziecka w tej sprawie i nie chciałabym popełnić błędu.

Sędzia uważnie jej się przygląda.

– Proszę mówić dalej.

– Jak wysoki sąd wie, sporządziłam raport. Spotkałam się z wieloma ludźmi i początkowo doszłam do wniosku, że jeśli życie dziewczynki jest w jakiś sposób zagrożone, należy usunąć ją z dotychczasowego otoczenia. Dlatego też w raporcie, który wysoki sąd ma przez sobą, zaleciłam przekazanie opieki ojcu.

Metz łapie klienta za ramię i uśmiecha się szeroko.

– Jednakże w sobotę późnym wieczorem, po tym, jak lekarz powiedział pani Epstein, że Faith może umrzeć, podjęłam decyzję i zadzwoniłam do pani White. Uważałam, że amerykański system sprawiedliwości nie ma prawa uniemożliwiać matce pożegnania się z dzieckiem. Dlatego powiedziałam pani White, żeby natychmiast przyjechała do szpitala. Wysoki sądzie, myślałam, że z mojej strony to po prostu ludzki gest… i zakładałam, że nie będzie miało to żadnego związku z moim raportem.

Ale potem coś się zdarzyło. – Kenzie kręci głową. – Żałuję, że nie potrafię tego wyjaśnić. Wiem tylko, że na własne oczy widziałam, jak dziecko, które leżało w śpiączce na skraju śmierci, wróciło do życia w chwili, gdy przy jego boku znalazła się matka. – Kuratorka waha się. – Sala sądowa to nie jest miejsce na osobiste obserwacje, wysoki sądzie, ja jednak chciałabym opowiedzieć pewną historię.

Moja prababka i pradziadek byli małżeństwem przez sześćdziesiąt dwa lata. Kiedy pradziadek umarł na udar, prababka, choć cieszyła się doskonałym zdrowiem, odeszła dwa dni później. Zawsze mówiliśmy, że Nana umarła, bo miała złamane serce. W medycynie, co prawda, nie używa się takiego terminu… ale z drugiej strony, lekarze koncentrują się na ciele pacjentów, a nie na ich uczuciach. A jeśli możliwa jest śmierć z wielkiego żalu, wysoki sądzie, to dlaczego kogoś nie może uzdrowić radość? – Kenzie nachyla się do przodu. – Wysoki sądzie, dziesięć lat temu zrezygnowałam z adwokatury i zostałam kuratorem procesowym. Mam prawniczy umysł. Próbowałam podejść do tej sprawy z racjonalnego punktu widzenia, ale bez skutku. Jedni ludzie opowiadali mi o wizjach, płaczących posągach i męce Chrystusa na krzyżu, inni o oszustwach religijnych. Słyszałam o ciężko chorych, którzy wracali do całkowitego zdrowia po dotknięciu Faith w szpitalnej windzie.

Byłam świadkiem wielu niewytłumaczalnych zdarzeń, ale żadne nie wskazywało na to, że Mariah White krzywdzi Faith. Wręcz przeciwnie, myślę, że Mariah uratowała córce życie. I uważam, że zabranie dziewczynki spod wpływu matki w niczym jej nie pomoże. – Kenzie chrząka, po czym dodaje: – Bardzo przepraszam, wysoki sądzie, ale proszę, by wysoki sąd przy podejmowaniu decyzji nie brał pod uwagę mojego raportu.

W sali wybucha gwar. Malcolm Metz z furią szepcze coś Colinowi do ucha. Sędzia przeciera dłonią twarz.

– Wysoki sądzie – mówi Metz, podnosząc się z miejsca – chciałbym wygłosić mowę końcową.

– Panie Metz, wcale mnie pan nie zaskoczył – mówi z westchnieniem Rothbottam. – Ale ja nie pana chcę teraz posłuchać. Wysłuchałem pana, pani Standish i pani van der Hoven i nie mam zielonego pojęcia, w co wierzyć. Potrzebna mi przerwa na lunch i chciałbym spędzić ją z Faith.

Mariah odwraca się ku córce. Faith oczy ma szeroko otwarte, nie bardzo rozumie, co się dzieje.

– Co ty na to? – pyta sędzia Rothbottam. Wychodzi zza stołu i zbliża się ku galerii. – Chciałabyś zjeść ze mną lunch, Faith?

Faith spogląda na matkę, która niedostrzegalnie kiwa głową. Sędzia wyciąga rękę, którą dziewczynka ujmuje. Oboje wychodzą z sali sądowej.

Faith podoba się fotel w gabinecie sędziego. Kręci się szybciej niż ten u ojca. I podoba jej się muzyka, którą włączył sędzia. Faith spogląda na kolekcję kompaktów na półce.

– Ma pan coś z Disneya?

Sędzia Rothbottam wyjmuje płytę, wsuwa do odtwarzacza i w pokoju rozlegają się dźwięki broadwayowskiego przedstawienia „Król Lew”. Kiedy sędzia zdejmuje togę, Faith wstrzymuje oddech.

– Co się stało? – pyta sędzia.

Dziewczynka wzrok ma spuszczony; czuje, że policzki zalewa jej rumieniec, jak wtedy, gdy ktoś ją przyłapie na jedzeniu ciasteczka przed kolacją.