Выбрать главу

– Nie wiedziałam, że pod tym ma pan ubranie.

Sędzia wybucha śmiechem.

– Miałem, kiedy ostatnio sprawdzałem. – Siada naprzeciwko dziewczynki. – Cieszę się, że lepiej się czujesz.

Faith potakuje nad kanapką z indykiem, którą postawił przed nią na masywnym biurku.

– Ja też.

Sędzia przysuwa fotel.

– Faith, z kim chcesz mieszkać?

– Chcę, żeby oboje byli razem. Ale tego nie mogę mieć, prawda?

– Nie. – Sędzia Rothbottam przygląda się jej uważnie. – Czy Bóg z tobą rozmawia, Faith?

– Aha.

– Wiesz, że mnóstwo ludzi interesuje się tobą z tego powodu?

– Tak.

Sędzia waha się, potem pyta:

– Skąd mam wiedzieć, czy mówisz prawdę?

Faith unosi ku niemu buzię.

– A w sądzie skąd pan to wie?

– No, ludzie przysięgają. Na Biblię.

– Jeśli ja nie mówię prawdy… czy nie znaczyłoby to, że oni przysięgają na jakąś tam książkę?

Sędzia uśmiecha się. Tak oto rozwiązali kwestię, że Bóg nie należy do sali sądowej – On tam jest od początku. Ale według mediów, Bóg Faith jest kobietą.

– Ludzie od wielu, wielu lat wyobrażali sobie Boga jako mężczyznę – zauważa sędzia.

– Moja nauczycielka w pierwszej klasie mówiła nam, że dawno temu ludzie wierzyli w najróżniejsze rzeczy, ponieważ nic nie wiedzieli. Na przykład uważali, że od kąpieli można się rozchorować. A potem ktoś zobaczył zarazki pod mikroskopem i ludzie zaczęli myśleć inaczej. Można w coś naprawdę mocno wierzyć – mówi Faith – a mimo to się mylić.

Sędzia wpatruje się w nią i zadaje sobie pytanie, czy ta dziewczynka jednak nie jest prorokinią.

Sędzia Rothbottam zsuwa na czubek nosa okulary i spogląda na powoda, pozwaną i ciasno stłoczonych na galerii dziennikarzy.

– Kilka dni temu powiedziałem wam, że w czasie tej rozprawy jest tylko jeden bóg i że jest nim sędzia. Bardzo mądra młoda kobieta zwróciła mi uwagę, że niekoniecznie to prawda. – Unosi Biblię. – Jak to niezwykle elokwentnie ukazał pan Fletcher podczas swojego zaprzysiężenia, wciąż polegamy w sali sądowej na konwencjach niezależnych od osobistych przekonań religijnych.

Nie jestem tu jednak po to, żeby mówić o przekonaniach religijnych. Jestem tu po to, żeby mówić o Faith White. Te dwie kwestie są ze sobą związane, ale nie wykluczające się wzajemnie. Tak jak ja to widzę, w czasie tej rozprawy zadaliśmy sobie pytania: Czy Bóg rozmawia z Faith White? Czy Mariah White krzywdzi swoją córkę? – Sędzia odchyla się na oparcie i splata dłonie na brzuchu. – Zacznę od drugiego pytania. Rozumiem, dlaczego ojciec Faith jest zaniepokojony. Ja także bym się niepokoił. Usłyszałem zdumiewające rzeczy od pana Metza i jego ekspertów, od pani Standish i jej ekspertów, a także od kuratorki procesowej. Nie wierzę jednak, by Mariah White zdolna była do świadomego lub nieświadomego krzywdzenia swojej córki.

Z prawej strony galerii dobiega głośne westchnienie. Sędzia chrząka.

– A teraz wróćmy do pytania pierwszego. Wszyscy, w tym tak że ja, przyszliśmy do tej sali sądowej, zastanawiając się, czy ta dziewczynka istotnie jest cudotwórczynią. Jednakże obowiązkiem sądu nie jest rozważanie, czy wizje i rany na dłoniach Faith są boskiego pochodzenia. Nie powinniśmy pytać, czy jest żydówką, chrześcijanką lub muzułmanką, czy jest Mesjaszem, czy Antychrystem. Nie powinniśmy pytać, czy Bóg miał coś ważnego do po wiedzenia siedmioletniej dziewczynce. Pytanie, które sąd musi zadać i na które musi odpowiedzieć, brzmi następująco: Kto słuchał, kiedy ta siedmioletnia dziewczynka miała coś ważnego do powiedzenia? – Sędzia Rothbottam zamyka akta leżące na stole. – Na podstawie zeznań, które tutaj usłyszałem, myślę, że uszy Mariah White są szeroko otwarte.

Rozdział osiemnasty

Bo gdzie jest twój skarb, tam będzie i serce twoje.

Ewangelia wg św. Mateusza, 6,21

6 grudnia 1999 – wczesny wieczór

– Kimże jestem, do diabła – mówi Ian – żeby mówić wam, co powinniście myśleć, a czego nie?

Jego głos wznosi się aż do krokwi ratusza, płosząc starego ptaka w gnieździe, który mieszka tam od zawsze. Przed prowizorycznym podium kręcą się dwaj operatorzy. Reflektory i lampy błyskowe niczym konfetti ozdabiają boki sceny, gdzie w listopadzie zwykle stawia się urny do głosowania. W ruchliwym gwarnym tłumie znajduje się ponad dwustu przedstawicieli sieci telewizyjnych i gazet. Sala audytoryjna ratusza jest jedynym dostatecznie obszernym pomieszczeniem w Nowym Kanaanie, które może pomieścić otwartą dla wszystkich konferencję prasową Iana. Choć zapowiedziano ją z dwugodzinnym zaledwie wyprzedzeniem w holu sądu, sala jest zatłoczona. Dziennikarze chcą usłyszeć, co Ian Fletcher będzie miał do powiedzenia teraz, gdy prawo do opieki wyrokiem sądu zostało przyznane Mariah.

Ian uśmiecha się.

– Po co tu przyszliście? Dlaczego takie ważne jest to, co mam do powiedzenia?

– Ze względu na darmową kawę? – krzyczy ktoś z tyłu sali.

Wszyscy się śmieją, Ian także.

– Może. – Ian przesuwa wzrokiem po tłumie. – Przez lata wyrabiałem sobie nazwisko jako ten, który potępia Boga i wierzących. Próbowałem przeciągnąć ludzi na swoją stronę. Wiem, że wszyscy czekacie, co powiem o Faith White, ale będziecie rozczarowani. Mówiłem prawdę panu Metzowi, gdy zeznawałem w sądzie: nic nie wydarzyło się w Kansas City. Nie powiem, czy Faith nosi Boga w plecaku.

Powiem natomiast, że to nie mój i nie wasz interes. – Ian kołysze się na piętach. – Niezła wolta, co? Po wielu latach budowania imperium na fundamencie ateizmu teraz mówię, że przekonania religijne to sprawa prywatna. I jak widzę, kręcicie głowami. Zaraz odpowiecie, że dla dziennikarzy nie istnieje nic takiego jak sprawa prywatna, ale to nie tak. Istnieje różnica między faktem i opinią, o czym każdy z was wie. A religia, jakkolwiek prowokacyjnie to brzmi, nie dotyczy wyłącznie tego, w co wierzą ludzie, ale też samego aktu wiary. Ja mam prawo przyjść tutaj i oznajmić, że Bóg jest farsą, i tak samo Faith White ma prawo krzyczeć z okna swojej sypialni, że Bóg żyje i ma się doskonale. Moja opinia przeciwko jej opinii. Ale w tej plątaninie nie ma żadnego czystego, solidnego faktu.

I kto ma rację? Odpowiedź brzmi… nie wiem. I nic mnie to nie obchodzi. Moja mama powtarzała mi, że nie można zmienić cudzych poglądów na Boga i politykę, choć bez wątpienia dokładałem starań, by w obu tych dziedzinach wpłynąć na innych. Ale wiecie co? Niewykluczone, że pewnego dnia skończę jako najbliższy sąsiad papieża. Albo Faith. Albo w hotelowym pokoju niedaleko dalajlamy. A chodzenie od drzwi do drzwi i próby przekonania ich, że ja jedyny mam rację, byłoby stratą czasu. Nie, poprawka: To jest strata czasu. Nie musimy akceptować cudzych przekonań… ale musimy akceptować prawo innych do ich posiadania. – Ian ruchem głowy wskazuje tył sali. – Obiecałem, że jestem gotów odpowiedzieć na wszelkie pytania, i nie cofnę danego słowa. Słucham.

– Hej, Ianie! – krzyczy dziennikarz z „Time'a”. – Wygłosiłeś przyjemną, poprawną politycznie mowę, ale powiedz, jakie dowody masz na cuda tej małej?

Ian krzyżuje ręce na piersiach.

– Przypuszczam, Stuart, że naprawdę chcesz mnie zapytać, czy Faith jest uzdrowicielką. – Dziennikarz potakuje. – Cóż, widziałem rzeczy, których nigdy wcześniej nie widziałem i wątpię, bym jeszcze zobaczył. Ale to samo można chyba powiedzieć o tych, co przeżyli wojnę światową, podziwiali zorzę polarną albo byli przy narodzinach bliźniąt syjamskich. Żadne z tych wydarzeń z definicji nie jest cudem.

– To znaczy, że objawia jej się Bóg?

Ian kręci głową.