– Oglądałam w dzienniku twoją konferencję prasową. Mówiłeś szalenie wymijająco.
Ian wybucha śmiechem.
– Boże, niektórych ludzi nie da się przekonać.
Splatam palce z jego palcami.
– Zasugerowałeś… że coś między nami jest.
– To nie ulega wątpliwości. W końcu wpuściłaś mnie frontowymi drzwiami.
– Naprawdę, Ianie – mówię cicho. – Co zamierzasz zrobić?
Nachyla się nade mną i czuję zapach nocy, wciąż obecny na jego skórze. Całuje mnie w policzek.
– Być z tobą.
Czuję, że policzki zalewa mi rumieniec.
– Nie o to pytałam.
Usta Iana przesuwają się po mojej szyi, krawędzi ucha. Potem cofa się i wpatruje we mnie. Oboje stoimy w absolutnym bezruchu.
– Dlaczego nie o to? – mówi z uśmiechem.
Mama myśli, że Faith śpi. Wie, bo dom sadowi się jak pulchna dama, układająca spódnice, skrzypiąc, trzeszcząc i wzdychając. Faith siada na łóżku i zapala lampkę na nocnym stoliku. Podciąga piżamę, krytycznie przyglądając się cienkiej drabince żeber, tęczowym siniakom, znaczącym miejsca po rurkach i igłach. Podnosi dłoń do lampy i dotyka skóry, gdzie był otwór. Teraz zniknął, nie ma nic prócz różowej miseczki dłoni.
– Boże – mówi cicho.
Nic.
Faith wodzi wzrokiem po pokoju.
– Boże?
Zrzuca pościel, staje na czworakach. Sprawdza pod łóżkiem, potem zbiera się na odwagę i otwiera drzwi ciemnej, bardzo ciemnej szafy. Słyszy tylko własny oddech i szum wentylatora z łazienki na korytarzu. Okrągłe głosy mamy i Iana, którzy rozmawiają na dole.
– Boże? – próbuje raz jeszcze.
Ale z tą samą swobodną pewnością, z którą wie, że za kilka godzin słońce wzejdzie, Faith wie także, że jest sama w tych czterech białych ścianach.
Nagle robi się jej bardzo zimno, zaczyna się bać. Okrywa się kołdrą i tupiąc głośno, biegnie przez pokój, by mama przyszła sprawdzić, co się u niej dzieje. Słyszy kroki na schodach, skrzypnięcie siódmego stopnia, szuranie butów, gdy mama wchodzi na dywan. Oblicza, ile czasu minie, nim znajdzie się pod drzwiami.
– Zadawali mnóstwo pytań – mówi Faith na tyle głośno, by jej słowa dotarły na korytarz, nie odrywając wzroku od smugi światła pod przymkniętymi drzwiami. – Ale z drugiej strony oni nigdy Cię nie widzieli. – Wstrzymuje oddech. Kącikiem oka widzi zmęczony uśmiech mamy, cienki jak ostrze noża.
Z walącym sercem i dłońmi zaciśniętymi na kołdrze Faith mówi do pustego pokoju, aż znowu słyszy głos matki na dole, aż jest całkowicie pewna, że nikt jej nie słucha.
Jodi Picoult