Выбрать главу

– Czasami – mówi cichutko.

Doktor Keller przygląda jej się uważnie; mało kto poza nią zadaje sobie ten trud. Kiedy Faith mówi, mama zwykle odpowiada „aha” i „naprawdę?”, ale myśli o miliardzie innych rzeczy, mimo iż Faith próbuje jej coś powiedzieć. A pani Grenaldi, nauczycielka, nikomu nie patrzy w oczy. Spogląda ponad głowami dzieci, jakby wszystkie w przedziałkach miały rojące się insekty.

– Od jak dawna masz przyjaciółkę?

– Jaką przyjaciółkę? – pyta Faith, choć wie, że nie uda jej się oszukać doktor Keller.

Lekarka nachyla się ku niej.

– A masz innych przyjaciół?

– Jasne. Bawię się z Elsą i Sarah, i z Garym, bo mama mi każe, ale Gary wyciera nos w moje ubrania, kiedy myśli, że nie patrzę.

– Miałam na myśli przyjaciół takich jak twoja opiekunka.

– Nie. – Faith chwilę się zastanawia. – Nie znam nikogo takiego jak ona.

– Jest teraz z tobą?

Faith rozgląda się niespokojnie.

– Nie.

– Czy opiekunka rozmawia z tobą?

– Tak.

– Czy mówi o rzeczach, które cię przerażają?

Faith kręci głową.

– Przy niej czuję się lepiej.

– Czy ona cię dotyka?

– Czasami. – Faith zamyka oczy i przyciska kciuki do powiek. – Potrząsa mnie nocami, żeby mnie obudzić. I często mnie przytula.

– Brzmi miło – mówi doktor Keller. – Założę się, że to lubisz.

Faith z zakłopotaniem potakuje.

– Ona mówi, że mnie kocha najbardziej.

– To znaczy, że jest tylko twoją przyjaciółką? Z nikim innym się nie przyjaźni?

– O nie – mówi Faith. – Ma innych przyjaciół, tylko że teraz zbyt często się z nimi nie widuje. Ja też dawniej ciągle odwiedzałam Briannę, ale teraz ona chodzi do innej szkoły i rzadko się bawimy.

– Czy opiekunka opowiadała ci o innych przyjaciołach?

Faith wymienia kilka nazwisk.

– Bawiła się z nimi dawno temu, teraz już nie.

Doktor Keller nieruchomieje i milknie. To dziwne, zwykle bowiem zadaje pytania, tyle pytań, że Faith ma ochotę zatkać sobie uszy. Dziewczynka widzi, że dłonie lekarki trzęsą się tak samo jak dłonie mamy, kiedy bierze tabletki.

– Faith – mówi wreszcie doktor Keller – czy ty… czy… – Bierze głęboki oddech i pyta: – Czy kiedykolwiek modliłaś się o taką przyjaciółkę?

Faith marszczy nos.

– A co to znaczy „modlić się”?

Z błyszczących oczu doktor Keller Mariah wnioskuje, że lekarka bliska jest przełomu. A może już nastąpił; trudno to stwierdzić, bo Faith bawi się grzecznie za weneckim lustrem. Doktor Keller siada za biurkiem. Gestem zaprasza Mariah, by zrobiła to samo.

– Faith wymieniła dzisiaj kilka nazwisk: Herman Joseph ze Steinfeld, Elżbieta z Schonau, Juliana Falconieri. – Doktor Keller podnosi wzrok.

Mariah wzrusza ramionami.

– Nie znamy żadnego Hermana. I czy Schonau leży gdzieś blisko?

– Nie, pani White – mówi doktor Keller łagodnie. – Nie leży w pobliżu.

Mariah śmieje się nerwowo.

– Cóż, może wymyśliła sobie te nazwiska. To znaczy, jeśli była w stanie stworzyć wyimaginowaną przyjaciółkę?… – Urywa, czując, że dłonie zaczynają jej się pocić, chociaż nie ma pojęcia, skąd to zdenerwowanie.

Doktor Keller pociera skronie.

– To bardzo skomplikowane nazwiska, mało prawdopodobne, by siedmiolatka sama je wymyśliła. Poza tym są, czy raczej były, nazwiskami ludzi, którzy naprawdę żyli.

Jeszcze bardziej zdezorientowana Mariah kiwa głową.

– Może usłyszała je w szkole. W zeszłym roku była ekspertem od lasów deszczowych.

– Czy Faith chodzi do szkółki parafialnej?

– Och nie, nie jesteśmy katolikami. – Mariah uśmiecha się z wahaniem. – A dlaczego?

Doktor Keller siada na brzegu biurka naprzeciwko Mariah.

– Moje panieńskie nazwisko brzmi O'Sullivan. Pochodzę z Evanston w Illinois. Z okazji mojej pierwszej komunii wyprawiono wielkie przyjęcie. Aż do studiów w Yale co niedziela przyjmowałam komunię i uczęszczałam do szkółki parafialnej. Mnie uczono o Hermanie Josephie. I Elizabeth, i Julianie. To katoliccy święci, pani White.

Mariah brakuje słów.

– No cóż – wydusza wreszcie; nie wie, co właściwie powinna powiedzieć.

Doktor Keller krąży po gabinecie.

– Wydaje mi się, że źle rozumiałyśmy Faith… Jej stróż, opiekun… te słowa mogą oznaczać jedno… *

– Co pani chce powiedzieć?

– Myślę, że pani córce objawia się Bóg – mówi doktor Keller spokojnie.

Rozdział trzeci

Umysł jest dla siebie

Siedzibą, może sam w sobie przemienić

Piekło w niebiosa, a niebiosa w piekło.

John Milton, „Raj utracony”

20 września 1999

W Greenhaven była kobieta, która wierzyła, że Matka Boska mieszka w małżowinie jej ucha.

– Świetne miejsce do wygłaszania proroctw – powiedziała nam.

Od czasu do czasu zapraszała pielęgniarki, lekarzy i innych pacjentów, żeby popatrzyli. Kiedy przyszła moja kolej, nachyliłam się ku niej tak bardzo, że dostrzegłam pulsowanie różowej membrany.

– Widziałaś ją? – zapytała kobieta, a ja potaknęłam, nie wiedząc, która z nas jest bardziej szalona.

Przez ostatnie dwa tygodnie Faith tyle samo nie chodziła do szkoły, co chodziła, a ja ani chwili nie poświęciłam mojemu domkowi dla lalek. Spędzamy więcej czasu w szpitalu niż w domu. Teraz, po rezonansie magnetycznym, tomografii komputerowej oraz najrozmaitszych badaniach krwi, wiemy, że Faith nie ma guza mózgu ani problemów z tarczycą. Poza tym doktor Keller konsultowała przypadek Faith ze swoimi kolegami.

– Z jednej strony – powiedziała mi – niemal wszystkie halucynacje dorosłych dotyczą religii, rządu albo diabła. Z drugiej strony, Faith funkcjonuje w całkowicie normalny sposób, nie wykazuje żadnych innych zachowań psychotycznych. Chcę przepisać Faith risperdal, lek antypsychotyczny. Jeśli wyimaginowana przyjaciółka zniknie, będzie po sprawie. A jeśli nie zniknie, cóż, pokonam i tę przeszkodę, skoro będzie trzeba.

Wiem, że Faith nie może rozmawiać z Bogiem. Ale z następnym oddechem zadaję sobie pytanie: Dlaczego nie? Zdarzały się rzeczy bez precedensu, a dobra matka stoi przy dziecku niezależnie od tego, jak dziwne historie ono opowiada. Jeśli zacznę mówić, że Faith widuje Boga, że nie jest wariatką – cóż, wszyscy pomyślą, że ona może nie jest, ale ja tak. Znowu.

Risperdal muszę ucierać w moździerzu i mieszać z budyniem czekoladowym, maskującym jego smak. Doktor Keller mówi, że leki antypsychotyczne działają szybko, że w przeciwieństwie do prozacu i zoloftu nie musimy czekać ośmiu tygodni, żeby przekonać się o ich skuteczności.

Faith śpi, zwinięta w kłębek pod kocem z Małą Syrenką. Wygląda jak każde inne dziecko w jej wieku. Musi wiedzieć, że tu jestem, bo przeciąga się, odwraca na plecy i otwiera oczy. Są szkliste i obojętne – to działanie leku. Zawsze była podobna z rysów twarzy do Colina, ale teraz z przestrachem uświadamiam sobie, że wygląda tak samo jak ja.

Przez chwilę myślę o miesiącach spędzonych w Greenhaven: o drzwiach zamykanych na klucz, ukłuciu strzykawki ze środkiem uspokajającym w ramię i zastanawianiu się, dlaczego Colin, psychiatra z pogotowia i nawet sędzia mówili w moim imieniu, chociaż ja miałam im tak wiele do powiedzenia.

Naprawdę nie wiem, która diagnoza w tym wypadku będzie gorsza: że Faith jest psychicznie chora czy że jest zdrowa.

– Drzewo – powtarza Faith. – D – R – Z – E – W – O.

– Doskonale. – W drugiej klasie uczymy się pisowni. – A teraz „król”.

вернуться

* Gra słów; po angielsku guard (strażnik, opiekun) oraz God (Bóg) wymawia się bardzo podobnie.