Выбрать главу

– Tak mówi Faith.

– Chciałbym z nią porozmawiać.

Pół godziny po tym, jak zostawiłam ich oboje w świątyni, rabin przyłącza się do mnie w progu synagogi.

– Majmonides – mówi, jakbyśmy byli w środku rozmowy – próbował wyjaśnić „oblicze” Boga. To nie jest prawdziwa twarz, bo wówczas Bóg w gruncie rzeczy byłby równy człowiekowi. Chodzi o obecność, świadomość, że Bóg przy nas jest. Tak jak Bóg stworzył nas na swój obraz i podobieństwo, tak my tworzymy Jego na własny obraz i podobieństwo, bo to ma dla nas sens. Według księgi Midrasz, w kilku przypadkach Bóg się objawił, przyjmując cielesny kształt. W czasie przejścia przez Morze Czerwone przybrał postać młodego wojownika i bohatera. Na górze Synaj pojawił się jako stary sędzia. Dlaczego Bóg wyglądał jak sędzia na górze Synaj, a nie nad Morzem Czerwonym? Ponieważ nad Morzem Czerwonym ludziom potrzebny był bohater. Starzec nie pasował do tej sytuacji. – Rabin zwraca na mnie wzrok. – Ale oczywiście pani to wszystko wie.

– Nie. Nigdy wcześniej o tym nie słyszałam.

– Naprawdę? – Rabin Weissman uważnie mi się przygląda. – Poprosiłem Faith, by narysowała portret Boga, którego widzi.

Podaje mi kartkę papieru. Nie spodziewam się niczego nadzwyczajnego, w końcu już wcześniej widziałam, jak Faith rysuje swoją wyimaginowaną przyjaciółkę. Ale ten rysunek jest inny. Kobieta w bieli siedzi na krześle, trzymając w objęciach dziesięcioro niemowląt, niemowląt, które są czarne, białe, czerwone i żółte. A choć kreska jest niewprawna, twarz tej matki przypomina moją twarz.

– Chce pan powiedzieć, że zdaniem Faith, Bóg wygląda jak ja? – pytam wreszcie.

Rabin Weissman wzrusza ramionami.

– Ja nic nie mówię. Ale inni może będą mówili.

Doktor Grady De Vries, ekspert od dziecięcej schizofrenii, w swym modnym włoskim garniturze, ze starannie uczesanymi włosami i nienagannymi manierami, nie wygląda na człowieka, który prawie trzy godziny spędzi na podłodze, bawiąc się z Faith łysą Barbie. A jednak przez weneckie lustro obserwuję, jak to robi. Po jakimś czasie oboje z doktor Keller wchodzą do gabinetu.

– Pani White – mówi doktor Keller – doktor De Vries chciałby z panią porozmawiać.

Lekarz siada naprzeciwko mnie.

– Mam zacząć od dobrej czy złej nowiny?

– Od dobrej.

– Odstawiamy risperdal. Faith nie jest psychotyczką. Przez ponad dwadzieścia lat badam psychozy u dzieci. Opublikowałem wiele książek i artykułów na ten temat, jestem biegłym sądowym z tej dziedziny, więcej chyba nie muszę dodawać. Faith pod każdym względem prócz jednego jest psychicznie zdrową i dość zadowoloną z życia siedmiolatką.

– A zła nowina?

Doktor De Vries pociera oczy kciukiem i palcem wskazującym.

– Faith słyszy coś i z kimś rozmawia. Jest w tym za dużo szczegółów faktograficznych, nieodpowiednich do jej wieku i sytuacji, by uznać całą rzecz za wytwór jej wyobraźni. Ale powodem nie jest choroba fizyczna, nic też nie wskazuje na chorobę psychiczną. – Spogląda na koleżankę. – Jeśli pani pozwoli, zwrócę się do doktor Keller z prośbą, by przedstawiła ten przypadek na odbywającym się w przyszłym tygodniu sympozjum psychiatrycznym. Być może inni psychiatrzy będą mogli nam pomóc.

Przez lustro weneckie widzę, jak Faith podrzuca figurkę Sky Dancer. Kiedy lalka trafia w jarzeniówkę, Faith wybucha śmiechem i próbuje to powtórzyć.

– Sama nie wiem… Nie chcę, by stała się widowiskiem.

– Nie będzie obecna na sympozjum, pani White. A przypadek przedstawiony zostanie anonimowo.

– Jeśli to zrobicie, odkryjecie, na czym polega problem?

Psychiatrzy wymieniają spojrzenia.

– Mamy taką nadzieję, pani White – mówi De Vries. – Ale to może być coś, czego nie będziemy mogli wyleczyć.

Rozdział czwarty

Więcej jest wiary w szczerym wątpieniu

Niźli we wszystkich religiach gminu *.

Alfred Tennyson

27 września 1999

Kiedy redaktor wysyła Allena McManusa na sympozjum psychiatrów, ten spodziewa się sześciu dodatkowych godzin snu. Od czasu do czasu w hotelu Boston Harbor zbiera się tylu uczonych doktorów, że fakt ten zasługuje na wzmiankę w „The Boston Globe”. Nieważne, że Allen McManus zasadniczo zajmuje się pisaniem nekrologów – wysyłają właśnie jego. Najwyraźniej redaktor naczelny widzi związek: większość z tych przeklętych konferencji może zanudzić człowieka na śmierć.

Allen siedzi rozparty w ostatnim rzędzie. Zanotował już nazwiska uczestników; myśli, że to wystarczy na dwie linijki druku, na które zasługują. Gotów jest przykryć twarz kapeluszem i zapaść w drzemkę, kiedy miejsce na podium zajmuje atrakcyjna kobieta. W Allenie budzi się ciekawość. W końcu pomimo wykonywanego fachu jeszcze nie umarł. Większość mówców na tego rodzaju konferencjach to stare pryki, przypominają mu na zmianę ojca i księży z dzieciństwa spędzonego na Południu, którzy bili go po łapach, kiedy jako ministrant nie całkiem spełniał oczekiwania. Poprawia się na siedzeniu, po raz pierwszy tego dnia zainteresowany miejscem, w którym przebywa.

Kobieta jest szczupła, ma delikatne kości, obcięte prosto włosy, założone za uszy.

– Dzień dobry, jestem doktor Mary Keller.

Allen obserwuje, jak kobieta spuszcza wzrok na notatki, waha się.

– Panie i panowie – mówi – ze względu na nietypowy temat, który mam zamiar państwu przedstawić, nie odczytam przygotowanego wcześniej artykułu. Zamiast tego opowiem o dwóch przypadkach. Pierwszy to moja aktualna pacjentka, siedmiolatka, którą matka przyprowadziła na leczenie. Pacjentka stworzyła sobie wyimaginowaną przyjaciółkę, którą nazywa Bogiem. Przypadek drugi miał miejsce ponad trzydzieści lat temu. – Doktor Keller opowiada o dziewczynce ze szkółki parafialnej, którą za karę zmuszano do długotrwałego klęczenia. Mówi o dniu, kiedy pięciolatka poczuła, jak coś się koło niej porusza, coś ciepłego i dużego, choć kiedy się odwróciła, nikogo nie było.

– Pytanie, które wam dzisiaj zadaję – ciągnie doktor Keller – brzmi następująco: Jeśli nie istnieją fizyczne uwarunkowania urojeń, jeśli nie istnieje schemat umożliwiający zakwalifikowanie określonych zachowań jako choroby psychicznej, jaka diagnoza nam pozostaje?

Allen widzi, że lekarze w rzędzie przed nim nieznacznie poprawiają się na siedzeniach. Cholera jasna, myśli, odgadując, dokąd zmierza doktor Keller. Ta kobieta popełnia zawodowe samobójstwo.

– Jeśli wykluczymy chorobę psychiczną i fizyczną, to czy w kompetencjach psychiatry pozostaje uwiarygodnienie takich zachowań? Uznanie, że urojenie w istocie jest wizją? – Doktor Keller wolno przesuwa wzrokiem po sparaliżowanej z niedowierzania widowni. – Zadaję wam to pytanie, ponieważ wiem z całą pewnością, że przynajmniej jedna, jeżeli nie obie pacjentki, mówi prawdę. Wiem to, bo ta dziewczynka klęcząca w kaplicy i czująca coś… coś, czego nie da się opisać… to byłam ja. I dlatego, że kiedy trzydzieści lat później w moim gabinecie pojawiła się mała pacjentka, znowu to poczułam.

Allen McManus z wysiłkiem odrywa wzrok od doktor Keller, wymyka się z sali i dzwoni do swojego wydawcy.

Colin obserwuje Jessicę, która w sali odlotów po raz setny sprawdza bilety. W eleganckim kostiumie i z laptopem w walizeczce wygląda jak kobieta w podróży służbowej – właściwie wygląda jak sam Colin. Patrząc na nią, nikt by się nie domyślił, że na zakończenie dziesięciodniowej konferencji w Las Vegas planuje ślub w kaplicy dla zmotoryzowanych oraz tygodniowy miesiąc miodowy w kasynach.

– Jesteś podniecony? – mruczy Jessica, przytulając się do niego. – Bo ja tak.

вернуться

* Przełożył Adam Pajgert.