Выбрать главу

Rozdział piąty

Dziecina prosta, proszę Was,

Gdy życie w niej pulsuje,

Oddycha łatwo drobna pierś –

Czyż ona śmierć pojmuje? *

William Wordsworth

30 września 1999

Przez wiele godzin po tym, jak moja matka powróciła do życia, nie potrafię opanować dreszczy. Siedzę w sali zabiegowej, podczas gdy ten sam lekarz, który podpisał świadectwo zgonu, teraz robi mamie najrozmaitsze badania i ostrożnie ogłasza, że jej stan jest dobry. Wtykam dłonie pod uda i zachowuję się tak, jakby rzeczą absolutnie normalną było, że kobieta przed chwilą uznana za martwą teraz swobodnie chodzi po szpitalu.

Lekarz chce zatrzymać matkę na noc na obserwację.

– W żadnym razie – upiera się matka. – Biegam, skaczę, nawet się przy tym nie pocę. Szkoda, że wcześniej nie byłam taka zdrowa.

– Mamo, to chyba nie jest taki zły pomysł. Miałaś zatrzymanie akcji serca.

– Była pani martwa – mówi z naciskiem lekarz. – W akademii medycznej opowiadano historie o trupach, które siadały, gdy w kostnicy otwierano worek. Zawsze chciałem coś takiego przeżyć. – Mama i ja wymieniamy spojrzenia, lekarz chrząka. – W każdym razie musimy zrobić pani kardiogram, tomografię, kilka innych badań, a także sprawdzić leki, które pani bierze.

Mama prycha.

– Innymi słowy, chce się pan upewnić, że nie jestem rośliną.

– Chcę się upewnić, że nie będzie pani miała nawrotu – koryguje lekarz.

– Pozwoli pani, że pielęgniarka zawiezie panią na piętro dla pacjentów.

– Dziękuję uprzejmie, mogę iść. – Matka zeskakuje raźno ze stołu, na którym przysiadła.

Lekarz idzie do wyjścia, wciąż kręcąc głową. Biegnę za nim, łapię za rękaw i prowadzę za parawan.

– Czy z nią naprawdę wszystko w porządku? A może to jakieś zakłócenie w pracy systemu nerwowego i za godzinę zapadnie w śpiączkę?

Lekarz przygląda mi się z namysłem.

– Nie potrafię pani na to odpowiedzieć – przyznaje. – Widywałem pacjentów z płaską linią na monitorze, którzy dochodzili do siebie. Widywałem ludzi, którzy po kilkumiesięcznej śpiączce budzili się i rozmawiali, jakby nic się nie stało. Pani matka była w stanie śmierci klinicznej, pani White. Tak napisali ratownicy w swoim raporcie, do diabła, ja sam tak napisałem. Czy to chwilowy powrót do zdrowia? Nie wiem. Nigdy czegoś takiego nie widziałem.

– Rozumiem – mówię, choć nic nie rozumiem.

– W jej sercu nie ma śladu po ataku. Oczywiście przeprowadzimy dokładniejsze badania, ale obecnie serce wydaje się silne jak u nastolatki. – Lekarz klepie mnie po ramieniu. – Nie potrafię tego wyjaśnić, pani White, więc nawet nie będę próbował.

– Możesz wreszcie przestać? – Matka uwolnią się od mojego ramienia. – Nic mi nie jest.

Wychodzi z sali, wyprzedzając mnie i Faith. Pielęgniarka żegna się. Sanitariusz, który prowadził karetkę, a teraz plotkuje z recepcjonistką nad ciastkiem, upuszcza kubek z kawą na podłogę.

– Przepraszam – mówi matka, zatrzymując stażystkę. – Którędy do wind? – Kobieta wskazuje kierunek, matka ogląda się na mnie. – No? Chcesz tu tak stać?

Maszeruje korytarzem, mijając Iana Fletchera, który gapi się na nas z takim niedowierzaniem, że po raz pierwszy od wielu godzin wybucham śmiechem.

Podczas gdy specjaliści od żył nakłuwają i uciskają mamę, Faith i ja siedzimy w poczekalni dla pacjentów. Faith wygląda blado, jest zmęczona; pod oczami ma fioletowe smugi wielkości kciuków. Nie zdaję sobie sprawy, że zadałam pytanie na głos, dopóki córka nie unosi ku mnie drobnej buzi.

– Zrobiłam, co chciałaś – szepcze.

Przełykam głośno ślinę.

– Nie miałaś nic wspólnego z wyzdrowieniem babci. Rozumiesz?

– Prosiłaś ją o to – mruczy Faith. – Słyszałam.

– Kogo prosiłam?

– Boga. Mówiłaś: „Och Boże, Boże, o mój Boże”. – Faith pociera nosem o ramię. – A ona cię usłyszała. Powiedziała mi, co mam zrobić, żebyś poczuła się lepiej.

Pochylam głowę i wpatruję się adidasy mojej córki. Jeden jest rozwiązany, sznurowadła ciągną się po linoleum jak u innych dzieci. Ale moje dziecko rozmawia z Bogiem. I wszystko wskazuje na to, że przed chwilą uczyniło cud.

Walczę ze łzami. Cała ta sprawa jest przedłużającym się koszmarem, zanim się zorientuję, Colin obudzi mnie, potrząsając za ramiona, każe mi się odwrócić na drugi bok i zasnąć. Dzieci powinny chodzić do szkoły, huśtać się, zdzierać sobie kolana. Tak jest w filmach telewizyjnych i powieściach. Ale nie w zwyczajnym, codziennym życiu.

Z roztargnieniem pocieram kciukami odcisk na wnętrzu dłoni Faith.

– Co to jest?

Faith chowa dłonie na podołku.

– Zrobiłam to sobie na drabinkach.

– A nie z… – Jak mam to powiedzieć? – Nie z dotykania babci? To ci… nie zrobiło krzywdy?

Faith kręci głową.

– To było jak zjazd kolejką górską. – Patrzy na mnie zagubiona. – Mamusiu, nie chciałaś, żeby babcia dobrze się czuła?

Przytulam ją do siebie, marząc, bym mogła schować ją do swojego wnętrza i ochronić przed tym, co teraz z całą pewnością nastąpi.

– Och, Faith, oczywiście, że chciałam. Tylko trochę przeraża mnie, że być może ty tego dokonałaś. – Gładzę ją po włosach i ramionach.

– Mnie też to trochę przeraża – szepcze Faith.

Martwa kobieta wraca do życia

1 października 1999, Nowy Kanaan, New Hampshire

Wczoraj o 15.34 Mildred Epstein umarła. O 16.45 usiadła i zapytała, co robi w szpitalu. Pani Epstein, lat 56, odwiedzała dom swojej córki w Nowym Kanaanie, kiedy zgodnie z relacją naocznych świadków, złapała się za klatkę piersiową i upadła na ziemię. Załoga wezwanej karetki przez ponad dwadzieścia minut prowadziła reanimację, ale bez powodzenia. Panią Epstein przewieziono do Connecticut Valley Medical Center, gdzie doktor Peter Weaver stwierdził zgon. „Nigdy dotąd czegoś takiego nie widziałem – powiedział Weaver wczoraj wieczorem dziennikarzom. – Wbrew zgodnym zeznaniom wielu naocznych świadków zdarzenia oraz wysoko wykwalifikowanego personelu medycznego, z badań nie wynika, by serce pani Epstein doznało ataku, nie wspominając już o ustaniu jego akcji na ponad godzinę”.

Źródła potwierdzają, że pani Epstein doznała zatrzymania akcji serca po burzliwej wymianie zdań z Ianem Fletcherem, teleateistą znanym z zaprzeczania istnieniu Boga. Przygotowywał program o wnuczce pani Epstein w związku z kontrowersyjnym twierdzeniem, że dziewczynka komunikuje się z Bogiem. Ani z panią Epstein, ani z panem Fletcherem nie udało nam się skontaktować w celu uzyskania komentarza.

– Wiesz, to się nie liczy – mówi Ian, siadając wygodnie na krześle. – Kiedy mówiłem „świeże owoce morza”, nie miałem na myśli zapiekanki z tuńczykiem.

– Do wyboru był jeszcze Donut King. – James szczerzy zęby. – Obwarzanek albo Morski Kurczak.

Iana przebiega dreszcz.

– Wiesz, ile bym zapłacił za porządny wołowy stek?

– Przypuszczalnie mógłbyś ukraść całą krowę z mleczarni po drugiej stronie drogi. Idę o zakład, że nikt by się nie połapał, tyle ich tam jest. – James wyciera usta serwetką. – Przynajmniej jesteś w restauracji.

– To jak stwierdzenie, że podróż przyczepą jest podobna do safari.

– Nie, jest podobna do wędrówki kaznodziei po kraju. Tak przynajmniej mówiłeś kilka tygodni temu. – Producent nachyla się nad stołem. – Daj spokój, Ianie, zaczynasz nabierać wiatru w żagle. W „NBC Nightly News” wyemitowano twoją relację o babce wyciągającej kopyta i powtarzano co godzinę w nocnych wydaniach. – James unosi filiżankę z kawą. – Mam dobre przeczucia. Ta mała jest haczykiem, ludzie nie spodziewają się, że wszystko to wymyśliła. Dlatego widowisko będzie jeszcze lepsze, kiedy podniesiesz kurtynę.

вернуться

* Przełożył Profanus (G. Wolff).