Выбрать главу

– Nie to miałam na myśli. Ja…

– Wszystko w porządku, Joan. Proszę.

Prawniczka kiwa głową i wychodzi z toalety. Mariah staje przed umywalkami i patrzy w lustro. Oczy ma podpuchnięte i zaczerwienione, z nosa jej cieknie. Za jej plecami lustro odbija się w pojemniku na papierowe ręczniki, przez co jej zniekształcona twarz powtarza się w nieskończoność.

Powinna była wiedzieć. Może Metz miał rację: Jeśli raz doświadczyłeś cierpienia, ono już wie, jak do ciebie trafić. Przychodzi dręczyć cię w środku nocy, wślizguje się w najmniej oczekiwanej chwili i nokautuje, nim masz szansę odeprzeć atak.

Ian musiał nieźle się ubawić, kiedy znalazł w niej taki łatwy cel. Jak mogła uwierzyć, że jego zainteresowanie było czymś więcej niż intrygą mającą na celu zbliżenie się do Faith?

Te cudowne noce z nim, te słowa, które rzucały na nią urok i zmieniały ją w osobę, jaką zawsze pragnęła być – dla Iana były tylko słowami, tylko nocami. Wypełniał obowiązki.

Z niezwykłą stanowczością zmusza się, by raz jeszcze spojrzeć na swoje odbicie. Zapanuje nad sobą i wróci do sali sądowej. Powie wszystko, co ustaliły z Joan. Musi zachować prawo do opieki nad córką.

Nic innego jej nie pozostało.

Wychodzi z toalety, spodziewając się tłumu dziennikarzy i fotoreporterów, którzy czekają, by zobaczyć ją załamaną w tej części sądu, gdzie można korzystać z aparatów. Ale jedyną osobą na korytarzu jest Ian.

– Mariah – zaczyna, ruszając w jej stronę.

Przepycha się obok niego. Kiedy dotyka ramieniem jego ręki, o mało znowu nie wybucha płaczem.

– Wtedy nie wiedziałem. Nie miałem pojęcia, jaka jesteś. Mariah staje i patrzy mu w twarz.

– W takim razie jest nas dwoje – mówi.

Joan już ma wejść do sali, kiedy ktoś łapie ją za rękę i ciągnie na bok.

– Niech pani nic nie mówi – ostrzega Ian widząc, że Joan otwiera usta.

– Ach, przecież to nasz James Bond. Gdyby mnie pan uprzedził, że zamierza odegrać rolę podwójnego agenta, może udałoby nam się uniknąć tych bzdur z McManusem.

– Przepraszam.

Joan krzyżuje ręce.

– To nie ja wypłakuję sobie oczy.

– Próbowałem jej uzmysłowić, że sprawa z „Globe'em” była, zanim my… no, była wcześniej. Nie chciała mnie słuchać.

– Wcale jej za to nie winię. – Joan spogląda na zapełniającą się salę sądową. – Porozmawiam z Mariah później. Teraz nie mogę panu pomóc…

– Prawdę mówiąc – przerywa jej Ian – może pani.

Joan i Metz podchodzą do sędziego.

– Wysoki sądzie – mówi Metz – z moich świadków został tylko psychiatra, o którym wspomniałem rano.

– Wysoki sądzie – odzywa się Joan – jak rano argumentowałam, nie potrafiłabym odróżnić zespołu Münchausena od łokcia tenisisty. Potrzebuję czasu na przygotowanie się do odparcia dziwacznej teorii pana Metza na temat mojej klientki. Co więcej, pan Metz wyciągnął z kapelusza drugiego świadka; nazwisko Allena McManusa dziwnym zbiegiem okoliczności także nie znalazło się na liście. – Spogląda na swojego kolegę. – Jeśli pan Metz chce powołać psychiatrę, ja ponownie wezwę Iana Fletchera.

– Wykluczone. Zeznanie McManusa służyło wyłącznie pokazaniu, że Fletcher kłamał, odpowiadając na moje pytania, wysoki sądzie. Powołanie go teraz przez obronę wprowadzi tylko niepotrzebny zamęt.

– Myślę, że uda mi się zachować trzeźwą głowę – mówi sędzia sucho, po czym zwraca się do ław publiczności: – Panie Fletcher, będzie pan tak uprzejmy i raz jeszcze zajmie miejsce dla świadka?

Ian w milczeniu spełnia prośbę sędziego. Joan uważnie go obserwuje; ma nadzieję, że osiągną skutek, o jaki chodzi Ianowi. W gruncie rzeczy nie robi tego, by osiągnąć postęp w sprawie, z jej strony jest to prezent dla klientki. I jak słusznie zauważył Ian, ponieważ Mariah jeszcze nie zeznawała, trzeba zrobić wszystko, żeby się pozbierała.

Joan podchodzi do Mariah i ściska ją za ramię.

– Siedź prosto i uważnie słuchaj – szepcze, po czym zbliża się do świadka. – Panie Fletcher, kiedy zadzwonił pan do pana McManusa?

– Na początku października.

– Dlaczego pan do niego zadzwonił? – Joan zadaje pytania pełnym napięcia tonem. Obserwatorzy odnoszą wrażenie, że jest zła na Iana… i mają rację.

– Chciałem zdyskredytować Faith White. To oznaczałoby spory wzrost oglądalności mojego programu. Nie znałem wtedy Faith ani jej matki. – Ian rozkłada ręce. – Wcześniej też anonimowo podrzucałem tropy. Lepiej to wygląda, kiedy ktoś inny pierwszy wysuwa wątpliwości. Potem wkraczam ja, odrzucam kolejne warstwy i demaskuję oszustwo. McManus wydawał się dość zręcznym dziennikarzem i uznałem, że będzie w stanie mi pomóc.

– Brzmi to dość pokrętnie.

– Na tym między innymi polega dziennikarstwo – mówi Ian – i moja praca od czasu do czasu tego wymaga. Czasami anonimowo komuś coś podpowiadam, czasami przekazuję informacje. Dziennikarze często tak robią. – Spogląda na McManusa. – Czasami jesteśmy nawet tymi źródłami, których dziennikarze nie chcą ujawnić. Nie miałem zamiaru skrzywdzić pani White, ponieważ wtedy o niej nie myślałem. Moim celem było zdemaskowanie jej córki za wszelką cenę.

– Co się teraz zmieniło? – pyta Joan.

– Teraz ją znam – odpowiada Ian łagodnie.

Joan ze wstrzymanym oddechem wodzi spojrzeniem od swojej klientki do Iana.

– Nie mam więcej pytań.

Metz już zerwał się na nogi.

– Nie był pan w stanie nic znaleźć? Żadnej plamy brudu w sprawie Faith White?

– Odłożyłem na później dalsze poszukiwania – odpowiada Ian; wzrok ma stalowy.

– Sugeruje pan, że wizje Faith White są prawdziwe?

Ian zastanawia się nad odpowiedzią.

– Sugeruję, że Faith White jest niezwykłą dziewczynką, i nie sądzę, by świadomie kłamała.

– Ale wielokrotnie pan powtórzył, panie Fletcher, że jest pan ateistą. Czy to znaczy, że teraz wierzy pan w Boga?

Ian nieruchomieje. Uświadamia sobie, w jaką pułapkę zapędził go Metz. Nie może wkraść się w łaski Mariah, nie rujnując przy tym całkowicie siebie. Jeśli przyzna, że Faith czyni cuda, adwokat zażąda dowodów, a Ian nie ma ochoty dzielić się z obecnymi w sali swoją radością, wywołaną kilkoma minutami przytomności brata bliźniaka. Spogląda na Mariah, która nie odrywa od niego wzroku, czekając na odpowiedź.

Przykro mi, myśli.

– Panie Fletcher? Wierzy pan w Boga?

Ian unosi brwi i przywdziewa na twarz czarującą maskę, której używa w telewizji.

– W tej kwestii przysięgli wciąż obradują – mówi na użytek publiczności; obserwuje uśmiechnięte twarze zamiast tej jednej, na której najbardziej mu zależy.

Joan prosi o krótką przerwę. Mariah jest niezwykle opanowana, wręcz niewiarygodnie spokojna, i z jakiegoś powodu to bardziej przeraża Joan niż wybuch histerii.

– Mogę poprosić o odroczenie. Powiem sędziemu, że jesteś chora.

– Potrzebna mi tylko godzina. Muszę pojechać do Faith – odpowiada Mariah. – Jestem tu cały dzień.

Aż do tej chwili Joan zapomniała o zakazie zbliżania się, wydanym dzisiaj rano. Podczas rozprawy nie miała okazji powiedzieć o tym Mariah.

– Nie możesz.

– Gdybyś jednak poprosiła sędziego…

– Nie możesz iść teraz, nie możesz iść później. Sędzia Rothbottam wydał rano nakaz sądowy; na czas trwania procesu nie możesz zbliżać się do Faith.

Niczym lawina na zwolnionych obrotach spokój Mariah zaczyna stopniowo pękać.

– Dlaczego?

– Jeśli w tym czasie jej stan się poprawi, Metz użyje tego jako dowodu.

– Bo mnie tam nie ma? Bo zostawiłam ją, kiedy potrzebowała mnie najbardziej?

– Nie, Mariah. Ma wśród swoich świadków psychiatrę, który zezna, że jeśli odseparuje się ciebie od Faith, nie będziesz mogła wywołać u niej krwotoku albo halucynacji.