Nie było to najbardziej wzruszające wotum zaufania, jakie w życiu słyszałem, ale nie trzeba mi było niczego więcej.
– Co mam przynieść? – zapytała.
Na Południu zadanie takiego pytania należało do tradycji.
– Nie musisz niczego przynosić – odparłem. – Przyjadę po ciebie za kwadrans piąta.
Staliśmy tam jeszcze chwilę, nic nie mówiąc, i wiedziałem, że Hegbert traci powoli cierpliwość. Nie odwrócił ani jednej kartki, odkąd stanęliśmy na werandzie.
– Do zobaczenia jutro – powiedziała w końcu.
– Dobrze – odparłem.
Jamie zerknęła na swoje nogi, a potem z powrotem na mnie.
– Dziękuję, że odwiozłeś mnie do domu.
Powiedziawszy to, odwróciła się i weszła do środka, ale na chwile przed tym, nim zamknęły się drzwi, wyjrzała zza nich i zobaczyłem igrający na jej ustach lekki uśmiech.
Nazajutrz pojechałem po nią tak, jak się umówiliśmy, i ucieszyłem się, widząc, że znowu ma rozpuszczone włosy. Zgodnie z obietnicą założyła sweter, który dałem jej w prezencie.
Zarówno mama, jak i tato byli zaskoczeniu, gdy zapytałem, czy nie będzie im przeszkadzało, jeśli Jamie przyjdzie do nas na obiad. Nie było z tym większego problemu; za każdym razem, kiedy tato wracał do domu, nasza kucharka, Helen, przygotowywała dość jedzenia, żeby starczyło dla małej armii.
Nie wspominałem o tym wcześniej, to znaczy o tym, że mieliśmy kucharkę. Mieliśmy również pokojówkę, nie tylko dlatego, że było nas na to stać, ale ponieważ moja mama nie najlepiej radziła sobie z prowadzeniem domu. Robiła mi czasem kanapki na drugie śniadanie, ale zdarzało się, że poplamiła sobie paznokcie musztardą i nie mogła wtedy przez trzy albo cztery dni dojść do siebie. Bez Helen dorastałbym, jadając bez przerwy przypalone kartofle i zwęglone steki. Ojciec, na szczęście zdał sobie z tego sprawę zaraz po ślubie i jeszcze przed moim narodzeniem zatrudnił kucharkę i pokojówkę.
Choć nasz dom był większy od innych, nie był jednak pałacem. Kucharka i pokojówka nie mieszkały razem z nami, bo nie mieliśmy kwater dla służby ani niczego w tym rodzaju. Ojciec kupił dom z powodu jego zabytkowej wartości. Chociaż nie mieszkał w nim Czarnobrody, co było może bardziej interesujące dla kogoś takiego jak ja, należał niegdyś do Richarda Dobbsa Spaighta, który podpisał konstytucję. Spaight miał również farmę niedaleko New Bern, czterdzieści mil na północ, i tam właśnie zostało pochowany. Nasz dom nie był może tak sławy jak ten, obok którego pogrzebano Spaighta, lecz i tak dawał ojcu powód do chwały w kuluarach Kongresu i za każdym razem, kiedy wychodził do ogrodu, i wiedziałem, że rozmyśla o dziedzictwie, które chciał po sobie zostawić. W jakiś sposób mnie to przygnębiało, ponieważ bez względu na to, czego by dokonał, nie miał szans zakasować starego Richarda Dobbsa. Historyczne wydarzenia w rodzaju podpisania konstytucji zdarzając się raz na kilkaset lat i jakkolwiek by na to patrzeć, debatowanie nad subsydiami dla farmerów uprawiających tytoń oraz „ czerwonym zagrożeniem” nigdy temu nie dorówna.
Dom odnotowany był w rejestrze zabytków historycznych – chyba jest tam w dalszym ciągu – i choć Jamie odwiedziła nas już wcześniej, wchodząc teraz do środka, wydawała się onieśmielona. Matka i ojciec byli bardzo ładnie ubrani, podobnie jak ja, i mama pocałowała Jamie na powitanie. Patrząc na nią, nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że straciła dla Jamie głowę jeszcze przede mną.
Zjedliśmy niezły obiad, składający się z czterech dań, choć wcale nie tuczący, nic z tych rzeczy. Moi rodzice i Jamie cudownie ze sobą konwersowali – kłania się panna Garber – i mimo że próbowałem inkrustować rozmowę własnym poczuciem humoru, nie spotkało się to z najlepszym przyjęciem, przynajmniej jeśli chodzi o moich rodziców. Jamie jednak śmiała się i wziąłem to za dobry znak.
Po obiedzie, chociaż była zima i nie kwitły żadne kwiaty, zaproponowałem Jamie, że przespacerujemy się po ogrodzie. Założyliśmy oboje płaszcze i wyszliśmy na mroźne powietrze. Widziałem, jak nasze oddechy zamieniają się w małe obłoczki pary.
– Twoi rodzice to wspaniali ludzie – powiedziała.
Jak widać nie wzięła sobie zbytnio do serca kazań Hegberta.
– Są mili na swój sposób – przyznałem. – Zwłaszcza moja mama jest słodka.
Powiedziałem to nie tylko dlatego, że była to prawda, lecz ponieważ dzieciaki mówiły to samo o Jamie. Miałem nadzieję, że zrozumie aluzje.
Jamie przystanęła, żeby przyjrzeć się krzakom róż. Przypominały powykrzywiane patyki i nie wiedziałem, co w nich jest takiego ciekawego.
– Czy to prawda o twoim dziadku? – zapytała mnie. – To, co mówią ludzie?
Nie zrozumiałą chyba mojej aluzji.
– Tak – odparłem, starając się ukryć rozczarowanie.
– To smutne – stwierdziła. – W życiu są ważniejsze rzeczy niż pieniądze.
– Wiem.
– Naprawdę? – spytała, zerkając na mnie.
– Zdaję sobie sprawę, że to, co robił dziadek, było złe – odpowiedziałem, nie patrząc jej w oczy. Nie pytajcie mnie dlaczego.
– Jednak nie chciałbyś tego wszystkiego oddać, prawda?
– Jeśli chcesz znać prawdę, nigdy się nad tym poważnie nie zastanawiałem.
– Ale zrobiłbyś to?
Nie odpowiedziałem od razu i Jamie odwróciła się ode mnie. Znowu wpatrywała się w powykrzywiane łodygi róż i nagle zdałem sobie sprawę, że chce, abym odpowiedział twierdząco. Tak właściwie zrobiłaby ona sama, w ogóle bez zastanowienia.
– Dlaczego to robisz? – wybuchnąłem, nie mogąc się powstrzymać i czując, jak płoną mi policzki. – Dlaczego wzbudzasz we mnie poczucie winy? Przecież nie ja to zrobiłem. Ja tylko urodziłem się w tej rodzinie.
Jamie wyciągnęła dłoń i dotknęła gałązki.
– Ale to nie znaczy, że nie możesz tego naprawić – powiedziała łagodnie – kiedy będziesz miała taką sposobność.
Nawet ja zdawałem sobie dobrze sprawę, o co jej chodzi, i w głębi serca wiedziałem, że ma rację. Ta decyzja jednak, jeśli w ogóle miała zostać podjęta, była jeszcze daleko przede mną. W moim przekonaniu czekały mnie znacznie ważniejsze sprawy do załatwienia. Zmieniłem temat, poruszając kwestię, która była mi o wiele bliższa.
– Czy twój ojciec mnie lubi? – zapytałem.
Chciałem wiedzieć, czy Hegbert pozwoli mi się z nią znowu zobaczyć.
Nie od razu odpowiedziała.
– Mój ojciec – stwierdziła w końcu – martwi się o mnie.
– Chyba wszyscy rodzice martwią się o swoje dzieci.
Uciekła spojrzeniem w dół, a potem w bok i dopiero po chwili odwróciła się do mnie z powrotem.
– Moim zdaniem, w jego przypadku wygląda to trochę inaczej. Ale mój ojciec lubi cię i wie, że jestem szczęśliwa, mogąc się z tobą spotykać. Dlatego pozwolił mi przyjechać dzisiaj na obiad do twojego domu.
– Cieszę się, że to zrobił – stwierdziłem szczerze.
– Ja też.
Popatrzyliśmy na siebie w woskowym świetle księżyca w nowiu i o mało jej w tym momencie nie pocałowałem, ona jednak odwróciła się odrobinę za wcześnie i powiedziała coś, co zbiło mnie z tropu.
– Mój ojciec martwi się również o ciebie, Landon.
Sposób, w jaki to powiedziała – jednocześnie cicho i smutno – wskazywał, że martwi się o mnie nie tylko dlatego, że jestem nieodpowiedzialny, że chowałem się kiedyś za drzewami i przezywałem Hegberta ani nawet dlatego, że należę do rodziny Carterów.
– Dlaczego? – zapytałem.
– Z tego samego powodu co ja – odparła.
Nie rozwijała dalej tego wątku, lecz domyśliłem się, że coś przede mną ukrywa, coś, czego nie może mi powiedzieć i co napawa smutkiem również ją samą. Jednak dopiero później miałem poznać jej sekret.
Zakochanie się w dziewczynie takiej jak Jamie Sullivan stanowiło bez wątpienia najdziwniejszą rzecz, jaka mi się w życiu przydarzyła. Nie tylko dlatego, że przedtem w ogóle o niej nie myślałem, choć przecież razem dorastaliśmy; całkowicie inny był również sposób, w jaki rozwinęły się moje uczucia. To nie było tak, jak z Angelą, którą pocałowałem, gdy po raz pierwszy znaleźliśmy się sami. Nadal nie pocałowałem jeszcze Jamie. Nawet jej nie objąłem ani nie zabrałem do baru „ U Cecila” czy do kina. Nie zrobiłem żadnej z tych rzeczy, które normalnie robiłem z dziewczynami, lecz mimo to jakoś się w niej zakochałem.