Выбрать главу

Tak czy inaczej, oprowadziłem Jamie szybko po salonie, bibliotece, gabinecie i bawialni. W każdym kolejnym pokoju otwierała coraz szerzej oczy. Moja mama siedziała na werandzie, popijając koktajl miętowy i czytając. Usłyszawszy nas, weszła do środka, żeby się przywitać.

Mówiłem wam już chyba, że wszyscy dorośli w naszym mieście uwielbiali Jamie i mama nie stanowiła pod tym względem wyjątku. Chociaż wygłaszając swoje kazania, Hegbert stale czepiał się mojej rodziny, mama nigdy nie miała z tego powodu pretensji do Jamie, dlatego że była taka słodka. Podczas gdy rozmawiały, ja pobiegłem na górę, żeby poszukać w szafie czystej koszuli i krawatu. W tamtych czasach chłopcy bardzo często nosili krawaty, zwłaszcza gdy mieli spotkać się z kimś ważnym. Kiedy przebrałem się i zeszedłem na dół, Jamie zdążyła już opowiedzieć matce o całym planie.

– To wspaniały pomysł – mówiła, posyłając promienne spojrzenie. – Landon ma naprawdę złote serce.

Mama upewniła się najpierw, czy się nie przesłyszała, a potem podniosła wysoko brwi. Przez chwilę przyglądała się mi, jakbym pochodził z innej planety.

– Więc to był twój pomysł? – zapytała.

Jak wszyscy w miasteczku, wiedziała, że Jamie jest wyjątkowo prawdomówna.

Odchrząknąłem, rozmyślając o Ericu i o tym, co nadal miałem mu zrobić. W moich planach dużą rolę odgrywała melasa i czerwone mrówki.

– Tak jakby… – mruknąłem.

– Zdumiewające – stwierdziła mama.

Nie była w stanie wydobyć z siebie ani słowa więcej. Nie znała szczegółów, lecz zdawała sobie chyba sprawę, że musiałem zostać zapędzony w ślepy zaułek. Matki zawsze wiedzą takie rzeczy. Widziałem, że bacznie mi się przygląda i próbuje dojść prawdy. Chcąc uciec przed jej prokuratorskim wzrokiem, zerknąłem na zegarek i napomknąłem, że chyba powinniśmy już iść. Mama wyjęła kluczyki z torebki i dała mi je, lecz kiedy szliśmy do drzwi, wciąż mierzyła mnie nieufnym wzrokiem. Na dworze odetchnąłem z ulgą, przekonany, że jakoś mi się upiekło, jednak prowadząc Jamie do samochodu, ponownie usłyszałem głos matki.

– Odwiedzaj nas, kiedy tylko masz ochotę, Jamie! – zawołała. – Jesteś u nas zawsze mile widziana.

Nawet matki potrafią ci czasem wbić szpilę. Wsiadając do samochodu wciąż potrząsałem głową.

– Twoja matka to wspaniała kobieta – powiedziała Jamie.

Zapaliłem silnik.

– Tak – odparłem. – Chyba tak.

– A twój dom jest przepiękny.

– Hmm…

– Powinieneś docenić swoje szczęście.

– Jasne – mruknąłem. – Jestem najszczęśliwszym facetem pod słońcem.

Nie wiem dlaczego, ale nie usłyszała chyba sarkastycznego tonu w moim głosie.

Kiedy dojechaliśmy do sierocińca, zaczęło się ściemniać. Zjawiliśmy się kilka minut wcześniej i dyrektor rozmawiał akurat przez telefon. Rozmowa była ważna i nie mógł jej przerywać, usiedliśmy więc na korytarzu przed drzwiami jego gabinetu. Jamie położyła sobie Biblię na kolanach. Podejrzewałem, że szuka w niej wsparcia, choć z drugiej strony może taki miała zwyczaj.

– Naprawdę dobrze ci dzisiaj poszło – stwierdziła. – Mam na myśli twoją rolę.

– Dziękuję – odparłem, czując się jednocześnie dumny i zdeprymowany. – Ale nadal nie nauczyłem się tego, w którym momencie co mam robić – powiedziałem.

Nie mogliśmy tego raczej przećwiczyć na jej werandzie i miałem nadzieje, że mi tego nie zaproponuje.

– Nauczysz się. To łatwe, kiedy zna się wszystkie słowa.

– Mam nadzieję.

Jamie uśmiechnęła się i po chwili zmieniła temat, zbijając mnie trochę z tropu.

– Czy myślałeś kiedyś o przeszłości, Landon? – zapytała.

Jej pytanie zaskoczyło mnie, bo było takie… banalne.

– Tak, owszem, chyba tak – odparłem ostrożnie.

– Więc co chcesz robić ze swoim życiem?

Wzruszyłem ramionami, nie bardzo wiedząc, do czego zmierza.

– Jeszcze nie wiem. Specjalnie się nad tym nie zastanawiałem. Na jesieni przyszłego roku zacznę studia na Uniwersytecie Północnej Karoliny. Taką mam w każdym razie nadzieję. Najpierw muszą mnie przyjąć.

– Przyjmą cię – oświadczyła z przekonaniem.

– Skąd wiesz?

– Bo o to też się modliłam.

Słysząc to, pomyślałem, że zaczniemy dyskusję o sile modlitwy i wiary, lecz Jamie posłała mi kolejna kręcącą piłkę.

– A co po studiach? Co chcesz potem robić?

– Nie wiem – odparłem, wzruszając ramionami. – Może zostanę jednorękim drwalem.

Nie uznała tego za coś zabawnego.

– Moim zdaniem powinieneś zostać pastorem – stwierdziła poważnym tonem. Moim zdaniem masz odpowiednie podejście do ludzi i będą przyjmować z szacunkiem to, co masz do powiedzenia.

Pomysł był oczywiście przezabawny, ale wiedziałem, że płynie prosto z serca i że Jamie traktuje to jako komplement.

– Dziękuję – odparłem. – Nie wiem, czy zostanę pastorem, ale na pewno coś zdecyduję.

Dopiero po chwili zorientowałem się, że rozmowa utknęła w martwym punkcie i że teraz moja kolej.

– A ty? Co ty chcesz robić w przyszłości? – zapytałem.

Jamie odwróciła się i przez chwilę zapatrzyła się gdzieś w dal. Zastanawiałem się, o czym myśli, ale ten moment minął tak samo szybko, jak się zaczął.

– Chcę wyjść za mąż – odparła cicho. – I kiedy będę brała ślub chcę, żeby ojciec poprowadził mnie do ołtarza i żeby w kościele byli wszyscy, których znam. Chcę żeby był wypełniony po brzegi.

– To wszystko?

Chociaż nie traktowałem wrogo instytucji małżeństwa, wydawało mi się trochę głupie traktowanie czegoś takiego jako życiowego celu.

– Tak – odparła. – To wszystko, czego chcę.

Sposób w jaki to powiedziała, sugerował moim zdaniem, że boi się, iż spotka ją los panny Garber. Próbowałem ją jakoś pocieszyć, chociaż wszystko to nadal wydawało mi się głupotą.

– Któregoś dnia wyjdziesz za mąż. Spotkasz jakiegoś faceta, zakochacie się w sobie i on poprosi o twoja rękę. I jestem pewien, że twój ojciec z radością poprowadzi cię do ołtarza.

Celowo nie wspominałem nic o wypełnionym po brzegi kościele. Przypuszczam, że była to jedyna rzecz, której nawet ja nie potrafiłem sobie wyobrazić.

Jamie zastanawiała się przez chwilę nad moja odpowiedzią, jakby ważyła każde moje słowo, chociaż nie miałem pojęcia dlaczego.

– Mam taką nadzieję – stwierdziła w końcu.

Wiedziałem, że nie ma ochoty na dalsze drążenie tej sprawy, więc zmieniłem temat.

– Od jak dawna odwiedzasz sierociniec? – zapytałem, żeby podtrzymać rozmowę.

– Od siedmiu lat. Kiedy tam po raz pierwszy przyszłam, miała siedem lat. Byłam młodsza od wielu tamtejszych wychowanków.

– Podobało ci się tutaj, czy raczej odczuwałaś smutek?

– I jedno i drugie. Niektóre dzieci trafiają tutaj z naprawdę strasznych miejsc. Człowiekowi kraje się serce, kiedy o tym słyszy. Ale kiedy widzą, jak przychodzisz z nowymi książkami z biblioteki albo nową grą, w którą chcesz się z nimi pobawić, ich uśmiechy zabijają cały smutek. To najwspanialsze uczucie na ziemi.

Opowiadając o tym, cała promieniała. Chociaż nie mówiła tego, by wzbudzić we mnie poczucie winy, dokładnie tak się czułem. To jeden z powodów, dla których tak trudno było jej stawić czoło, ale zdążyłem się już chyba do tego przyzwyczaić. Nauczyłem się, że potrafiła okręcić sobie każdego wokół palca.

W tym momencie dyrektor otworzył drzwi i zaprosił nas do środka. Jego gabinet przypominał szpitalny pokój, z posadzką w biało – czarną szachownicę, białymi ścianami, białym sufitem oraz metalową szafką. Tam gdzie w szpitalu jest łóżko, stało biurko wyglądające, jakby zeszło z fabrycznej taśmy. Wszystko było tu neurotycznie bezosobowe: ani jednego zdjęcia czy czegokolwiek.

Jamie przedstawiła mnie i podałem dłoń panu Jenkinsowi. Kiedy usiedliśmy, głos zabierała głównie ona. Byli starymi przyjaciółmi, od razu rzucało się to w oczy: pan Jenkins uściskał ją mocno na powitanie. Wygładziwszy spódniczkę, Jamie przedstawiła mu nasz plan. Pan Jenkins oglądał sztukę przed kilku laty i już na samym początku zorientował się dokładnie, o czym mówi. Chociaż jednak bardzo lubił Jamie i nie wątpił w jej dobre intencje, nie sądził, żeby to był dobry pomysł.

– Nie sądzę, żeby to był dobry pomysł – stwierdził.

Dzięki temu dowiedziałem się, co o tym sądzi.

– Dlaczego nie? – zapytała Jamie, unosząc brwi.