Выбрать главу

„Niezły jest” – szepnął mi cichy wewnętrzny głos. Kazałam mu spadać jak najdalej. Z drugiej strony trudno mi było nie przyznać mu racji. Niezły, to mało powiedziane. „Wybitny, genialny w swojej grozie, dziki i wspaniały” – to było trafniejsze.

Ale i ja nie wypadłam sroce spod ogona. Jego nauczono w walce wykorzystywać siłę, będzie bił jak najmocniej, a nie precyzyjnie. I to go zgubi. Poza tym on się nie spodziewa nieprzeciętnej zwinności i koordynacji ruchów, wynikającej z innej konstrukcji fizycznej. Owszem, w dzieciństwie byłam w stanie stawić mu czoła najwyżej przez minutę, ale wtedy byłam jeszcze człowiekiem, a nie tylko wyglądałam jak człowiek.

– I co tam, panie łapacz? Wskoczyłeś na stół i pogroziłeś mi mieczem. Umiesz coś jeszcze?

Energicznie odbiwszy się od podłogi, wylądowałam na sąsiednim stole, już z ugiętymi kolanami. Rozprostowałam się jak sprężyna i znów wzbiłam się w powietrze, czubkiem buta musnęłam oparcie krzesła, zmieniając kierunek, doleciałam do filara, złapałam wolną ręką za belkę pod sufitem i usiadłam na niej okrakiem. Budynek był na szczęście parterowy, z wysokim dachem, między belkami a kalenicą było miejsca na półtorej takiej jak ja.

– A tak umiesz? – zachichotałam, patrząc na niego z góry.

Mag przyjął wyzwanie. Znowu nieuchwytne echo mocy – uniósł się w powietrze, zawisł po mojej lewej stronie… Ej, to nie fair! Ja nie wysuwam pazurów, to on też nie ma prawa używać magii!

– A może byś tak przestał szpanować jarmarcznymi sztuczkami i zaczął walczyć jak facet?

Odepchnąwszy się dłonią od belki, wykręciłam salto i stanęłam na nogach. Sprowokowałam go, wsuwając miecz do pochwy. Uśmiechnął się i wylądował na belce.

Przez następne kilka minut skakaliśmy po konstrukcji, wymieniając złośliwości i próbne ciosy. Kes jednak nie wzdragał się przed korzystaniem z magii. Na mój gust po prostu inaczej nie umiał – latanie było dla niego równie oczywistą czynnością jak oddychanie. Ciekawe, w takim razie dlaczego w walce ze zjawami nie korzystał z tej jakże dogodnej możliwości? A, prawda, przecież one w powietrzu poruszają się równie łatwo jak na ziemi.

Kes zrobił się zły i zaczął atakować na serio. Wyczekawszy odpowiedni moment, podstawiłam pod jego ostrze swoje. Przez chwilę nawet się siłowaliśmy. Kes nie rozumiał, jakim cudem ja jeszcze mam miecz w ręku, a ja rozkoszowałam się jego zdziwieniem. Nie jestem pewna, czy już wspominałam, że moje kości mają twardość porównywalną ze stalą. Wykorzystując dezorientację przeciwnika, odepchnęłam go. Kes nie utrzymał się, poleciał w dół, wyhamował upadek nad samą podłogą. Nie namyślając się długo, skoczyłam w ślad za nim, prosto na jego plecy. Mag stęknął i zachwiał się pod mym ciężarem. Uznałam, że wygodniej mu będzie upaść samemu, więc w ostatniej chwili przemieściłam się na najbliższy stołek, a stamtąd na podłogę. Schowałam miecz i wskoczyłam na stół.

– No jak, przekonała cię prezentacja? – spytałam drwiąco, patrząc na maga masującego sobie ramiona. No dobrze, to nie było do końca w porządku. Przecież wiedziałam, że ręce jeszcze mu się do końca nie zagoiły.

– Jesteś człowiekiem? – spytał, nie chowając miecza.

Nie mam zwyczaju kłamać bez wyraźnej potrzeby.

– Nie.

– Półelfka? – raczej stwierdził, niż zapytał. No tak, tego się należało spodziewać, nie można mieć ciągle pecha. Musiało mi się wreszcie przytrafić coś dobrego!

– Kwarteronka.

Elfy dawno zaszyły się w Wiecznych Dąbrowach, więc nie miał jak tego sprawdzić.

– Po czym poznałeś?

– Nie masz duszy feyra, a człowiekiem nie jesteś. Nawet myślałem… ale to nie ty, na pewno.

No, tom zdołała odwrócić uwagę prześladowcy.

Usiedliśmy przy stole Kesa, czekając, aż reszta gości zajmie się swoimi sprawami. Ludzie roztrząsali między sobą to, co widzieli, monety przechodziły z rąk do rąk. Kiedy oni zdążyli porobić te zakłady? Alik spoglądał w naszą stronę badawczo, choć cieszył się, że obeszło się prawie bez strat. Jedną zadymę na wieczór zawsze mi wybaczał, wiedząc, że nie zniżam się do poziomu banalnych mordobić. Jeszcze w zeszłym roku zrobił całkiem niezłe pieniądze na takich właśnie „prezentacjach”. Nie na darmo powiadają, że od zarania dziejów lud domagał się nie tylko chleba i wina, lecz i igrzysk.

Stuknęłam w stół, uaktywniając amulet, który otoczył nas sferą ciszy.

– A kogo ścigasz? – spytałam.

– A jedną taką. Dziewczyna, wygląda prawie jak człowiek, a jest feyrem. Rozumnym feyrem.

– E tam. Rozumne feyry wymarły prawie dwadzieścia lat temu, każde dziecko o tym wie.

– To jest Księżniczka. Wiesz, jak oni wyglądają?

– Wiem. Czułki jak u motyla, pazury, grzebień na plecach i oczy świecące w ciemności?

Skinął głową.

Boże, w co też ludzie potrafią wierzyć! To mają być znaki szczególne?

Nawet domowy kot potrafi chować pazury. Grzbietu przez koszulę nie widać. Oczy świecą, owszem, ale tylko wtedy, kiedy tego chcę! A już wypatrywanie czułków, które tak łatwo schować we włosach, jest po prostu śmieszne. Oj, Kes, marny z ciebie łapacz… Gdyby ten tuman wpadł na pomysł, żeby się uważnie przyjrzeć mojej szyi, zauważyłby cieniutki biały prążek świeżo zasklepionej rany. A potem wystarczyłoby dodać dwa do dwóch.

– Sama jest?

– Sama.

Uff, przeszło bokiem. Znaczy, o psie nie wie. Naprawdę, mam ja dzisiaj szczęście.

– Świetnie. To co, rozumiem, że mnie przyjmujecie?

– A mam co lepszego? – Uśmiechnął się pierwszy raz od naszego spotkania. W oczach stanęły mi łzy. Kiedyś tam, dawno temu, tak się uśmiechał do mnie. – Tak przy okazji, czy mi się zdaje, czy myśmy już się gdzieś spotkali?

– Wszystko możliwe.

Spotykaliśmy się, spotykaliśmy, tylko miałam wtedy szare oczy i złociste włosy. Jestem podobna do tamtej dziewczynki, ale mniej więcej tak, jakbym była jej starszą siostrą albo kuzynką, nie bardziej. Tamto ciało było ciałem człowieka czystej krwi. Skąd się wzięło? Kto mnie, feyrkę, w nie wpakował? Pytania. Same pytania. I zero odpowiedzi.

– Ile czasu potrzebuje…cie?

– Mów mi Rey. Mogę ruszać choćby zaraz.

– Rey? Jak „Ryzyko”? Bardzo trafne. Ja jestem Kessar Wiatr, zwracaj się do mnie, jak ci lepiej pasuje.

– Może być Kes?

– Może być, ale nie warto. Komu by się spodobało, gdyby go nazywali „Tryper” [9]?

– Ba, ja też nie jestem zachwycona, chyba nie zaczniesz mi mówić Rejka? Dobrana para by z nas była: tryper i pułapka.

Uśmiechnął się i machinalnie odgarnął sobie włosy z twarzy.

– No, to imiona mamy z głowy. A teraz konkretnie, Rey. Stówka złotem na czysto, ja pokrywam wszystkie koszty. Pasuje?

– Takiś hojny? To aż podejrzane.

– Byłoby, gdybym ci obiecywał niefatygujący spacerek po Burzliwej Puszczy. A my ścigamy Księżniczkę. To nie jest bezmózgi potwór, którego chłopi widłami mogą zabić, jak dobrze pójdzie. Jest niebezpieczna i nie ręczę, że wrócisz żywa z tej podróży.

– Jakbym się bała śmierci, tobym nie została najemniczką. – Wzruszyłam lekceważąco ramionami. – Jednak mam wrażenie, że do takiej roboty przydałoby się jeszcze nająć paru ludzi.

– Może by się i przydało, ale więcej samobójców w tym mieście nie stwierdziłem, ty jesteś pierwsza. Może jeszcze znasz jakiegoś?

– Tutaj nie. – Pokręciłam głową i zamyśliłam się na moment. – Nie, tutaj to na bank nikt się nie zgłosi.

– Znaczy, idziemy we dwójkę.

– We trójkę.

вернуться

[9] Runa ke-is zdobi mury domów rozpusty, jak swoisty znak cechowy. Oczywiście ma ona więcej znaczeń, niż to podane przez Kesa, ale coś jest na rzeczy. Nie miał chłopak szczęścia z imieniem, ukryć się nie da. [przypis złośliwej autorki]