Выбрать главу

Chwila! Jeśli ich nie ma nigdzie w pobliżu, to znaczy, że tajemniczy żartowniś znajduje się gdzieś na tej polanie! Kes najwyraźniej doszedł do tego samego wniosku. Wypowiedział parę zaklęć, których nie mogłam odbić.

Potrząsnął głową jak ogłuszony.

– Dziwne. Ty nie masz mocy. A już myślałem… ale w takim razie kto?

– Nie wiem – mruknęłam z największym przekonaniem, na jakie potrafiłam się zdobyć. – Nie masz nic przeciwko temu, że się na chwilę oddalę?

– Gdzie?

– W krzaczki! – nie wytrzymałam. – Zamierzasz mi towarzyszyć, czy jednak przygotujesz coś do jedzenia?

Ja wiem, że tak nie można z ludźmi, a już zwłaszcza z tymi, którzy uważają się za przedstawicieli tak zwanej silniejszej płci. Mężczyźni to w ogóle strasznie wrażliwe towarzystwo, mają delikatną konstrukcję psychiczną, są nerwowi i bardzo łatwo ich urazić. Kes należał do chlubnych wyjątków. Zamiast wysunąć kolce, roześmiał się i zaraz zapomniał o tajemniczym kawalarzu. Skinąwszy na Pożogara, ruszyłam w stronę zarośli rosnących w bezpiecznej odległości od Kesa, oszacowawszy, że mimo wszystko jeszcze znajdują się w strefie, w której zaklęcie poszukujące mnie nie wykryje.

– Co ty kombinujesz?! – syknęłam, gdy tylko gałęzie nas zasłoniły. – Całkiem ci rozum odebrało, kundlu zatracony? A gdyby on nie był taki naiwny?

Pożogar spojrzał na mnie i z widocznym rozdrażnieniem zamachał ogonem na boki.

– A co ja mam do tego? Lepiej nie pozwalaj mu używać magii ogniowej, bo po nas wszystkich zostanie tylko trochę popiołu i żałobne wiersze!

– Bo co? Przestań mówić ogródkami, powiedz jasno, co się stało!

– Księżniczko, a toż sami mogliście się domyślić! Jesteście Płomieniem Jesiennych Ognisk, mówiłem to już ze sto razy! To nie wasz czas, moc jest uśpiona, ale przez to nie staniecie się kimś innym, nie przestaniecie być ogniem.

– Pożogar! – jęknęłam. – Prosiłam! Jasno, zrozumiale, zwięźle i bez zagadek? Co: ja? Jaka ja?

– Jeszcze trzeba wyraźniej? Dziewczyno, słuchaj: jesteś płomieniem, co przyciąga do siebie dusze, które nie zaznały spokoju, jesteś jego duszą i istotą, tak jak Łowiec jest duszą i istotą jesieni.

Niby kim ja jestem…? Dobre pytanie. Sama bym chciała wiedzieć!

– Ale ja niczym się nie różnię od człowieka! No, prawie niczym… Jaki znowu płomień? Jakie dusze?

– To zewnętrzna powłoka, może oszukać każdego, ale nie ciebie samą. Zajrzyj w siebie, to zrozumiesz.

– W siebie? Znaczy co, mam sobie rozpruć brzuch i zrobić przegląd flaków?

– Księżniczko, przestań! Po prostu pomyśl o tym, za kogo siebie uważasz, a znajdziesz odpowiedź…

Tak bym też na pewno zrobiła, gdyby nie Kes, który właśnie z trzaskiem przedzierał się przez gęstwinę.

– Czy mi się zdaje, czy z kimś rozmawiałaś? – Rozglądał się, próbując ustalić, gdzie się podział mój rozmówca.

– Sama ze sobą – burknęłam. – A tak przy okazji, nie przyszło ci do głowy, że trzeba było mnie uprzedzić, zamiast tłuc się tutaj jak troll po składzie porcelany?

Wymownie spojrzałam na swój rozpięty pas (dzięki Bogu, wpadłam na pomysł, żeby się ubezpieczyć). Kes zarumienił się, jego uszy na tle srebrzystych włosów zrobiły się wręcz malinowe. Wymamrotał pod nosem coś, co brzmiało jak zdawkowe przeprosiny. Machnąwszy ręką na natręta, zapięłam pas i ruszyłam w stronę ogniska, od którego dochodziły smakowite zapachy. Okazało się, że Kesa łatwo uspokoić i odsunąć od siebie podejrzenia. A w ogóle, robi się strasznie miły, kiedy jest mu głupio. Aż po prostu żal mnie ogarniał na myśl, że w ostatecznym rozrachunku tak czy owak będę go musiała zabić. Albo on mnie – to już jak się trafi. Na razie skłaniałam się do myśli, że on jest silniejszy.

Silniejszy… bo też ja nie stałam się feyrem. Poruszam się, zachowuję i myślę jak człowiek, właściwie uważam się za człowieka. Ta myśl walnęła mnie jak obuchem. Co to mówił Pożogar? Zapytaj samą siebie?

Rzuciłam się na koc i, nie zwracając uwagi na dalszy ciąg usprawiedliwień zakłopotanego maga, zadałam sobie proste i jasne pytanie: „Kim jestem?”.

Odpowiedź przyszła od razu – w postaci wizji…

* * *

Galop graniczący z lotem, wiatr chłoszcze po twarzy. Dziadziu! Dziadziu, jeszcze szybciej! Szybciej!

Za plecami trzepoce podarowany przez ojca płaszcz, utkany z północnych wiatrów, spadania liści i blasku księżyca. Obok mknie jesienna sfora – wierne gończe złotego słońca.

Gra Róg dzikich łowów, dalej i dalej mknie jesienna kawalkada.

– Leć, Rey-line, leć, dziewczę…

Płaszcz sam ze mnie sfruwa, porywa go ognisty jastrząb. Za mymi plecami rozpościerają się ogromne skrzydła, jakby ptaka, ale zamiast piór tańczą w powietrzu języki płomieni.

– Leć, Oginiu [11] Jesiennych Ognisk, wezwij ich! Wezwij tych, którzy nie żałowali swojej krwi dla marzeń i honoru! Wezwij ich, Wielkich Wojowników, którzy padli w dawnych walkach Ładu z Chaosem… Wskaż im drogę.

– Rey! Rey!!! Co tobie?

– Wszystko w porządku! – Machnęłam ręką, uciszając natrętny głos wyrywający mnie z odnalezionego wspomnienia. – Przypomniało mi się trudne dzieciństwo i chciałam pomedytować. Co jest?

– No… jedzenie właściwie gotowe. Chciałaś jeść…

– To czego nic nie mówisz?

Otóż i nasza kobieca logika. W całej okazałości.

* * *

Leżeliśmy po dwóch stronach syczącego ogniska, mogłoby się zdawać, że dzielą nas tylko płomienie.

Mogłoby.

– Kes, a skąd ta Księżniczka wzięła się na ludzkim terenie?

Przewróciłam się na bok, odsuwając przytulonego do mnie Pożogara. Cicho grały cykady. Gdzieś w dali zahukał puchacz.

– Nie mam pojęcia – odparł, powtórzył mój ruch, westchnął i owinął się płaszczem. Mnie wystarczało ciepło ogniska podpełzające do moich zziębniętych rąk, które wyciągnęłam mu naprzeciw. Kes podłożył sobie rękę pod głowę i spojrzał na mnie przez języki ognia. – Po prostu cztery lata temu pojawiła się, weszła do wsi, wyrżnęła wszystkich i uciekła.

– I dlatego nienawidzisz jej tak, że jesteś gotów szukać zemsty, choćbyś sam miał zginąć? Mścisz się za swoich bliskich? Rodzice, rodzina…? To była twoja wieś?

Zauważyłam, jak przełknął wielką gulę w gardle.

– Moja. Cała moja rodzina zginęła. I dziewczyna, z którą się miałem żenić za trzy dni. Możliwe, że także nasze dziecko… jeżeli było, bo tego nie wiem na pewno.

– Czynisz swoje prawo – odpowiedziałam to, co na moim miejscu powiedziałby każdy nieludź. To była podstawowa zasada feyrów, elfów, gnomów – kto czyni swoje prawo, temu nikt i nic nie stanie na drodze. Tyle, że tu sprawa wyglądała inaczej. O jakim prawie my tu mówimy? Mam mu pomóc zabić mnie samą?

– A ty, ty lubisz ludzi? Ty chyba nie zaliczasz siebie do nas, tylko do starszych?

– W każdym razie nie nienawidzę ludzi, chociaż byłoby za co – uchyliłam się od odpowiedzi.

– O… A za co?

– A po co ci to wiedzieć?

– Dobre pytanie. Niby znam cię raptem dwa dni, a mam wrażenie, jakbyśmy się znali od zawsze. Proszę, ani się obejrzałem, jak ci powiedziałem coś, czego nawet mistrzowie nie wiedzieli.

– O dziecku?

– No… Którego może nawet i nie było… Mniejsza o to. A co tobie ludzie zrobili?

– Zabrali mi wszystko, co kochałam. Nie byłam wojownikiem, a stałam się jednym z najsilniejszych. Nie umiałam nienawidzić, a wyście mnie nauczyli.

вернуться

[11] Ogiń – tak feyry nazywają prawdziwy żywioł, podczas gdy „ogień” to zwykły płomień. Pożogar za słabo posługiwał się rusińskim, stąd jego pomyłka w tłumaczeniu imienia Rey-line. Brzmi ono Ogiń Jesiennych Ognisk, nie zaś Płomień, [przypis autorki]