– Jasne, że nie! Masz mnie za kompletną wariatkę? Zaproponowałam, żeby poszedł razem ze mną, obiecałam powstrzymać wojnę. Jest zły, urażony. Kochał mnie, a teraz nienawidzi, chce mnie zabić. Jestem pewna, że pójdzie na ten układ. Nie musi wiedzieć, że w razie starcia ja będę jego bronią, że jego słowo jest dla mnie rozkazem, i że zgodzę się na wszystko, byle on był szczęśliwy.
– Pożogar twierdzi, żeś przyrzekła potem z nim walczyć jeden na jednego. Po co? Jeśli tak się sprawy mają, jak mówiłaś…
Zagryzłam wargi, tłumiąc cisnący się na usta jęk. Owszem, kretynka jestem, autentyczna i niefałszowana.
– To było przedtem. Zanim przypomniałam sobie pierwsze lata naszego życia. Zrozumiałam, co narobiłam, dopiero jak weszłam do jego komnaty i poczułam, jak przy nim moja moc wzrasta.
– Co więc teraz umyśliłaś robić?
– Ratować świat. A co mi innego zostało? To moje przeznaczenie. Bronić i ratować, dopóki jeszcze jest sens.
– A potem?
– Potem? Nie będzie żadnego potem, Elgorze. Mam tylko jedną drogę.
– Ogni…
– Zostaw, nie dręcz mnie! Wiem, głupia jestem, wiem, znowu wpakowałam się w to samo bagno, ja to naprawdę doskonale wiem!
– Chodź, przejdziemy się. Moje rozarium bardzo się rozrosło przez te lata. A sprawy załatwimy jutro, gdy się twój mag zdecyduje.
– Chodźmy…
Pożogar wszedł do komnaty, gdy tylko poczuł, że Księżniczka zniknęła. Mag go nie zauważył, a feyr starał się nie zwracać na siebie uwagi. Siadł obok drzwi i zaczął bezczelnie wpatrywać się w maga, który przycupnął ze zwieszoną głową i zamkniętymi oczami, dysząc ciężko, konwulsyjnie zaciskając i rozwierając pięści. Feyr z niesmakiem pomyślał, że tym razem Księżniczka przesadziła, doprowadzając mężczyznę do obłędu. Teraz będzie trzeba zostawić go pod nadzorem elfów, żeby nie musieć bać się w drodze każdego krzaka. Ale czy wyższa się na to zgodzi? Jej stosunek do tego konkretnego człowieka wywoływał u psa irytację zmieszaną z niedowierzaniem. Nie rozumiał tego wszystkiego. Dlaczego nie pozwala go zabić? Miłość? No nie, śmiech pusty! Księżniczka i człowiek, mag!
– Lina… – zajęczał mag, a po twarzy spłynęła mu łza. – Boże, Lina… Ale dlaczego?! Dlaczego ty?! To zwidy, majaki! To nie ty…
Pożogar pokiwał głową. No, udało się jej doprowadzić maga do szaleństwa. Same kłopoty z tymi Książętami! Zawsze się muszą w coś wpakować, nawarzą piwa, a ty je teraz pij! A mag mógł być pożyteczny, może by się dało uzyskać od niego pomoc w poszukiwaniach Rogu i Łowca, a potem, jak już wszystko się uda, zginąłby w jakim nieszczęśliwym wypadku i Księżniczka wreszcie byłaby bezpieczna.
Zdecydował się odezwać.
– Co nie ona? O Księżniczce mówisz?
Mag otworzył oczy. W pierwszej chwili nie wiedział, kto z nim próbuje rozmawiać, ale potem wzrok jego padł na wodzące za nim złote oczy, zupełnie nie po psiemu rozumne.
– Zwierzołak? Zjawa…
– Nazywam się Przodownik Jesiennej Sfory, śmiertelniku. Pożogara wymyśliła Księżniczka, a zjawami lub widmami nazywacie nas wy.
– Jesteś feyrem?
– Nie – warknął Pożogar. – Wytworem twojej chorej wyobraźni! Mniejsza o to, co tu się działo? Bo jeśli obraziłeś Księżniczkę, będziesz miał ze mną do czynienia.
– Obraziłem? A to ją można obrazić? Ona… ta bestia przybrała postać mojej najdroższej osoby, którą kiedyś zabiła – to moje najgorsze wspomnienie – a ty jeszcze mi tu śmiesz mówić o obrażaniu? Ona…
– Księżniczka nie może przybierać żadnych postaci – przerwał mu Pożogar.
Położył pysk na wyciągniętych łapach i przeciągnął się. Mag nie zwariował – to Księżniczka zrobiła błąd, ujawniając się. Czy ona naprawdę myślała, że jej dawny ukochany rzuci jej się na szyję ze łzami radości w oczach, żeby ją wycałować po długiej rozłące? Dzieciak. Ona naprawdę jest dzieciakiem.
– Ale to nie może być moja Reylina. Moja dziewczyna zginęła cztery lata temu! To nie ma sensu! Rozmawiam z feyrami, moja dziewczyna zmartwychwstaje w postaci krwiożerczego potwora i oświadcza, że ze względu na mnie uratuje ten świat i powstrzyma wojnę! Mnie się to wszystko śni! Mnie się to wszystko tylko śni!
Pożogar zaszczekał i nagle złapał się na tym, że raz po raz powtarza sobie w głowie słowa chłopaka.
…oświadcza, że ze względu na mnie uratuje ten świat i powstrzyma wojnę…
…uratuje ten świat i powstrzyma wojnę……ze względu na mnie…
– Czekajże, magu, pewien jesteś, że dokładnie powtórzyłeś to, co mówiła? Mówiła, że zrobi to ze względu na ciebie?
– Tak. Że, uważasz, ja nadaję sens jej życiu…
Pożogar poczuł przemożną chęć schowania się w najbliższej mysiej dziurze, zatkania uszu łapami, wolałby nic nie widzieć i nie słyszeć tych słów. W odróżnieniu od maga doskonale wiedział, co jego pani chciała przez to powiedzieć. Wszystkie jego plany diabli wzięli.
– Nie do końca. Dzięki tobie ona widzi sens w tym, żeby nie unicestwić tego świata – poprawił go odruchowo, wyraźnie przekraczając swoje uprawnienia. Nie byłby przodownikiem, gdyby nie zastanawiał się nad zawiłościami, w które obfitowało życie i polityka Książąt. Pacjent, podopieczny, towarzysz podróży… No cóż, nic się nie zmieni, trzeba spojrzeć prawdzie w oczy. – Stałeś się sunner-warrenem.
Mag potrząsnął głową. Słabo znał Prawdziwą Mowę, ale ten tytuł był mu znajomy z foliałów przechowywanych w dziale zakazanym biblioteki Akademii. Jasne było, że to jest tytuł, ale magowie nie zdołali ustalić, kto konkretnie go nosi. W chwilę później dotarł do niego sens ostatniego zdania.
– Żeby nie unicestwiać tego świata? – zaśmiał się przez łzy gniewu. Nie obchodziło go już, że jego rozmówca jest feyrem, nie myślał o więzach pętających jego magiczną moc, chciał tylko jednego: żeby zza twarzy ukochanej znowu wychynęło nieludzkie oblicze Księżniczki, chciał zapomnieć jej cichy głos. – Nie wydaje ci się, że trochę późno się obudziła? Nasz świat się wali, z roku na rok coraz wyraźniej. Stracił punkt podparcia, i co, teraz jeden potwór z urojeniami ma go doprowadzić do równowagi? Nikt nie da rady!
Pożogar zawarczał z niezadowoleniem, z najwyższym trudem powstrzymując przemożną chęć rzucenia się na maga obrażającego wyższą. Zerwał się i podbiegł do kominka. Już wchodząc w płomienie, osypany widmowymi iskrami odwrócił się do bezsilnie zgrzytającego zębami człowieka.
– Ona nie może stać się punktem podparcia, ale jest w stanie go wybrać. Moja pani wybrała ciebie i przyjmiesz to, czy tego chcesz czy nie. Przyjmiesz swój los. Tak samo, jak ona przyjęła swój.
Nazajutrz znów zjawiłam się u Kesa, ale tym razem nie z pustymi rękami i podobniejsza do siebie. Po długich kłótniach wywalczyłam dla siebie prawie normalne ubranie, chociaż oczywiście elfie, a co za tym idzie ozdobione haftami, koralikami, piórkami, koronkami i drogimi kamieniami. Nie ma elfa bez przepychu. Zaplotłam włosy w krótki warkoczyk, zakładając za uszy odrosłą od zimy grzywkę. Skórzane spodnie z bogato zdobionym pasem, złocista koszula i skórzana kurtka, choć cała w ozdóbkach, radykalnie poprawiły mi humor. Może właśnie dzięki temu przyszła mi fantazja własnoręcznie przynieść uwięzionemu czarodziejowi śniadanie. Napotkane po drodze elfy pryskały na wszystkie strony, ale tym razem bynajmniej nie ze strachu i niepewności – po prostu Księżniczka z tacą w rękach stanowiła zjawisko niepojęte i niepowtarzalne.