No proszę. Chciałam jak najgorzej, a wyszło jak zawsze.
Kes, który czekał na mnie za drzwiami, nie odezwał się ani słowem, ale w jego oczach widziałam, jeśli nie zachwyt, to w każdym razie zainteresowanie. W porządku, wiem, wiem, jestem piękna. I skromna. I poszkodowana na umyśle.
Ująwszy maga pod rękę, próbowałam spojrzeć na nas z boku. Nie można powiedzieć, dobrana para, w każdym razie kolorystycznie. Kesa elfy ubrały w czarny jedwab.
– W jakim charakterze ja towarzyszę waszej książęcej mości? – zainteresował się mag, nie ukrywając irytacji. Próbował się już wyrwać z mojego uścisku, ale machając przed nosem pazurami zdołałam mu wybić z głowy dalsze próby oporu.
– Towarzyszysz mi jako… – zawahałam się, bezradnie oglądają się na Pożogara. – Nie wiem, nie umiem tego przetłumaczyć na rusiński, a ty nie zrozumiesz w prawdziwym. Coś w rodzaju towarzysza, arystokraty, dworzanina, a jednocześnie najbliższego pomocnika, przyjaciela, brata, ukochanego i… sumienia. Tak… pojęcie sunner-warren zawiera właśnie taki ładunek znaczeniowy.
Im dłużej mówiłam, tym niżej opadała jego szczęka. Zdawał się nie rozumieć, w jaki sposób te wszystkie epitety mogą się odnosić do niego. Ech…
– A co to wszystko ma wspólnego ze mną?
– Nikogo innego na wolne miejsce nie miałam! – warknęłam, ciągnąc go za sobą. – Wietrzyku, ty naprawdę jesteś taki głupi, czy tylko tak wprawnie udajesz? Kiedyś o mało co bym za ciebie wyszła, związek między nami powstał prawie siedemnaście lat temu, a to, że teraz nasze stosunki są mocno napięte, niczego nie zmienia. Sunner-warren to jest funkcja dożywotnia, będzie trwała, dopóki śmierć nas nie rozłączy.
– Czyli zabiję cię i będę wolny? – upewnił się z niekłamaną radością.
– Raczej na odwrót.
Już na szczycie schodów zatrzymałam się i zaczęłam schodzić po jednym stopniu dystyngowanym krokiem stosownym do mojej pozycji.
Zachwyt. Niedowierzanie. Szepty.
Ptaki śpiewały, grali niewidzialni muzykanci, wśród stuletnich pni krążyły pary. Sad Elgora był piękny jak nigdy.
Potem elfy zaczęły wygłaszać przemówienia, usadziwszy mnie uprzednio na niskim krześle bez oparcia. Początkowo oczywiście przewidzieli dla mnie stosowny tron, ale spojrzałam tylko wymownie na swoje skrzydła i sprawa była natychmiast załatwiona. Kesa, ku jego niezadowoleniu, posadzono po prostu na trawie u moich nóg. Zapomniał o niezadowoleniu, gdy tylko pospieszyli do nas z powitaniami posłowie innych ras. Takie zdarzenie, jak pojawienie się Księżniczki, skłoniło nawet driady do opuszczenia gajów. Nawet gnomy wyszły na powierzchnię. Mag przypominał małego chłopca, który wreszcie dostał dawno upragnioną zabawkę. No ba! Kto jeszcze może poszczycić się tym, że się przed nim z szacunkiem kłaniał ork?
Wreszcie część oficjalna skończyła się. Uznawszy, że dość już mam tej gadaniny, wstałam w połowie przemowy jednego z centaurów i zostawiłam Kesowi zaszczyt zażegnania skandalu dyplomatycznego. Od tego był, żeby mi ratować tyłek przed skandalami.
– Elgorze, nie złożysz mi hołdu? – Przecięłam drogę jakiejś elfce i, nie doczekawszy się zgody, pociągnęłam władcę do kręgu. Elgor na wszelki wypadek nachmurzył się, ale oczy mu się śmiały. Nie, nic a nic się nie zmieniłam! Już jako roczny dzieciak miałam za nic wszelkie tytuły i rzucałam się władcy na szyję, gdy tylko pojawiał się w moim zasięgu. Z tego, co pamiętam, to nawet miałam zamiar za niego wyjść…
Jego myśli zdawały się biec w podobnym kierunku.
– Azaliż już tak się znudziłaś swym magiem, że szukasz pociechy w moich ramionach?
Odszukałam wzrokiem Kesa prowadzącego ożywioną dyskusję z jednorożcem – skąd na tym balu jednorożec? – i zrobiłam zasmuconą minę.
– Myślisz, że zgodziłby się ze mną zatańczyć?
– Alboż tobie potrzeba jego zgody?
– Elgor! Jesteś niepoprawny!
– A ty nawet w grobie się nie poprawiłaś!
– W jakim znowu grobie?!
– Zwyczajnym. Straciwszy nadzieję na odnalezienie ciebie, wystawiliśmy ci pomnik. Nie widziałaś? Dostałaś akurat pokój z widokiem na obelisk.
– Ta baba z mieczem, skrzydłami i wyciągniętą ręką? To mam być ja?!
– A co, niepodobna?
Szczęściem dla elfa taniec skończył się i porwał mnie do następnego jeden z nocnych starszych, wampir czy jaki inny wilkołak. Ale co tu z głupim gadać! O czym można rozmawiać z elfem?
Skrzydła już dawno schowałam w obawie, że mogłabym przypadkiem stracić kontrolę nad mocą, zresztą przeszkadzały. Nie wiem, jakim sposobem Kes zdołał nie stracić mnie z oczu w tłumie, w każdym razie gdy tylko pożegnałam się z dziewiątym partnerem, złapał mnie pod rękę. Spojrzałam na jego zaciśnięte palce, potem przeniosłam wzrok na twarz. Dookoła nas zrobiło się pusto.
– Co jest? – warknęłam, lekko zaniepokojona.
– Czy wasza książęca mość odmawia mi prawa do zatańczenia z nią, czy też aż tak dalece nie pragnie mojego towarzystwa?
Wzruszyłam ramionami i dałam się objąć, starając się nie zauważać, że słowa „czuły” lub „delikatny” nie całkiem trafnie określałyby ten uścisk. „Brutalny” byłoby bardziej na miejscu. Kes zajmował się tym, czym zazwyczaj.
Położyłam mu głowę na ramieniu. Z boku musiało to wyglądać słodko, ale od środka – tak jak wtedy w karczmie – sprawy miały się zupełnie inaczej.
– Po co ten cyrk? – spytałam. – Cierpisz, jak musisz mnie dotknąć, a teraz zmuszasz się do tego, mnie przy okazji też, i koniecznie chcesz przeciągać tę szopkę. Spróbuj pomyśleć o czymś przyjemniejszym niż nienawiść, inaczej nic z tego nie będzie.
– Mam życzenie zobaczyć, jak twojego elfa trafia szlag. Ciekawe, czy wie, że ja już dostałem od ciebie to, co najciekawsze, czy może mu rybka, że towar nie jest pierwszej świeżości?
Zacisnęłam zęby. Nie teraz. Rey, on nie jest tego wart.
Bić… Mordować…
Nie przeciągaj…!
– …będę musiał zamienić z nim parę słów, pogadamy o wspólnej znajomej… Ciekawe, czy mu się spodoba to, czego się nauczyłaś? Oczywiście starałem się z myślą o sobie, ale…
Zamachnąć się i wysunąć pazury.
Zobaczyć, jak ta twarz zakwita krwawymi pręgami.
Wyrwać jęzor, którym potrafi ranić bardziej niż stalowym ostrzem. Kes…
Zatrzymałam się. On też. Powoli zdjęłam dłonie z jego ramion, ale w dalszym ciągu otaczały mnie jego ręce. Gdzieś zawyły wilkołaki, a do ich mrożącego krew w żyłach wycia przyłączył się Pożogar. Muzyka przycichła. Skąd ja wiedziałam, że z tego balu nic dobrego nie wyjdzie? Po cholerę brałam go ze sobą? A Kes był zadowolony, rozkoszował się moją złością i moim poniżeniem. Zamknęłam oczy, próbując wskrzesić w pamięci dni swojego dzieciństwa. Swojego. Nie Liny, lecz Księżniczki Jesiennego Rodu. Lissi… Dziadek… Elgor…
Jak we śnie rzuciłam się w tył, wyrywając się z palących objęć. Zaraz ktoś mnie wziął pod ręce, a Kesa otoczyli strażnicy. Wystarczy jedno moje słowo, żeby go posiekali na kawałki. Jeden mój gest…
– Elgor… – czy jęknęłam, czy tylko pomyślałam. Zachwiałam się. Ciepłe, dobre ręce objęły mnie za ramiona.
– Dobrze już, dobrze, Ogniku, on za dużo wypił. Elf przesunął dłonią po moich włosach, ogarnął mnie spokój i poczucie bezpieczeństwa, czułam zrozumienie i współczucie. Nikomu innemu nie pozwoliłabym mi współczuć. Nikomu. Tylko Elgorowi, który pamiętał mnie jako małe dziecko.
Rozkleiłam się i wcisnęłam twarz w jego ramię.
– Chcę wyjść. Proszę… chodźmy do twojego rozarium.
Wziął mnie na ręce i zastygł w geście niezdecydowania.