Выбрать главу

– Odprowadzić człowieka… – zawahał się -…do jego pokojów. Nie czyńcie mu krzywdy.

Otarłam się z wdzięcznością o jego policzek, starając się nie patrzeć na maga, który stał z rękami skrzyżowanymi na piersiach, z paskudnym uśmiechem, zadowolony i szczęśliwy. Ogarnęła mnie złość. On mnie chciał poniżyć? Mnie, Księżniczkę? Za kogo on się ma?

…magowie sądzili Lissi wedle praw ludzkich, a on żył wedle praw feyrów…

Ja też swoje wypiłam.

Ja też wiem, jak wsadzić szpilę, żeby dotarło. Uwolniłam się z uścisku i wstałam. Spojrzałam w różnobarwne oczy maga, naśladując jego uśmiech.

– Naprawdę myślisz, że mój narzeczony przejmuje się tym, jakie mam zabawki? Śmiertelniku Kessarze Wietrze, jesteś pyłkiem, który przypadkiem przylepił się do mojego buta, kałużą, w którą wdepnęłam. Jesteś czarodziejem i gdy nasza podróż się skończy, to nie ty rzucisz wyzwanie, lecz ja. Zabiję cię, jakem zabiła kiedyś setki czarodziejów, którzy ośmielili się sądzić mojego ojca. A potem poślubię mojego poddanego, który zna swoje miejsce i nigdy nie popełni błędu, stawiając siebie na równi ze mną. Ja, Ogiń Jesiennych Ognisk.

Rozpostarłam skrzydła i wróciłam do Elgora. Wybacz, przyjacielu, tylko tak mogę się rozprawić z Kesem. Wybacz, że cię wykorzystuję…

Usta miał słodkie niczym miód lipowy. Jego włosy pachniały różami i wiatrem, skóra miękko świeciła. Wysiłek woli – i ogień rozpłynął się po jego kamizeli, po obejmujących mnie rękach, po twarzy, spływał po włosach, kroplami kapał na trawę. Ktoś westchnął. Wysunąwszy pazury, rozerwałam nimi cienką tkaninę, obnażając pierś Elgora. Na śnieżnobiałej skórze pojawiły się kropelki krwi. Złapawszy elfa za włosy, szarpnęłam mocno, odrywając go od swoich ust i przekrzywiając mu głowę, odsłoniłam kształtną szyję. Przejechawszy po niej pazurem, zlizałam pojawiającą się krew. Elf jęknął. Puściłam go, osunął się miękko na kolana, obejmując mnie w pasie. Protekcjonalnym gestem położyłam mu rękę na głowie, nie pozwalając podnieść oczu, i odwróciłam się do maga.

– Widzisz, jak sprawy stoją, Kes? – Uśmiechnęłam się. – Tylko ja mam tu coś do powiedzenia. Elgor zrobi wszystko, czego sobie zażyczę.

Mag robił wrażenie zmieszanego. Złego. Ale w jego oczach wyczytałam… rozpacz?

Nieistotne. Za dużo powiedział, żebym była to w stanie kiedyś zapomnieć i wybaczyć. Nie trzeba mi było wlec go na ten bal. Nie trzeba było zgadzać się z nim tańczyć.

Płomień spowił mnie i nadal klęczącego elfa. Odejść. Zniknąć. Najdalej jak się da. Uciec. Nie widzieć. Nie pamiętać. Nie wiedzieć. Nie czuć.

Z prawdziwym zdziwieniem stwierdziłam, że jestem w rozarium. Gdy tylko płomień opadł, Elgor wstał i skinął głową z wyraźnym niezadowoleniem. Na twarzy nie było ani śladu uniżonej pokory – władca gniewał się. Nie, on nie był moją zabawką. O czym my tu mówimy, skoro on mnie pamięta jako głupiutkie dziecko, któremu osobiście dał w skórę, żeby wiedziało, że nie wolno kraść jego ukochanych róż?

– Ogniku, jak mianowicie mam rozumieć to przedstawienie?

– Nijak. – Wzruszyłam lekceważąco ramionami. – Bardzo cię przepraszam, po prostu pokazałam magowi, gdzie jego miejsce. Posunął się za daleko, ośmielił się wspomnieć o największym błędzie, jaki popełniłam w życiu.

– Aż tak cię nienawidzi?

– Aż tak…

I nie wytrzymałam.

Nie pamiętam już, kiedy znalazłam się w objęciach elfa. Gdy znowu przyszłam do siebie, moje ręce właśnie ściągały z niego spodnie. Ciało zdawało się żyć własnym życiem, nie przejmując się specjalnie wywodami zdrowego rozsądku. Mężczyzna przy mnie był moim przyjacielem, mentorem, ale nie byłam w stanie się powstrzymać.

Nie kochałam go, traktowałam użytkowo. I on to wiedział.

– Ogniku… – W ostatniej chwili odwrócił się, próbując spojrzeć mi w oczy. – Jesteś pewna tego, co robisz? Nie będziesz tego żałować?

Nie odpowiedziałam – po prostu poszukałam ustami jego ust.

Chrzanić to. Chrzanić żal. I to, że się nie kochamy. To wszystko nie ma znaczenia. Jeśli nie umrę, to za niego wyjdę, ale i wtedy będziemy przyjaciółmi. Kochać? Kocham człowieka, który mnie nienawidzi. I co? Mam stracić resztę wieczności z powodu czegoś, co nie wróci, pragnąc tego, o czym wiem, że tego nigdy nie dostanę?

Leżeliśmy potem na trawie, zmęczeni, wdychając cierpki zapach kwiatów, ścigając wzrokiem tańczące świetliki.

– Wyjdziesz za mnie?

– Tak. Przecież wiesz, że tak było pisane. Twój przodek był mężem mojej prababki, takie prawo, teraz ja muszę krwią potwierdzić waszą przysięgę, połączyć nasze tchnienia i do krwi królewskiego rodu dodać jeszcze kroplę prawdziwej krwi.

Zdjął z palca cienką srebrną obrączkę z cudowną girlandą run.

– Weź to.

Wzięłam pierścień i włożyłam na palec. W porządku. Mój los powoli, ale konsekwentnie wraca na swój właściwy tor.

Rano ogłoszono moje zaręczyny z Elgorem. Odebraliśmy gratulacje od posłów, którzy się zasiedzieli. Zgrzytając zębami, odbębniliśmy uroczysty obiad. Wyjazd trzeba było przesunąć jeszcze o dzień. Pożogar błąkał się po pałacu, uszczęśliwiony moją decyzją. Kes jeszcze jej nie znał. Przeżuwałam tekst oświadczenia, odwlekałam tę chwilę, kiedy wreszcie dokonam zemsty. Dopiero wieczorem wreszcie osiągnęłam stan, w którym byłam gotowa do rozmowy.

Leżał na łóżku z rękami zaplecionymi pod brodą i leniwie wodził wzrokiem za motylem krążącym w aurze iluzji. Ujrzawszy mnie, usiadł i rozwiał zaklęcie.

Milczeliśmy. Starannie kryłam rękę za plecami.

– Dlaczego nie wyjechaliśmy?

– Bo były po temu powody. Ruszamy jutro.

Zbladł i spojrzał gdzieś w bok. Gdzieś w głębi duszy poczułam wyrzuty wrednego sumienia. Czy na pewno dobrze robię? Mag czyni swoje prawo. Wczoraj dostałam, co mi się należało.

– Ja… cię przepraszam. Ja… nie miałem… prawa…

Zaciskał i otwierał pięści, jakby słowa parzyły go w język. Przerwałam mu, przeprosiny i tak nic tu już nie zmienią.

– Wyjeżdżamy jutro o świcie. Tak przy okazji, możesz mi pogratulować. Wczoraj Elgor zgodził się zostać moim mężem. Zaprosiłabym cię na wesele, ale ty już wtedy nie będziesz żył, więc możesz mi pogratulować zawczasu…

…Ciekawe, dlaczego mi się zdaje, że znowu go sprzedałam…?

…Dlaczego w jego oczach przez moment widziałam odbicie mojego bólu…?

Wiedziałam, że nie dotrzymam słowa. Pierwszy raz w życiu. On nie umrze. Ja nie stanę do walki z nim. Jeśli będzie trzeba, zbiorę Krąg Jesieni i zmodyfikuję mu pamięć, ale Kes będzie żył, a ja będę o tym wiedziała. Pewnego dnia mój syn zostanie władcą Wiecznych Dąbrów i – może – spotka jego córkę. Daj Boże, żeby nasze dzieci naprawiły to, czego nam nie będzie dane zmienić.

Rozdział IV

PO DRUGIEJ STRONIE GRANICY

19 – 25 CZERWCA

Można by powiedzieć, że rano w sali tronowej elfiego pałacu było pełno ludzi, gdyby nie fakt, że na posiedzeniu „komitetu na rzecz uratowania świata” jedynym człowiekiem był Kes, reszta zaś miała – oględnie mówiąc – inne pochodzenie niż ludzkie. Ja swoim zwyczajem zaspałam, wpadłam więc do sali, gdy cierpliwość Elgora była na wyczerpaniu i władca właśnie zastanawiał się, komu ma przypaść w udziale zaszczyt obudzenia mnie. Na mój widok wszyscy obecni zareagowali westchnieniem ulgi.

No, prawie wszyscy. Kes wyglądał, jakby mu podano cytrynę z tranem.

– Przepraszam, że musieliście na mnie czekać – w moim głosie nie było skruchy, raczej bezgraniczny tupet. W końcu albo się jest Księżniczką, albo się nie jest!