Выбрать главу

– Wszystko w porządku, Księżniczko? – spytał Akir, przechylając się przez łęk siodła, które Kito bez entuzjazmu dał sobie włożyć na grzbiet. – Może powinniście odpocząć?

– Nie trzeba. – Pokręciłam głową. Żołądek zawarczał gniewnie i zaczął powoli, ale nieubłaganie przemieszczać się w stronę gardła. W ustach poczułam smak żółci. – Dam radę, a musimy odbić jak najdalej od Granicy, zanim się zrobi ciemno. Drugi raz żywioł mi nie pomoże, i tak tym razem wzięłam od niego za dużo.

– Księżniczko, odnoszę wrażenie, że powinniście porozmawiać z waszym sunner-warrenem - odezwał się Elmir. – Jego niezdecydowanie naraziło nas wszystkich na niebezpieczeństwo, a wy o mało co nie spłonęliście.

Patrzcie go, jaki chytrus! Jak ja nie cierpię elfów! Teraz, czy mi się to podoba, czy nie, będę musiała opowiadać!

Pożogar, który już zdążył do nas podbiec, zawarczał protestująco. Tak, ja też uważam, że opowiadanie wrogowi, jak sprawy stoją, to zbyt hojny prezent dla niego, odkrycie kart nie było najlepszym pomysłem. Ale dopóki będzie stawał okoniem i osłabiał nasz związek, dopóty jesteśmy bezbronni.

Odwróciłam się do maga i obrzuciłam go sceptycznym spojrzeniem. Ręka Kesa sama skoczyła do rękojeści broni. Nerwowy jakiś.

– W porządku. Spróbuję ci opowiedzieć wszystko od początku, ale w drodze. Mówiłam poważnie, że nie mamy czasu. Zmiatamy stąd.

Chłopcy wskoczyli na siodła. Westchnęłam ciężko. Spojrzałam na Kesa, a on na mnie.

– Co jest?

– A nic takiego. Czekam, aż się domyślisz, że w tym stanie sama na Pegaza nie wylezę.

Niewidzialne łapska pochwyciły mnie i wrzuciły na siodło. Zero delikatności. A to łotr magiczny!

– Jedziemy!

Ruszyliśmy z kopyta. Pożogar biegł przodem. Elmir i Akir jechali po bokach, Pegaz i Deresz prawie się dotykały bokami. Westchnąwszy ciężko, zaczęłam opowieść…

* * *

Przyszliśmy na najpierwszy ze światów o pierwszym brzasku. Zrodzeni z Chaosu, powołani do obrony Ładu. Wieczne Ziemie leżą na granicy między światem śmiertelnych a wrogim mu nie-życiem, są jego przedmurzem. Starsze rasy, które pojawiły się po nas, były już dziećmi Ładu – ale w ciągu wieków ich krew zmieszała się z naszą. Nie o nich jednak miałam mówić, a o feyrach.

Początkowo było nas bardzo mało, ale z każdym wiekiem coraz więcej. Pojawili się niżsi. Książęta podzielili się na cztery rody. Przyszli ludzie… Pierwszy Świat był kolebką ludzkości, nigdzie i nigdy nie powstanie drugi podobny – doskonałość można osiągnąć tylko raz. U ludzi przetrwała tylko pamięć o Edenie, rajskim ogrodzie, z którego zostali wygnani.

Każdy z Książąt władał swoją osobną mocą, która osiągała szczyt raz w roku. Ten dzień przyjęło się nazywać czasem mocy. Na przykład dla moich przodkiń i dla mnie jest to dziesiąty października. Żeby być całkiem dokładnym: noc dziesiątego października i poranek jedenastego. Właśnie dlatego wśród ludzi pojawiła się tradycja palenia ognisk tego dnia. Nie święto zrodziło pierwszą Rey-line, a na odwrót.

Eden został zniszczony przez Chaos i nie dotrwał swego rozkwitu. Feyry, starsi i ludzie ramię w ramię walczyli z pomiotem Chaosu, ale Granica została przerwana.

Udało nam się uratować niedobitki śmiertelnych, które wraz z nami doczekały narodzin nowego świata w Wiecznych Ziemiach – ostatnim bastionie Ładu.

Tak mijała wieczność. Nowy świat, jego pogrążenie w Chaosie, uratowanie smętnych resztek ludzkości i starszych - i znowu, od początku.

Ale pewnego razu ten cykl został przerwany. Pewnego razu jeden z Książąt osiągnął szczyt mocy akurat wtedy, kiedy jego duszę przepalała nienawiść. Niewiele brakowało, żeby usunął ze świata wszystkich śmiertelnych i nieśmiertelnych. Pozostali Książęta ledwo zdołali go powstrzymać. Potem powstało prawo wpojone nam na poziomie instynktów. Szczerze mówiąc, prawo niewiele zmieniło – to nie był ostatni taki wypadek, ale pojawiło się coś, co powstrzymywało Książąt, którzy w dniu swojej mocy byli niemal wszechmocni.

Prawo głosi, że każdy z nas musiał wybrać sobie podopiecznego, sunner-warrena, sens istnienia świata. Nawet gdy rozum śpi, gdy moc upaja, pamiętamy, że gdzieś tam jest istota, moc, rzecz, zjawisko, ze względu na które ten świat musi przetrwać. Najczęściej jest to Książę, czasem ktoś ze starszych, bardzo rzadko człowiek, a w trzech przypadkach był to martwy przedmiot.

A teraz słuchaj uważnie i próbuj zrozumieć. Kim są podopieczni? Co do istoty – nie mówię w tej chwili o wyjątkowych przypadkach, kiedy padło na coś nieżywego – sunner-warren to dla Księcia cały świat uosobiony w jednej żywej istocie. Niekoniecznie w ukochanym, najczęściej jest to bliski krewny – ojciec, matka, dziecko… Nie będę powtarzać, co on znaczy dla Księcia – sam już rozumiesz, że nikt nie jest bliższy i z definicji być nie może. Teraz opowiem o obowiązkach i korzyściach wynikających z takiej sytuacji.

Śmiertelni stają się nieśmiertelni, jak my. Dopóki Książę żyje, dopóty żyje jego podopieczny. Właściwie nie zdarza się, żeby sunner-warren zmarł przed Księciem – ten bowiem broni go za wszelką cenę. Dla swojego podopiecznego może wezwać moce, o jakich się bogom nie śniło.

Czasem, bardzo rzadko, może się zdarzyć, że Książę jest za daleko i nie zdąży przyjść z pomocą.

A potem, jeśli podopieczny nie żyje, wszystko traci sens. Życie traci sens. Świat traci punkt podparcia. Tak się kiedyś stało ze mną, cudem zupełnym zapanowałam nad mocą wyrywającą się na zewnątrz. Mocą, która byłaby w stanie zniszczyć Granicę.

Gdyby wspomnienia pewnego dnia nie wróciły, przeżyłabym życie jako śmiertelniczka, a potem odeszła w Chaos, ale wszystko ułożyło się inaczej. Po przebudzeniu musiałam znaleźć nowego podopiecznego, a pasował mi do tego tylko jeden człowiek.

Ty.

Teraz następna sprawa – dlaczego na ciebie nakrzyczałam. Ty naprawdę o mało co nas wszystkich nie zabiłeś – przez to, że nie chciałeś przyjąć mojej obrony, nie poprosiłeś o nią. Blokując nasz związek, odcinasz mi dostęp do mocy.

– A jaką ty masz moc? Co to byli za wojownicy?

– To byli strażnicy Ładu, dusze śmiertelnych, którzy nie znaleźli pokoju. Nie chcą się przemienić, nie chcą odejść w Chaos. Ich życiem pozagrobowym jest płomień wojny. Ja jestem Oginiem Jesiennych Ognisk, prawdziwym płomieniem, ale to nie znaczy, że panuję nad żywiołem, absolutnie nie. Jestem w stanie tylko otworzyć przejście do ziem śmiertelnych i wpuścić tutaj te dusze.

Nie chciałam dalej tłumaczyć. I tak dużo powiedziałam. Dałam ostrogę niezadowolonemu z tak powolnego marszu Pegazowi i wyrwałam naprzód, od razu oddalając się na kilkadziesiąt metrów od towarzyszy. Chciałam być sama.

* * *

Pożogar patrzył na maga, jakby widział go pierwszy raz w życiu. Człowiek nie złościł się, nie protestował, nie dziwił. Na jego twarzy zastygła maska zimnego spokoju.

– Pożogar, powiedz ty mi, czy Książęta mają oficjalną władzę?

– Tak.

– Tak i nie – wtrącił się Elmir. – Każda rodzina ma swoje władze i swoje urzędy. Tylko w czasie wojen z Chaosem tworzy się wspólne dowództwo.

– Zgadza się. – Pies skinął głową. – A po co ci to?