– A czy Rey ma… czy Reylina ma jakieś stanowisko?
– Tak. Powiedziała ci dostatecznie dużo. Powinieneś był sam skojarzyć, że jej poprzedniczki zawsze były głowami Jesiennego Rodu i w czasie wojny praktycznie zawsze zostawały głównodowodzącymi zjednoczonych rodów. I taki sam los czekał ją.
– Jeszcze jedno pytanie…
Kes w zamyśleniu patrzył na dziewczynę jadącą przed nimi. Po jej dolegliwościach nie zostało ani śladu, niemal położyła się na grzbiecie Pegaza, obejmując go za szyję, i leciała na oślep przed siebie.
– Więzy, które nas połączyły… Dała mi słowo, że gdy tylko ta historia się skończy, będziemy walczyć w uczciwym pojedynku. Będzie miała taką możliwość?
Pożogar zawarczał, na chwilę się zapominając, z jego sierści poleciały złote iskry.
– Księżniczka nigdy nie łamie danego słowa!
Wzburzenie feyra było prawdopodobnie nieszczere. Sam nie wierzył w to, że tych dwoje kiedyś spotka się na udeptanej ziemi. Księżniczka nigdy nie zdoła podnieść ręki na swojego podopiecznego, a znowu jej samej nie da zginąć Pożogar.
Dziwnie się sprawy ułożyły.
Z boku mogło się zdawać, że pędzę na złamanie karku, ale to były tylko pozory. Złączyłam się z Pegazem w jedną całość, dookoła szeptała ostnica, grały świerszcze, gdzieś w tyle zostali moi towarzysze, ale mnie w tej chwili zajmowało zupełnie co innego.
Bezpośrednio po przebudzeniu przejmowałam się tylko swoimi układami z Kesem i nie miałam głowy do rozmyślań o tym, co stało się w nocy. Teraz trochę mi się rozjaśniło w głowie – i pojawiły się uzasadnione pytania i podejrzenia.
Koszmary nigdy nie atakowały tak licznymi oddziałami – wolały polować w pojedynkę albo parami. Nigdy nie zapuszczały się tak daleko. Te tutaj ewidentnie wiedziały, gdzie mają iść. Konkretnie na nas.
Co to wszystko mogło znaczyć?
Odpowiedź nasuwała się sama. Komuś bardzo zależało na tym, żeby nas zatrzymać. Nasza krucjata mocno nie pasowała do czyichś planów.
Była tylko jedna siła, która mogła rozkazywać koszmarom Chaosu, a ściśle biorąc tylko on sam.
To znaczyło, że czasu jest coraz mniej. Ze Granica świata trzeszczy i tym razem nie będzie komu stanąć w obronie ludzi, kiedy ostatnia bariera padnie i na ziemie śmiertelnych runą nie-żywi.
Ostro zatrzymałam Pegaza. Koń parsknął z niezadowoleniem. Po minucie reszta mnie dogoniła.
– Co się stało, Księżniczko? – spytał Elmir, rozglądając się czujnie. – Wróg?
Pokręciłam głową. Język odmówił mi posłuszeństwa, niezdolny do ogłoszenia strasznych domysłów.
– Pożogarze, czy ten atak w nocy nie wydał ci się, oględnie mówiąc, dziwny?
Milczenie. A więc nie mnie jednej nocne wypadki dały do myślenia.
Kes patrzył na nas nierozumiejącym wzrokiem.
– A co w tym dziwnego? Ta hołota atakuje każdego, kto wpadł na pomysł nocowania tutaj.
Jednak elf, kotołak i jednorożec podzielali nasze obawy.
– Kes, pomyśl trochę! – Popukałam się w głowę. – One nie napadły ot tak, po prostu na przypadkowo napotkane ofiary, to był planowy atak!
– Czyli…
– Czyli Granica niedługo padnie. Czyli niedługo przyjdzie czas walki i jeśli do tego czasu niżsi nie odzyskają rozumu, ludzie nie będą mieli gdzie uciekać i nie będzie komu stworzyć nowej Granicy. Świat zginie, ale tym razem nie zostanie nikt, żeby pozbierać skorupy i ułożyć z nich coś nowego…
Nie dane mi było skończyć. Konie zaryły kopytami przed szarym zamkiem, który dosłownie wyrósł nam przed nosem spod ziemi. Westchnęłam. O wilku mowa!
Kes pospiesznie mamrotał jakieś zaklęcia obronne. Podjechałam do niego.
– Nie ma sensu. Jeśli pan tego zamku zechce nas pozabijać, to obawiam się, że nawet moi wojownicy nic tu nie wskórają.
Skinęłam na pozostałych.
– Wchodzimy. Nie odrzuca się tak… natarczywego… zaproszenia. Gospodarz chyba nie lubi czekać.
Wieże zamku zdawały się sięgać nieba. Przejechaliśmy przez bramę i zsiedliśmy z koni. W środku panowała idealna cisza, jakby nie było tam żywej duszy.
– Gdzie ten gospodarz? Jakoś się nie kwapi powitać szanownych gości. Może nas się boi? – rzucił Kes szyderczo.
– Naprawdę myślisz, że ktoś, kto jest w stanie, ot tak stworzyć z niczego wielki zamek, kogoś się boi? – spytał sceptycznie Elmir.
Skinęłam głową, zgadzając się z elfem. Z tego, co wiedziałam z pamięci mojej poprzedniczki, trudno było choćby obudzić zainteresowanie właściciela szarego zamku. Ona akurat zdołała czymś zwrócić jego uwagę i została zaszczycona audiencją, której omal nie przypłaciła życiem. Z trudem udało jej się tego uniknąć. Z drugiej strony, gospodarz po prostu dał jej szansę. Ciekawe, czym myśmy na to zasłużyli…?
– Idziemy – powiedziałam, wyprzedzając pozostałych. Jak znam gospodarza, będzie chciał od razu zlikwidować wszystkich nieistotnych świadków. – I cicho być. Ja będę mówiła.
Ruszyliśmy głównymi schodami do góry. Wszystko dookoła było zapuszczone, jakby ostatni raz sprzątano tu wieki temu. Poszperawszy w pamięci poprzedniczki, stwierdziłam, że gospodarz najchętniej przyjmuje gości w bibliotece.
Odnalazłam właściwe drzwi, wzięłam głęboki wdech, upewniłam się, że pozostali idą za mną, i weszłam.
Na kominku trzeszczał ogień. Nigdzie ani drobinki kurzu. Wysokie regały zastawione książkami nasuwały myśl o gabinecie uczonego.
Siedział w głębokim fotelu, założywszy nogę na nogę, całkowicie pogrążony w lekturze jakiejś książki.
Na nasze przybycie gospodarz nie zwrócił najmniejszej uwagi.
A mnie krzyk zamarł na ustach.
Rude, niemal czerwone włosy.
Lśniące złote oczy.
Uśmiech, od którego serce skręca sie z bólu.
– Lissi… – wykrztusiłam. – Lissi…
Pożogar oprzytomniał pierwszy. Pociągnął mnie za nogawkę, a kiedy to nie odniosło skutku, wpił mi się zębami w nogę, raniąc do krwi. Zawyłam, ale sztuczka działała dalej.
Lissi nie żyje.
Czułam, jak ogarnia mnie złość. Zapomniałam, że obiecałam sobie być uprzejmą i przestrzegać etykiety. Wiedział, co robi, przybierając taką maskę.
– Pozwolę sobie zauważyć, że to nieładnie nie zwracać uwagi na gości.
Odłożył książkę na niski stolik i uśmiechnął się, leciutko pochylając głowę.
– Witam was, Księżniczko. To dla mnie zaszczyt przyjmować w mych skromnych progach wnuczkę Płomiennej Walkirii.
– Czemu zawdzięczamy wasze… zaproszenie?
– Zaintrygował mnie fakt, że moi słudzy nie dali rady pewnej Księżniczce, i postanowiłem sprawdzić, czy trafnie się domyślam. Odrodzona Walkiria, czyżby…
Kes chciał coś powiedzieć, ale Elmir w ostatniej chwili zatkał mu usta. Gospodarz usłyszał tylko niewyraźny bełkot. Uśmiechnął się, jakby zobaczył coś niezwykle zabawnego. Poczułam, że od tego uśmiechu ciarki mi przeszły po skórze. Miał nienaturalną mimikę, bawił się uczuciami jak słowami, a w rzeczywistości tylko udawał.
– Czy nie mógłbyś zmienić postaci, Zmiennokształtny? Trudno mi rozmawiać z… iluzją mojego ojca.
Skinął głową na znak zgody. Ten miraż już odegrał swoją rolę. W chwilę później przed nami siedział jeden z dawnych Książąt, rudowłosy, chudy mężczyzna.
– A więc, drogie dziecko, niezawodnie już się orientujesz, że stoisz na przeszkodzie moim planom. Przez wzgląd na pamięć Płomiennej Walkirii pozwolę ci odejść, jeśli obiecasz nie plątać mi się więcej pod nogami.
– Przez wzgląd na pamięć? – powtórzyłam, gestem uspokajając Pożogara. – O nie, Zmiennokształtny. Podaj mi prawdziwy powód, to się zastanowię.