– A może byś sam zatańczył? Umiesz tylko krytykować? – rozzłościła się w końcu wojowniczka.
– Nie. – Elf pokręcił głową. – Postrzelać, to owszem, chętnie… Ale na przykład Rey… ona ma szczególne stosunki z ogniem. Jak ładnie poprosisz, to może zgodzi się pokazać parę sztuk.
– Parę sztuk czego? – z całej rozmowy uchwyciłam tylko ostatnie zdanie.
– Pamiętasz, jak brat był smutny, to zawsze robiłaś małą burzę ognistą w rozarium…
Zabić elfa!
– Naprawdę potrafisz? – Oczy Anni prawie wypadły z orbit. – Jesteś… wiedźmą?
– Co to za porządki?! – zirytowałam się. – Jak mężczyzna włada mocą, to jest magiem, a jak kobieta, to od razu wiedźma?
Wstałam, otrzepując ze spodni trawki i ziemię, i ruszyłam do Danko. Pomysł, żeby się pobawić płomieniem, był niezły, to mogło mi poprawić samopoczucie, bo inaczej całkiem się rozkleję.
Opanowanie już rozpalonego płomienia wymagało ode mnie niewiele mocy i nie zależało od pory roku. To była zdolność z gatunku tych, które łatwo przychodziły wszystkim Książętom mającym jakikolwiek związek z żywiołem ognia.
Danko przywołał gitarzystę i szepnął mu coś do ucha. Tamten kiwnął głową i zaczął powoli przebierać palcami po strunach. Weszłam do wnętrza kwadratu wyznaczonego przez cztery ogromne ogniska. Tancerze rozbiegli się na wszystkie strony, bez trudu zorientowawszy się, że w tym tańcu nie ma dla nich miejsca.
Spod zręcznych śniadych palców sypała się lawina dźwięków. Danko prezentował w uśmiechu białe zęby. Płomień trzaskał. A ja próbowałam zrozumieć, co teraz chcę zatańczyć i dlaczego. Taniec ognia – to taniec mojej duszy, a przecież tylko ludzie mają to nieśmiertelne coś, co nazywają duszą. Dusza feyrów – to ich moc. Co teraz czuję? Co chcę pokazać tym śmiertelnikom? Co oni z tego zrozumieją?
Potrząsnęłam dłońmi, jakby otrząsając z nich niewidzialne kropelki wody. Zamiast nich z palców skapywały złote iskry. Zakręciłam się po wydeptanym przez Cyganów placyku, to zbliżając się do migocących ognisk, to znów od nich odskakując. Powoli, jak rozpalający się ogień, który jeszcze nie oswoił się ze swym istnieniem. Muzyka z każdym moim ruchem grała coraz szybciej, pozwoliłam się nieść smutnym akordom. Szybciej! Jeszcze szybciej! Tempo przekroczyło niewidzialną granicę. Szybkim skokiem dopadłam do jednego z ognisk i włożyłam ręce w ogień. Ktoś pisnął, zapewne Anni, bo pozostali przyzwyczaili się do moich dziwnych zachowań, a Cyganie widzieli o wiele więcej od zwykłych ludzi i żaden kamuflaż nie ukryłby przed nimi tego, kim jestem naprawdę. Na moich nadgarstkach pojawiły się ogniste bransolety. Zastygłam pośrodku placyku, wyprężona jak struna, z rękami wzniesionymi ku nocnemu niebu. W tej samej chwili cały ogień, jaki tylko był w obozie, wzbił się w powietrze i strumieniami popłynął do moich dłoni. Muzyka już nie płynęła, lecz grzmiała wśród nocy, wyła i jęczała, a ja stałam pod wodospadem ognia, który odgradzał mnie od całego świata.
Cisza.
A ty się nic nie zmieniłaś, idąca drogą chwały…
Ogniste skrzydła za mymi plecami, a dookoła ciemność. Nie ma ludzi, nie ma muzyki, nie ma obozu, jest tylko noc i płomień. Noc, płomień i ruch, w którym każda chwila może być ostatnia.
Taniec na granicy.
Nie, taniec poza Granicą.
Nagle w okrążającej mnie ognistej materii pojawiła się nowa nić, niewłaściwa nić, obca. Ledwo zdążyłam wyjść z transu. W samą porę, by ujrzeć pędzącego na mnie ogromnego czarnego wilka z obnażonymi kłami. W nierozumnych zwierzęcych oczach nie było cienia wahania.
Zawyłam i zrobiłam jedyne, co w tej sytuacji można było zrobić – zaatakowałam skrzydłami. Zwierzołak odskoczył w stronę jednego z wygasłych ognisk, ale zaraz zerwał się z powrotem. Niech mnie Chaos porwie, toż na nich magia nie działa, a płomień w moich skrzydłach jest w połowie z magii!
– Kes!
Wzbiłam się w powietrze, za późno przypomniawszy sobie, że nikt poza Kesem i Anni nie ma stalowej broni, a srebrem nikogo ze starszych nie uda się nawet drasnąć – podobnie zresztą jak nas. A tośmy wpadli! Cyganie rozbiegli się, nawet Danko gdzieś znikł, zostaliśmy tylko my i dziewczyna, której śmierci jej dziadek nie puści nam płazem. Ściśle biorąc, jeżeli dziewczyna zostanie choćby draśnięta – już nie żyjemy.
Mag nie darmo skończył Akademię, gdzie wszak przygotowywano ich przede wszystkim właśnie do polowania na starszych. Zamiast stosować bezużyteczne w tej sytuacji zaklęcia, rzucił się na wilka z mieczami. Tamten lekko się uchylił i rzucił na najbardziej bezbronnego – na Kito.
Chciałam złapać osłupiałego chłopca, ale ktoś mnie uprzedził. Anni i nasz mały książę poturlali się po ziemi. Zwierzołak potrząsnął głową, nic nie rozumiejąc. Ja też.
Anni odleciała w bok, a ciało chłopca eksplodowało szmaragdowym płomieniem. Elmir zarechotał, gdy ze snopu iskier wyłonił się jednorożec i powiedział wyraźnie po rusińsku:
– Przecież prosiłem, żebyś mnie nie dotykała.
– Kito, jak ci się udało poderwać kolejną dziewicę? Zdradźże nam tę tajemnicę, na co one tak lecą? – odezwał się Elmir. Wbiegł po żerdzi i jakimś cudem utrzymał się na jej szczycie. Kito ryknął coś gniewnie na temat nazbyt rozmownych elfów. Ryknął właśnie, w życiu bym nie pomyślała, że konie są w stanie wydawać takie odgłosy. Zaraz, zaraz, a gdzie Pożogar? A, prawda, przyprowadził tu tych powsinogów i od razu wrócił do zamku, żeby mieć na oku starego mistrza.
– Anni!
Kes odepchnął dziewczynę na bok i zdołał drasnąć zwierzołaka klingą. Więcej nie zdążył zrobić.
– Co ty wyprawiasz?! – rozległ się głos Akira, który obserwował czujnie całe zajście, ale na razie nie brał w nim udziału. – Kto się tak bierze do zwierzołaka? Dobrze, że nie próbowałeś magią!
Tym razem bestia skoczyła znowu w stronę Anni, ale na drodze stanął mu nasz zmiennokształtny.
– Akir! Uciekaj! – Anni dobyła miecza, o którym wśród ogólnego zamieszania chyba całkiem zapomniała, i próbowała wstać, ale zatrzymała się w pół ruchu i znów padła na ziemię.
– Koo… Kotołak?
– A, faktycznie – uśmiechnęłam się, patrząc na pięć krwawych pręg wykwitłych na czarnej mordzie wilka. – Akir, nie mogłeś tak od razu? Myśmy się już byli gotowi modlić do wszystkich bogów naraz!
Mężczyzna uśmiechnął się drapieżnie. Dobrze, że Anni była za jego plecami i nie widziała jego twarzy. Natomiast doskonale widziała, jak ludzka ręka lecąca naprzeciwko zwierzołaka transformowała w łapę pokrytą białą sierścią. Akir przysunął kończynę do oczu, obrócił, parę razy wciągnął i wypuścił pazury i mruknął z zadowoleniem. Wilk nie ponowił ataku. Przypadł niepewnie do ziemi, jeszcze nie całkiem rozumiejąc, co się dzieje. W tej chwili zresztą instynkt zdecydowanie górował w nim nad rozumem. Wróg! Rozszarpać go! Pożreć!
– Załoga, patrzeć i uczyć się! – w głosie Akira brzmiały sycząco-mruczące nuty. Odbił się od ziemi, przeobrażając się już w locie. Strzępy jego odzieży poleciały na boki. Dwa drapieżniki z rykiem rzuciły się na siebie. Czarno-biały kłąb potoczył się po ziemi, zmiatając wszystko, co napotkał.
Podbiegłam do Elmira.
– Na kogo stawiasz? – spytałam, wskazując głową tygrysa walczącego z wilkiem. Elf przez chwilę się zastanawiał.