– Na naszego koteczka – uśmiechnął się.
– Kes, a ty?! – krzyknęłam do maga siedzącego przy dziewczynie i z melancholijnym wyrazem twarzy ocierającego broń kawałkiem płótna oderwanym od namiotu.
– Zwierze… – powtarzała obsesyjnie Anni. – Zwie…
– Bo to jeden? – przytaknęłam. – A co myślałaś, jakieś wady trzeba mieć, nawet jak się jest księciem z bajki! Nie łam się, mogło być gorzej, mogłaś się na przykład zakochać w Kito…
Jednorożec, który położył się obok upatrzonego przez Kesa słupa, zawarczał coś, co brzmiało jak „Jeszcze i to…”.
Tymczasem Akir przygniótł przeciwnika do ziemi i wpił mu się w gardło. W minutę później było po wszystkim.
Kotołak oblizał się z zadowoleniem, usiadł tuż przy zakrwawionym ciele wilka i zaczął starannie wylizywać sobie sierść, jak domowy kot po jedzeniu. Elmir zeskoczył ze swojego miejsca i podszedł do dziewczyny, o której chwilowo zapomnieliśmy.
– Taaak – powiedział, chwytając ją za podbródek i zmuszając do spojrzenia na niego. – Zdaje się, że mamy problem. Jak tu wytłumaczyć dziadkowi, że wnuczka widziała jednorożca, Pannę Ognistą ze skrzydłami i dwóch zwierzołaków na dodatek?
– Zwierzo…
– Tak, wiem, wiem, zwierzołak. – Zirytowany elf machnął ręką. – Tak, Akir jest zwierzołakiem! – Odwrócił się i spojrzał na mnie wyczekująco. – No, to co dalej, skarbnico genialnych pomysłów?
– Jak to… Akir jest zwierzołakiem? – Oczy dziewczyny niemal wychodziły z orbit.
Bogowie! Zlitujcie się nad niegodną służebnicą waszą! Za co mnie to wszystko spotyka?
Akir wreszcie przestał kombinować i uznał za stosowne wrócić do ludzkiej postaci. Elmir rzucił mu pożyczoną od Cyganów koszulę i szerokie spodnie.
I co? Do kogo to ciacho poleciało w pierwszym rzędzie? No? Zgadliście. Gdzie tam zainteresować się, jak się ma Księżniczka, którą miał obowiązek chronić! Natychmiast zaczął obmacywać, obwąchiwać i jednocześnie uspokajać Anni. Ta zaś, powtarzając tradycyjne już „zwierzołak”, ściskała go kurczowo. Co ta miłość robi z ludzi!
– Hej, Księżniczko, a ty czasem o czymś nie zapomniałaś? – krzyknął paskudnym głosem mag.
Przeleciałam pamięcią po wszystkim, co planowałam na ten wieczór, i potrząsnęłam przecząco głową. Kes uśmiechnął się, wstał i podszedł bliżej.
– Na pewno?
– Och…!
W palcach obracał ogniste pióro wyrwane ze skrzydła.
– Ciekawe, nie parzy – zauważył i zgniótł je w dłoni. Kiedy rozprostował palce, na ziemię posypały się rubinowe iskry.
Zgrzytnęłam zębami, ale ku jego rozczarowaniu nie podjęłam tematu. Nie ma sensu, dosyć awantur na jeden wieczór. Skoncentrowałam się, pozbyłam niepotrzebnych już skrzydeł, wypuściłam ogień na wolność. Pobiegł wolno przez zniszczony obóz i wrócił tam, skąd go wezwałam. Znowu zapłonęły ogniska, zaświeciły pochodnie. Zrobiło się jaśniej. Zresztą i tak już zaczynał się świt. Od początku czułam, że tej nocy się nie wyśpię.
– Trzeba iść – odezwał się Kito. – Jak dobrze pójdzie, stary śpi, a zanim wnuczka go obudzi i wszystko mu wypaple, zdążymy się zmyć i oddalić na bezpieczną odległość.
– A skąd pomysł, że ja nie mam nic do roboty, tylko mówić dziadkowi, że Akir jest zwierzołakiem, a Kito jednorożcem? – ocknęła się Anni. – Co wy, naprawdę macie mnie za taką kretynkę?
Spojrzeliśmy po sobie. Szczera odpowiedź brzmiałaby „tak”, ale oczywiście nikt tego głośno nie powie. Ludzie w ogóle są bardzo mądrzy, dopóki nie zetkną się z kimś, kto do nich nie jest podobny.
– Nic dziadkowi nie powiem, jeżeli…
Elf zesztywniał.
– Jeżeli co?
– Jeżeli weźmiecie mnie ze sobą!
Otworzyłam usta, żeby jej powiedzieć, że ten żart nie był śmieszny, ale zaraz je zamknęłam, nie widząc na twarzy dziewczyny ni cienia uśmiechu.
– Aniczka, ale po co masz iść z nami? – zaczął perswadować kotołak, łagodnie, jakby rozmawiał z małym dzieckiem. – Ty powinnaś zostać w twierdzy, brat może cię znowu najechać, no i przecież nie zostawisz dziadka samego? A my idziemy w bardzo niebezpieczne miejsce…
To naprawdę on? O tym niebezpieczeństwie?
Anni oburzyła się i zaczęła dowodzić, że ona, nieustraszona wojowniczka i nieodrodna córka swojego ojca, nie może nie iść z nami. Tym bardziej, jeśli to jest niebezpieczne. Straci cześć i honor, a dusze przodków przeklną ją na wieki, jeśli zostawi własnemu losowi tych, którzy dwa razy uratowali jej życie!
Zamyśliłam się. Po pierwsze, na korzyść dziewczyny przemawiało to, że się nas nie bała. Po drugie, zawsze to jedna szabla więcej. Po trzecie, jest wnuczką mistrza magii, w związku z czym jej obecność w Akademii nie spowoduje zdziwienia – powie, że dziadek ją przysłał ze sprawą do załatwienia. Po informacje i informatora Kes będzie musiał iść sam, nikt z nas nie może wetknąć nosa za bramę Akademii i pozostać niewykrytym. Jeśli Łowiec tam jest, będzie trzeba przebijać się siłą albo szukać tajnych przejść, ale nie ma sensu ryzykować bez wyraźnej potrzeby.
Kiedy tak rozważałam wszystkie za i przeciw, reszta towarzystwa prowadziła burzliwą kampanię na rzecz zniechęcenia nieustraszonej wojowniczki. Elmir, gestykulując energicznie, malowniczo opisywał, jakie to z nas krwiożercze monstra i że takie dziewczynki to my jadamy na śniadanie, obiad i kolację. Anni kręciła głową, coraz mocniej tuląc się do kotołaka, który zmieszany głaskał ją po włosach, ale nie poddawała się.
– …nienawidzi ludzi! Jej ulubioną rozrywką są tortury! – tym patetycznym zdaniem Elmir zakończył wystąpienie.
– Kto? – ocknęłam się i stwierdziłam, że wszystkie oczy są wlepione we mnie. – Kto? Co? Czym ich niby torturuję?
– Kłamiesz, nie ma czarnych elfów, a feyry nie umieją mówić! Pójdę z wami! Pójdę! Pójdę! – nastroszyła się Anni, podobna teraz do przerośniętego bobra z zaciśniętymi szczękami.
– Pójdziesz, pójdziesz, kto mówi, że nie? Jeśli tylko sama się nie rozmyślisz. Jeszcze jeden człowiek w ekipie się przyda, zwłaszcza otrzaskany z bronią. Tylko weź pod uwagę, że są pewne zasady, Akir ci po drodze wytłumaczy.
Moi towarzysze patrzyli na mnie rozszerzonymi oczami. Kes nachmurzył się i pokręcił głową.
– Chodź na bok! – rzucił i ruszył w stronę jednego z przewróconych wozów. Wzruszyłam ramionami i poszłam za nim.
– Zwariowałaś? – wypalił, gdy tylko uznał, że jesteśmy dostatecznie daleko od pozostałych. – Ty chyba naprawdę bardzo nie lubisz ludzi! To jest dzieciak, a ty ją chcesz zabrać tam, skąd nawet my możemy nie wrócić! Ona się pcha na pewną śmierć!
– To jest wojowniczka! – odpaliłam, zirytowana tym, że zarozumiały mag ochrzanią mnie jak jakąś smarkulę. – Zaufaj mi, ja i tak wiem, co z nią będzie. Zginie w walce, taki los niepokornych dusz. Jej życie dzieli się na walkę i przerwy w walce. Poza tym jej pomoc może być niezbędna i w drodze, i na miejscu w Akademii. Tak, jak jest, przeszkadzasz mi chronić nas wszystkich. Jeśli nas zaatakują, nie dam rady powtórzyć tej sztuczki, będę walczyć razem z innymi, nie magią, tylko pazurami i srebrem!
– Iw związku z tym uważasz, że masz prawo ją narażać?
Zamknęłam oczy i odwróciłam się. Przez twarz przemknął mi uśmiech.
– Kes, fizycznie ona jest nawet wedle ludzkiej miary starsza ode mnie, pamiętaj, że w tej chwili moje ciało ma wszystkiego dwadzieścia lat. – Potrząsnęłam głową, odganiając niepożądane wspomnienia. – A wedle miary feyrów to w ogóle jestem kompletne dziecko. I czy ja coś mówię na to, że jesteś gotów mnie zabić i będziesz się starał to zrobić?
Właśnie wtedy dotarło do mnie, że oboje mówimy różnymi językami. Nie, nie dopiero wtedy. Świadomie przemilczałam jeszcze jeden problem w naszych kontaktach. Najpierw byłam nierozumnym potworem, potem potworem rozumnym, by w końcu stać się dla niego człowiekiem owładniętym żądzą mordu. Kes tak bardzo chciał uważać mnie za człowieka, że czasem zapominał, że nim nie jestem.