Jednakowoż to nie Prządki były najgorsze ze wszystkiego, co na nas czyhało w cieniu ciasno splecionych koron drzew. O wiele gorsze było to, że właśnie stąd wyruszały oddziały niższych. Jeśli będziemy mieli pecha i Książęta otworzą Wrota wtedy, kiedy będziemy obok… To oczywiście mało prawdopodobne, inaczej nie poszlibyśmy na takie ryzyko.
W samo południe przekroczyliśmy granicę lasu. Kes był spięty – wyraźnie czuł się nieswojo, jakby wyczuwał przez skórę niebezpieczeństwo.
Elmir zesztywniał – on także nie przepadał za takimi ciemnymi lasami. Dzieci jesiennego słońca i ognia nie znosiły ciasnoty i ciemności.
– Rey, jesteś pewna? Może jednak warto zawrócić? Mamy trochę czasu, nie możemy sobie odpuścić tego tygodnia?
– Nie możemy. Nie wiadomo, kiedy Chaos przełamie Granicę. Jeśli do tego czasu nie znajdziemy dziadka i nie przywrócimy wszystkiego do właściwego stanu…
– …to co? – Kes jako jedyny z całego towarzystwa miał małe pojęcie o tym, czym grozi osłabienie Granicy. Co prawda Anni też nie była wprowadzona we wszystkie subtelności problemu, ale żyła na pograniczu i często bywała na Północnych Ziemiach. Nieraz zetknęła się z koszmarami i zdawała sobie sprawę, do czego doprowadzi pojawienie się masy takich stworów. Do zlikwidowania jednego potwora potrzeba było pięćdziesięcioosobowego oddziału.
– Mam tylko przypuszczenia, niczym niepoparte. Pożogar powiedział, że Granica nie mogła osłabnąć sama z siebie, na to ten świat jest za młody; wniosek: ktoś lub coś ją osłabiło. W tej chwili praktycznie nie da się ustalić przyczyn, zresztą to nieważne, w każdym razie wszyscy powinniście wiedzieć i rozumieć, co się dzieje. W razie przerwania Granicy ludzie staną oko w oko z czymś o wiele silniejszym nawet od nas, feyrów. Rozumiesz, nie da się stworzyć dwóch Granic, dlatego czekamy, aż upadnie pierwsza. Świat ginie, ale Książęta stwarzają nowy świat i nową Granicę, za którą wyrzucamy Chaos i jego stwory. Taki jest porządek rzeczy, tak było i tak musi być. Śmierć dla życia. Unicestwienie dla odrodzenia.
– Ile mamy czasu? – spytał Akir, w zamyśleniu zagryzł wargę, patrząc gdzieś poza Anni. – Zdążymy?
– Nie mam bladego pojęcia! Granica może paść w każdej chwili. Dlatego tak nam się spieszy. Dwa czy trzy dni straty nie robią oczywiście dużej różnicy, ale tydzień to już jest ryzyko. Większe niż przejście przez Mroczny Las. A, właśnie. Akir, przemień się. Las jest tak przesiąknięty zapachem feyrów, że ja ich pojedynczo nie wyczuję. Idź przodem, tylko uważaj…
– Tak jest. – Skinął głową, zeskoczył z jednorożca i zaczął się rozbierać. Nie czekaliśmy na niego, więc dogonił nas dopiero w pięć minut później.
Parliśmy naprzód tak długo, aż nawet niestrudzonemu Pożogarowi oczy zaczęły się kleić. Za kilka godzin wyjechalibyśmy z lasu, ale już nie mieliśmy siły. Przyjrzawszy się krytycznie swoim ziewającym towarzyszom, zarządziłam postój. Mieliśmy nadzieję, że skoro tubylcy nas nie ruszyli dotychczas, to i we śnie dadzą nam spokój. Znalazłszy niewielką polankę ze źródłem opodal, rozsiodłaliśmy konie i jednorożca, żeby się paśli w spokoju, sami zaś rozpaliliśmy niewielkie ognisko i ułożyli się do snu.
– Ktoś jest w stanie poświęcić się i zrobić coś do żarcia, żeby rano nie tracić czasu? – spytała Anni słabym głosem.
Rozejrzałam się w poszukiwaniu ochotników, ale żadnego nie zauważyłam. Kes, któremu ustanawianie bariery ochronnej odebrało resztki sił, już chrapał, a reszta z trudem utrzymywała się w półśnie. Kito, który położył się koło nas, zabawnie cmokał i wierzgał zadnią nogą. Ciekawe, co mu się śni?
– Dobra, dobra. I tak ktoś musi wartować.
Z głuchym stęknięciem wstałam i poczłapałam w stronę ogniska. Anni skinęła głową z wdzięcznością i odpłynęła. Zaraz, zaraz, a kogo ja właściwie mam obudzić, żeby mnie zmienił? Kogo w ogóle zdołam obudzić? Bo Kesa na pewno nie – taki niedospany może mnie potraktować mieczem, żeby sobie poprawić humor i samopoczucie. A to mi prawdziwe żywioły wroga przysłały!
Pogrzebałam w ognisku. Płomień buchnął z nową siłą. Umieściwszy nad ogniem kociołek z przyniesioną ze źródła wodą, wsypałam tam wszystko, co znalazłam w najbliższej sakwie, i dorzuciłam kawał mięsa, które dostaliśmy na drogę. Gotować nigdy nie umiałam i wychodziłam z założenia, że w żołądku i tak się wszystko miesza, ale sądząc z zapachu, wychodziło coś jadalnego.
Oceniwszy, że mięso już się nadaje do jedzenia, posłużyłam się mocą i zgasiłam ogień. Kes drgnął przez sen. Podkradłam się do Kito i ulokowałam się przy nim, oparta plecami o jego bok. Przestawiwszy wzrok, zaczęłam analizować ustalone fakty, które nie miały najmniejszego zamiaru ułożyć się w sensowną całość. Gdy tylko miałam wrażenie, że już wszystko jasne, gdzieś zza winkla wypełzały nowe szczegóły i wspomnienia z przeszłości, które nijak nie pasowały do tego, co już sobie poukładałam.
Sama nie zauważyłam, jak mnie sen zmorzył. Po prostu na moment zamknęłam oczy, a w chwilę później usłyszałam przerażony krzyk Anni. Wstawał świt.
– Co? – poderwałam się, potykając się o Kito. – Co? Gdzie się pali?
– Elmir! – odpowiedziała dziewczyna, wskazując puste posłanie. – Nie ma go!
Westchnęłam ciężko. Ten las najwidoczniej na wszystkich działał nie najlepiej. Po tygodniu pobytu w tym miejscu, balibyśmy się nawet własnego cienia.
– Anni, a nie przyszło ci do głowy, że mógł pójść w krzaki za potrzebą? Albo na zwiad po okolicy?
– Ona ma rację – odezwał się Akir, który obudził się równocześnie ze mną, a teraz macał ręką posłanie. – Zimne. Poszedł dawno, ze dwie godziny temu.
Nachmurzyłam się. Jak ja to mogłam przegapić? Owszem, elfy chodzą bezszelestnie, ale przecież nie do tego stopnia! Zresztą, ja to ja, ale dlaczego Kes się nie obudził?
Najwyraźniej nie tylko moje myśli pobiegły tym torem.
– Keeeees! – w głosie Akira słychać było nutę groźby. – Mówiłeś, że jak ktoś przejdzie przez krąg, to poczujesz!
Zmieszany mag przetarł oczy, wstał i skierował się do wykreślonej przez siebie linii. W zamyśleniu przejechał po niej palcem, po czym nagle wyprostował się i spojrzał na nas nierozumiejącym wzrokiem.
– Ktoś zniósł zaklęcie. Ale… to niemożliwe! To by musiał być mistrz silniejszy ode mnie, a jego przybycia bym nie przespał, takich cudów nie ma!
– A niech to! – załamałam się. – Jak mogłam zapomnieć! Pożogar, dlaczego nic nie mówiłeś? To były Prządki, one widzą zaklęcia i rozplątują je na poczekaniu!
Po dłuższym milczeniu rozległ się nieśmiały głos Anni:
– To co robimy?
– Jak to co?! – ryknęłam. – Szukamy Elmira!
– Może lepiej iść dalej? – odezwał się Kes, w zamyśleniu skubiąc podbródek. W minutę później gorzko żałował, że wyrwał się z taką propozycją. Wszyscy wydarli się na niego, nawet zawsze spokojny Kito wygłosił z tej okazji przemówienie, po którym uszy Kesa zaczęły stopniowo czerwienieć.
– Nie zostawiamy swoich w biedzie. Ma prawo liczyć na naszą pomoc. Jeżeli nie podzielasz tego zdania, pradawnym obyczajem udowodnij swoją rację z bronią w ręku. Rzucisz wyzwanie któremuś z nas, czy po prostu idziemy?
Mag milczał. Widocznie sam zrozumiał, że palnął coś niesamowicie głupiego. Nawet wśród ludzi porzucenie towarzysza było uważane za zdradę, a już wśród starszych było karane nie tak po prostu śmiercią, lecz długimi i wymyślnymi torturami.