Выбрать главу

– Zniszczyłaś cały świat. Czy jeszcze ci mało?

– Mało. Nie spocznę, dopóki istnieje ktoś, kogo kochasz. Dopóki w ogóle jesteś w stanie kochać.

– Oszalałaś!

– Wiem. Masz mi jeszcze coś do powiedzenia? Bo jeśli nie, to idź już. Wracaj do swoich snów, nie przeszkadzaj mi cieszyć się zwycięstwem. Idź już, a ja będę sobie wyobrażać przyszłość. I robić wszystko, żeby ją przybliżyć.

– Przecież mnie kochałaś! Rey-line była… Byliśmy…

– My? A byliśmy, byliśmy. Dopóki nie uznałeś, że za bardzo się zbliżyłam do śmiertelnych, dopóki nie postanowiłeś mnie uchronić przed pomyłką! Wynoś się, Łowcu! Wynoś się, Książę przeklęty!

Machnęła ręką, wyrzucając zjawę ze snu, niszcząc nawet pamięć o jej obecności. Po popielatym policzku spłynęła łza.

– Odejdź, wrogu – szepnęła. – Błagasz o litość, a sam nie znasz litości… Mój… Książę…

– Mój… – powtórzyło echo.

– Mój… – zaszemrały wody jeziora bezczasu.

* * *

Wyjechaliśmy z Mrocznego Lasu dopiero pod wieczór. Przeszkody pojawiały się na każdym kroku. Najpierw koń Kesa zwichnął nogę i Kito czarował przy niej prawie godzinę. Potem Akir poszedł na zwiady i wrócił z drzazgą w łapie. Wyciągaliśmy ją przy lamentach i płaczu poszkodowanego. Kotołak, który zwykle tak dobrze znosił rany szarpane, siąkał mokrym nosem i wyrywał się z krzepkich rąk elfa. W efekcie łapa mu spuchła i musiał jechać dalej w ludzkiej postaci, co chwila narzekając na swój ciężki los.

Mało słyszałam z rozmów towarzyszy. Dzwony w mej głowie biły coraz głośniej, jakby ambicją niewidzialnego dzwonnika było ogłuszyć mnie na zawsze. Dobre miałam przeczucie, że nie wzięłam tego płaszcza – chłodny wiatr wiejący prosto w twarz choć trochę tłumił ból.

Nagle Kesowi przypomniało się, że na jego czole w dalszym ciągu lśni znak związku. Początkowo był niewidoczny, ale teraz się ujawnił. Niewiele myśląc, przejechał dłonią po twarzy, niszcząc ślad.

Bum.

Zapłakałam. Trzeba było poprosić, żeby się zatrzymał, ale z gardła wydobył mi się tylko jęk. Anni, która jechała obok mnie, krzyknęła z przerażenia, czym zwróciła uwagę pozostałych, ale było już za późno. Ostatnie, co pamiętam, to widmowe magiczne ręce wyciągające mnie spod kopyt.

Huk.

Pustka.

* * *

Siedzieliśmy w głębokich fotelach, pociągając z wysokich pucharów słodkie wino rubinowej barwy. Wiedziałam, że to nie jest po prostu sen, przecież Wielolicy nigdy nie widział granicy między rzeczywistością a wyimaginowanym światem iluzji.

– Cieszysz się, Walkirio?

– Z czego?

Instynktownie czułam, że tu i teraz Wielolicy nie stanowi dla mnie zagrożenia. Ostatecznie nawet siły wyższe czasem czują się samotne i chcą usłyszeć jakiś głos poza swoim własnym.

– Dowiedziałaś się, że znajdziesz Łowca i w konsekwencji powstrzymasz wojnę. Cały czas o tym marzyłaś, prawda? Czy może o czymś nie wiem? Przepraszam, trudno mi trochę połapać się w waszych kombinacjach, ostatecznie jestem… nieumarły.

– Wszystko może się zdarzyć. Dajmy na to, Granica padnie… – Spojrzałam badawczo w czarne jamy, które ta dziwna istota miała zamiast oczu. – Może byś mi tak po starej znajomości powiedział, na kiedy planujecie atak?

Szybkim ruchem dopełnił puchary.

– W sumie, dlaczego nie? – uśmiechnął się. – Jak się pospieszysz, to zdążysz. A w ogóle to ja nie zaprosiłem cię ot tak, lecz chcę ci zaproponować układ.

– Układ, powiadasz? Ty? Ty, który lekceważysz wszelkie zasady?

– No dobrze, nie układ, tylko koleżeńską umowę, po starej znajomości. Twoja poprzedniczka, ech, niezła była, silna… Silna i niegłupia. Ciekawie się z nią gadało. Miała na wszystko swój osobisty pogląd.

– Dobra, dobra, potem się nią pozachwycasz! Powiedz lepiej, co to ma być za umowa? Ja wiem, że jestem twoim gościem, ale ktoś na mnie czeka. Jak mnie za długo nie będzie, to Kes się dogada z moimi tak zwanymi ochroniarzami, by mnie dobili, żebym się nie męczyła. To do niego podobne.

Wielolicy wstał i podszedł do okna narysowanego na ścianie. To był żywy obraz. Nawet po tej stronie słychać było szum jesiennego lasu.

– Propozycja jest taka, żebyśmy walczyli uczciwie. Sęk w tym, że Granica jest już tak rozmiękczona, że ja jestem w stanie przerwać ją w każdej chwili. Ale ja nie zaczynam. To by było za proste. Dopóki feyry nie mają rozumu, jestem w stanie zetrzeć cały Ład z nieskończoności i nawet bym się nie zadyszał.

– To dlaczego…

– …tego nie robię? Ech, dziecko… Tak było pisane. Ta wojna ciągnie się od początku czasów. Póki jest Chaos, póty będzie istniał Ład. Póki ja nie-żyję, wy żyjecie. Z tym, że gdybym zaatakował teraz, wszystko się skończy. Zniknie sens mojego istnienia. Gdybym nie wytworzył w sobie rozumu, tobym o tym nawet nie pomyślał, ale w tej chwili nie chodzi mi o zwycięstwo, po prostu chcę, żeby wszystko wróciło na swoje miejsce i szło swoim torem.

– Umowa! – przypomniałam. – Miałeś mi zaproponować umowę.

– A tak, przepraszam, rozgadałem się. Tak więc proponuję ci taki jakby pojedynek. Ze wszystkich Książąt tylko ty zachowałaś moc, cała reszta nie ma nawet połowy swoich dawnych możliwości, dźwięk Rogu ich zablokował. I właśnie dlatego wybieram ciebie. Przyjdę w dzień twojej mocy. Do tego czasu zbieraj armię, próbuj odzyskać Róg, przywróć feyrom rozum… Jeśli dasz radę, wszystko będzie po staremu. Tak, jak powinno być.

Zamyśliłam się, ze wszystkich sił próbując ukryć zdumienie. Żeby Chaos proponował uczciwą walkę – tego jeszcze nie było. Nigdy nie dawał szans słabszym. Jaki haczyk tkwił w tej propozycji? Czego chciał w zamian?

Zapytałam go o to, w duchu spodziewając się wybuchu furii.

– Czego chcę? Dobre pytanie… W sumie najbardziej to chcę, żeby wszystko wróciło na swoje miejsce. Ja będę atakował, a feyry będą broniły. To mnie uchroni od nudy. Przekonałem się, że nie jest to przyjemne uczucie. Z tym, że ja jeszcze nie powiedziałem, co będzie, jak nie zdążysz. Jak przegrasz.

– A jeśli tak?

– Zgodzisz się odejść ze mną, zostać moją nałożnicą, dzielić ze mną wieczność, przyjąć moje nie-życie. Nie dasz mi się nudzić.

Parsknęłam śmiechem. Poczucie humoru Wielolicego poraziło mnie.

I nagle zrozumiałam, że on mówi poważnie.

– Twój wybór, Walkirio. Jeśli ci to nie odpowiada, moje wojska zaraz przekroczą Granicę. Wiesz, że nie ma kto ich zatrzymać. Decyzja należy do ciebie.

* * *

Otworzyłam oczy, zdziwiona, że ból ustąpił.

– Jak się czujesz? – Anni rzuciła się do mnie. – Rey, wszystko w porządku?

Z zaskoczeniem stwierdziłam, że leżę w miękkim łóżku, z mokrym kompresem na czole. Zrzuciwszy niepotrzebną już szmatę, usiadłam. Pokój chwiał się na boki, ale czułam się całkiem nieźle. W porównaniu z poprzednim stanem, to wręcz znakomicie.

– Gdzie jesteśmy? – spytałam szeptem i w tej samej chwili poczułam, że potwornie chce mi się pić. W ustach miałam tak sucho, że język niemal szeleścił mi o podniebienie.

Złapałam ze stolika kubek, kilkoma łykami wypiłam połowę zawartości, czknęłam z zadowoleniem.

– W Podpschowkach – usłyszałam.

Przypomniałam sobie wszystko, co wiem o tym miasteczku. Zaraz, chwila, moment! Przecież to jest pod samym Mrocznym Lasem!

– Długo byłam nieprzytomna?

– Tydzień – odpowiedziała Anni, patrząc w bok. Omal nie spadłam z łóżka.

– Ile?!