W godzinę później byłam w pełni wyposażona w nowe rzeczy i wyglądałam raczej jak młody szlachcic niż jak dziewczyna, a tym bardziej wyższa feyrina. Sprzedawca rzeczywiście dobrał mi porządne rzeczy, solidnie uszyte. Ciemnoczerwony jak wino kostium spodobał mi się od pierwszego wejrzenia, autentycznie zakochałam się w tym soczystym, ciepłym kolorze. Płaszcz był o ton – dwa ciemniejszy, prawie czarny. Koszule czerwone jak krew – no dobrze, miały być niejaskrawe, ale świetnie się komponowały z pozostałymi nabytkami. Znaleźć buty w moim rozmiarze było trudniej, ale natchniony zawodowym entuzjazmem grubasek poradził sobie i z tym. Buty z miękkiej skóry, jedwabistej w dotyku, miały ten sam ciemnowiśniowy kolor.
– Szanowna pani wygląda doprawdy szałowo! – rozpływał się w uśmiechach sprzedawca, zadowolony z osiągniętego rezultatu. – Ośmielę się wyrazić przypuszczenie, że łaskawa pani ma domieszkę elfiej krwi, nawet na dworze Wiecznych Dąbrów zrobiłaby pani…
– Mniejsza o to – prychnęłam – rozczaruję pana, nie mam kropli elfiej krwi. Już prędzej oni mają domieszkę mojej.
Sprzedawca zachichotał, najwidoczniej traktując to jak dobry żart, i wymienił cenę za te wszystkie cuda. Następną godzinę spędziliśmy na intensywnej dyskusji. Ostatecznie zostawiłam w sklepie połowę sumy, której domagał się na początku, i chyba jeszcze przepłaciłam, sądząc po zadowoleniu malującym się na tłustym pyszczku. No trudno, najdrożej kupuje ten, kto kupuje tanio.
Anni czekała w karczmie. W pierwszej chwili mnie nie poznała, a kiedy już poznała, zaczęła się dusić ze śmiechu. Akir, Elmir, Kito i Pożogar, którzy nagle nie wiadomo skąd pojawili się w naszym pokoju, zawtórowali jej radośnie.
– Fajne ciuchy kupiłaś! A damskich nie mieli?
– No powaga, mój braciszek bywa bardziej kobiecy.
Kto to mógł powiedzieć, jeśli nie zadowolony z siebie elf? Jak mu zaraz przyłożę… Uszatka uratował Akir, który skłonił głowę i oświadczył, że Jej Wysokość wygląda niebywale pięknie i gdyby nie była zaręczona z innym, niezwłocznie rzuciłby jej do stóp swoje serce.
Parsknęłam z zadowoleniem, utrzymując jednak na twarzy urażoną minę. Na ten widok Pożogar, Kito i Anni także zaczęli prześcigać się w komplementach. Elmir trwał przy swoich żartach, stanowczo mnie nie doceniając. Niech no ja tylko wyjdę za Elgora, to mój szwagier zaraz zostanie ambasadorem, hmm… u gnomów? Nie, to dla niego za mało. O, wiem! Zrobię go ambasadorem w Wiecznych Ziemiach! Niech spróbuje, jakie wrażenie jego poczucie humoru zrobi na starszych Książętach, którzy ciągają po Kręgach Prawa każdego, kto na nich krzywo spojrzy! Jak mu raz i drugi dobrze natrą uszu, szybko mu przejdzie ochota do żartów.
– To gdzie idziemy? – ocknął się Akir, niby mimochodem obejmując wojowniczkę. – Do tawerny?
– Głodnemu chleb na myśli! – warknął Kito. – Na wystawę może? Albo na jakieś przedstawienie?
– Głodnemu chleb na myśli! – odpalił zwierzołak, udatnie go przedrzeźniając.
Większa awantura wisiała w powietrzu. Wstałam i rozstrzygnęłam spór.
– Najpierw na pewno do tawerny, a potem się zobaczy. Nie wiem, jak wy, ale ja nie pamiętam, kiedy ostatnio coś jadłam, bo mam przerwę w życiorysie – w każdym razie odkąd się obudziłam u tej waszej znachorki, nic nie miałam w ustach.
Znaleźliśmy tawernę pretendującą do miana miejsca kulturalnego wypoczynku. Dwaj bardowie na zmianę umilali gościom pobyt, śpiewając tutejsze przeboje. Nie powiem, żebym była szczególnie zachwycona ich repertuarem, ale przynajmniej mnie nie denerwował, w dodatku głosy mieli dobre. To jeszcze jedna zaleta Pschowa – beztalencie tu się nie utrzyma na powierzchni, za duża konkurencja. Znaleźliśmy wolny stół i zamówiliśmy taką ilość potraw, że dałoby się nią nakarmić niewielką armię. Oczywiście to zwróciło na nas uwagę. Posługująca dziewczyna robiła do naszych chłopaków tak słodkie oczy, że ledwo się powstrzymałam, żeby na nią nie nawrzeszczeć. No co? Nigdy nie twierdziłam, że nie mam poczucia własności. Pierwsze przykazanie Księcia: Książę się nie dzieli.
Zanim nam przynieśli zamówione potrawy, rozmawialiśmy o bzdetach, pomponach i karakonach. Ale gdy zaspokoiłam pierwszy głód, zauważyłam, że wszyscy się na mnie gapią.
– Co jest? – spytałam klepiąc się po brzuchu, przełknąwszy ostatni kęs mięsa. – Znowu mi czułki spod grzywki wyłażą?
Stolik stał trochę na uboczu, w lokalu było głośno, więc mogliśmy prowadzić taką rozmowę nie obawiając się ciekawskich.
– A nie, tylko tak trochę gadaliśmy, jak poszłaś na zakupy… Anni mówiła, że jak się ocknęłaś, to prawie chciałaś boso lecieć do Wołogrodu. Co się stało?
– A co się miało stać, przecież byłam nieprzytomna!
– Nie do końca. Kes od razu powiedział, że ty jesteś przytomna, tylko duchem gdzie indziej. Gdzie byłaś?
– Ja?
– A kto, ja? – Elf gwałtownie machnął widelcem, aż kawałek ziemniaka zatoczył łuk i chlapnął mi w sam środek talerza. Rzuciłam Elmirowi spojrzenie, którego nie powstydziłaby się sama Królowa Śniegu.
– Z wizytą byłam…
– Tydzień? – Zmarszczył brew Akir. – Ja mam wrażenie, że to było…
– Właśnie! – szczeknął spod stołu Pożogar. – Kompletnie zapomniałaś, że liczy się każdy dzień!
– Mówiłam, że liczy się każda godzina – skorygowałam i odłożyłam widelec. Po chwili wahania odsunęłam także talerz. Zapowiadała się poważna rozmowa. Jej odkładanie nie miało sensu, a nic tak nie odwlekało jak jedzenie. – Owszem, w tej chwili liczy się każda godzina, każda minuta, każda chwila. Tyle, że otrzymałam pewną propozycję i przyjęłam ją. Wierzcie mi, że zagrałam wysoko. Dużo wyżej niż wy. Wy ryzykujecie tylko życie, a ja…
Parsknęłam śmiechem. Poczucie humoru Wielolicego poraziło mnie.
I nagle zrozumiałam, że on mówi poważnie.
– Twój wybór, Walkirio. Jeśli ci to nie odpowiada, to moje wojska zaraz przekroczą Granicę. Wiesz, że nie ma kto ich zatrzymać. Decyzja należy do ciebie.
– Ja…
– Decyduj się. Stawiasz swoje życie przeciwko życiu całego świata. Mam wrażenie, że to niezły kurs. Zresztą, czy to takie straszne zostać kimś takim jak ja?
– Zgadzam się…
– Upadłaś na głowę! – zawył Elmir. – Zaprzedać się Chaosowi z dobrodziejstwem inwentarza! Blefował!
– Nie blefował. Od początku widziałam, że Granica trzeszczy. Gdyby tak nie było, toby mi żywioł nigdy nie zwrócił pamięci. Żywioł czuje, co wisi nad naszym światem, i próbuje to wstrzymać. A jeśli w tym celu trzeba zaprzedać siebie i swoje życie, ja mam obowiązek to zrobić. Obowiązek! Kto jak kto, ale ty przecież rozumiesz?
Elf milczał. Bardziej niż kiedykolwiek przedtem przypominał mi swojego starszego brata. Znikły z jego oczu łobuzerskie iskierki, a pojawiła się gorycz. Rozumiał. Być może lepiej niż ktokolwiek inny. Obowiązek. Obowiązek wobec tych, którzy nas boją się i przeklinają. Obowiązek starszych. Służyć i bronić. Za wszelką cenę. To, że trwa wojna, a Książęta zapomnieli o wierności i przysięgach, niczego nie zmienia. Wszystko inne zeszło na dalszy plan. Teraz nawet życzenia mego podopiecznego znaczą dużo mniej niż mój obowiązek. Nie ma i nie może być nic ważniejszego. Uratować życie Kesa. Nie pozwolić, by Ład rozpłynął się w Chaosie. Stworzyć nowy świat. W takiej właśnie kolejności.
– Krótko mówiąc, jutro wyruszamy, jak tylko odbierzemy chorego, jedziemy ostro i stajemy tylko na noc. – Anni palnęła pięścią w stół, jakby dla podkreślenia wagi swoich słów. Skinęliśmy głowami. Nawet Pożogar przyznał dziewczynie rację.