Выбрать главу

– Wybacz, Rey. Wybacz, to był mój wybór. To nie twoja wina… Głupio to brzmi, nie? Jak w romansach, które wujek przywoził ci z Wołogrodu. Wiesz, ja teraz będę musiał odejść. I on też. Takie warunki układu. Ale nie żałuję, że go kiedyś zawarłem, bo inaczej umarłbym już wtedy i nigdy nie spotkałbym ciebie. On walczy i nie może z tobą rozmawiać, ale prosił, żebym ci przekazał, że jest z ciebie dumny, że… Nie płacz, Lina! Przestań! Lis zaraz rozprawi się z tą wariatką i wszystko będzie dobrze. Nie poddasz się, prawda? Nie? No pewnie, że nie! Jesteś silna, silniejsza niż wszyscy, których znam, razem wzięci.

– Kes…

– No, no, już myślałem, że język ci przyrósł. No nic, na mnie czas. My tu gadu-gadu, a Lis się nie może skupić. Żeby nie my, toby ją już załatwił.

– Kes! Nie trzeba! Powstrzymaj go!

Jedno z wodnych ostrzy trafiło mężczyznę w nogi. Lis zachwiał się i upadł na wznak. Cios srebrem – i ciało drga nadziane na ostrze żywiołu, jak motyl na szpilkę. Nie chciałam otwierać oczu, ale jakaś siła podniosła mi powieki, nie dawała z powrotem zamknąć oczu, nie pozwalała nawet mrugnąć. Ten obraz pewnie pozostanie w mojej pamięci na zawsze, jak fotografia. Cokolwiek kiedykolwiek zobaczę, będę to widziała na tle tego obrazu.

– Kes! Lissi! Obiecajcie! Obiecajcie mi, że nie odejdziecie, nie zostawicie mnie! – darłam się, choć przecież wiedziałam, że przez Krąg Prawa dźwięki przechodzą tylko na zewnątrz.

O dziwo, miałam wrażenie, że wiatr rzeczywiście zaszeptał:

–  Obiecujemy. Tylko doczekaj. Tylko nie zapominaj.

– En-ne, myślisz, że wygrałaś?

Kij z wygasłymi ostrzami wypadł ze zwisającej bezwładnie dłoni Lisa.

Księżniczka uśmiechnęła się złowrogo, stojąc nad pokonanym przeciwnikiem.

– Czy dobrze rozumiem, bracie? Czy odmawiasz zrzeczenia się swoich roszczeń i przeproszenia mnie? Czy odmawiasz uznania mojego prawa?

– A czegoś się spodziewała, siostro? – uśmiechnął się, lekko uniósłszy spalone brwi i krzywiąc je szyderczo. – Nawet teraz powtarzam, nie czynisz swojego prawa. Złamałaś prawo!

To już był koniec. Przegrany, który odmawia uznania racji zwycięzcy, musi umrzeć. Jego śmierć będzie dowodem jego błędu. Tylko tak. Nigdy inaczej.

Podniosła broń i odrzuciła ją na bok. W jej ręce zalśniła mizerykordia. Przyklękła, przykładając Lisowi do gardła ostrze wykute z krystalicznego lodu. Jego spokojny złocisty wzrok spotkał się z jej wzrokiem, srebrzystym i obłąkanym.

– Przegrałeś, bracie. Tym razem nie umkniesz Chaosowi.

– Masz rację, En-ne, masz rację jak nigdy… Po jego skórze popłynęła cienka strużka krwi.

Nagle rzucił się do przodu, wyrwał dziewczynie broń z rąk, przewrócił ją na siebie, nie pozwalając jej się uwolnić, wyrwać.

– …ale na moich warunkach i tylko razem z tobą, dziwko!

En-ne próbowała się wyrwać, ale jej ręce jeszcze mocniej wpiły się w ramiona Lissiego, jakby zaczęły żyć własnym życiem.

– Szybciej! Szybciej! Dawaj, ja jej długo nie utrzymam!

Dziewczyna. Głupia dziewczyna, która wyrwała się z niewoli w ostatniej chwili.

Próbowałam powstrzymać żywioł, nakazywałam, błagałam, groziłam, wszystko nadaremno. Zbyt długo roiłam sobie, że rządzę ogniem. Nie. Wcale nie… Jestem tylko jego sługą, narzędziem. Prawdziwy Płomień decyduje sam. Zawsze i o wszystkim.

Ogień ogarnął dwa splecione ciała. Pięć rozbitych przez En-ne części Podwaliny uniosło się w powietrze i ustawiło w Kręgu Ładu. Z cichym brzękiem rozpadła się bariera, a lód skuwający ognisty pierścień rozsypał na okruchy.

* * *

Uniosłam się powoli, zrzucając z siebie rozpływające się widmowe więzy. Chwiejnym krokiem, nieśmiało podeszłam do czarnego kręgu wypalonej ziemi. Po chwili wahania zdobyłam się jednak na odwagę i przekroczyłam cienką linię. Zawsze będę ją pamiętać – ognistą żmijkę skutą lodem. Ta linia podzieliła moje życie na dwie części – przedtem i potem. Zabrała mi ostatnią rzecz, jaką jeszcze miałam. Po raz kolejny usunęła mi ziemię spod nóg.

Leżeli przy samej granicy kręgu – dwa ciała splecione w jedno, połączone, stopione ze sobą. Dwie istoty, dla których na tej wojnie nie było miejsca. Dwoje śmiertelnych, którzy zapłacili wysoki rachunek za cudze błędy. Za błędy popełnione przez wielkich, mądrych Książąt. Dwoje ludzi, którzy byli mi drodzy.

Więc czemu stoję nad nimi i pocieram suche, piekące oczy? Dlaczego nie płaczę, nie wyję, nie drapię wypalonej na kamień czarnej ziemi?

Bo ja już nie mam nic. Nawet łez. Zbyt wiele istot przyszło mi opłakać w ciągu swojego życia, tak bardzo krótkiego jak na feyra.

Bo jestem dzieckiem przeklętym. Siostra mojego ojca postradała zmysły po stracie, bo była słaba. Straciwszy sens istnienia, poddała się, pozwoliła swojej nienawiści, swojemu bólowi podkopywać Granicę. Miała nadzieję, że niszcząc ten świat, pozbędzie się bólu.

Ja jestem silniejsza od ciebie, En-ne Dennar, wielokrotnie silniejsza. Bo ja nie potrzebuję sunner-warrena, żeby walczyć dalej.

Bo ten świat gwiżdże na to, czy my widzimy sens w jego istnieniu czy nie.

Ten świat nie należy do nas, lecz do śmiertelnych. To oni będą decydować, czy on zasługuje na istnienie czy nie. To oni mają prawo go zniszczyć lub uratować. Nie my. My jesteśmy tylko strażnikami, sługami, obrońcami. Nie jesteśmy bogami!

Dzięki, Kes. Dzięki, że byłeś moim… po prostu, że byłeś. I dziękuję tobie, Anni, głupia dziewczyno. Za to, że w ostatniej chwili znalazłaś w sobie siły i zaczęłaś walczyć. Nie o siebie, przecież wiedziałaś, że dla ciebie wszystko się skończyło, prawda? Wiedziałaś, pewnie, że wiedziałaś. Ale rzuciłaś wyzwanie Księżniczce, która ukradła twoje ciało, i zwyciężyłaś. Wiedziałam, że dasz radę. Od początku wiedziałam, że jesteś wojowniczką. Wiem, że kiedyś zobaczę cię wśród moich ognistych wojowników. Wierzę, że będziesz jedną z tych dusz, które nie znają spokoju i nie szukają pokoju.

Kiedyś zobaczę.

Nie, nie zobaczę… Już nigdy więcej nie wezwę swojej armii. Wyrzeknę się tej mocy, nie otworzę znowu drogi, bo będę się bała.

Będę się bała, że zobaczę wśród nich swojego maga, a to będzie oznaczało koniec wszystkiego. Zobaczywszy jego duszę, nie będę już w stanie wierzyć w to, że Kes dotrzyma obietnicy. Ze oni dotrzymają słowa – Kes i ojciec. Wyrzeknę się mocy i będę czekać. Czekać i wierzyć. Co mi więcej pozostało?

* * *

Raptem o piętnaście minut ode mnie wrzała bitwa. Ginęli śmiertelni, tracili nieśmiertelność starsi i feyry. Płonął Jesienny Płomień, łopotały na wietrze bojowe sztandary, lała się różnobarwna krew. A ja stałam w Kręgu Ładu, wodząc palcami po chropowatym, ciepłym kamieniu Podwaliny i odczytując wyryte na nim runy.

Nie magia i nie stal – tylko wiara w nie.

Taki będzie nowy świat. Takie będzie nowe Prawo. Gdy tylko stworzę Granicę, powstanie nowy Ład, stary świat runie, jak runęła jego zasada „Magią i stalą”. W tym nowym świecie nie będzie miejsca ani dla starszych, ani dla feyrów – przyjmą ich wieczne krainy. Ludzie rozejdą się do swoich miast i już za jakieś dziesięć lat zapomną o tym dniu i o tym polu bitwy. Zapomną o feyrach, o magii. Rozsypią się ściany Akademii, a wszyscy łowcy wyrzekną się mocy. Ogniowa broń ustąpi miejsca zimnej, a potem…

Tak, taki właśnie będzie nowy świat. Wierzący, ale nie pamiętający i nie wiedzący. Kiedyś Granica znów padnie i na chropowatym kamieniu zostanie wyryte nowe Prawo, i znowu przyjdą na ten świat czarodzieje, wiedźmy, czarnoksiężnicy, feyry, starsi. Znów będzie zgrzytać stal…