Выбрать главу

— Nie lubię zbiorowej odpowiedzialności — mruknął Joe. — Lucyper zrobiłby chyba o wiele lepiej mszcząc się od razu na samym sir Johnie, prawda?

Kempt bez słowa wzruszył ramionami. Potem powiedział:

— Ale to jeszcze nie wszystko.

— Spodziewam się… — szepnął Alex jeszcze ciszej niż poprzednio. — Coś musiało się przecież stać ostatnio, prawda?

— Tak… — sir Alexander ze znużeniem pochylił swoją piękną, siwiejącą głowę. — W niedzielę rano pokojówka znalazła portret sir Johna ponownie wiszący twarzą do ściany.

III, POWIEDZ, ŻE POJECHAŁEM DO DIABŁA

Spojrzał na Alexa z wyrazem tak absolutnej bezradności, że Joe poruszył się niespokojnie. Ku swojemu zdumieniu nie myślał już od paru minut tak intensywnie o tym, co mu opowiadano, ale o miejscu w samolocie, które zamówił przed godziną. Tak, to był Diabeł. Nie tylko instynktownie Alex wiedział już, że w dalekim Norford Manor działała ciemna siła, która… Ale chciał odlecieć daleko, do jasnego, spokojnego kraju, gdzie mógłby siedzieć z fajką na kamieniu i przyglądać się smukłej sylwetce Karoliny ubranej w dżinsy i stary pulower, krążącej pośród ruin… Wyprostował się i szybko zapytał:

— A czy poszliście panowie zaraz do Groty, kiedy zobaczyliście, że obraz po raz drugi zmienił położenie?

— Tak. — Kempt wstał i zaczął przechadzać się po pokoju. — Poszliśmy.

— I znaleźliście ślady?

— Tak, takie same jak przed miesiącem. — Hm…

Joe zamilkł. Przez dłuższą chwilę żaden z obecnych nie przerwał milczenia. Kempt wolno spacerował tam i na powrót ze zwieszoną głową. Wreszcie zatrzymał się przed Alexem.

— Teraz wie pan już wszystko.

Joe zrozumiał, że w stwierdzeniu tym mieści się równocześnie pytanie.

— Kim pan jest z zawodu? — zapytał nagle.

— Ja? Architektem. Ale co to ma…?

— Daliście mi panowie szkic budowli, której wyglądu sami nie znacie, bo patrząc na nią pośród ciemnej, otaczającej was nocy dostrzegliście zaledwie, że to budowla, i zauważyliście niektóre fragmenty jej konturów. Nie wiemy przecież, kto ją buduje czy też już wybudował i dlaczego? Wiemy tylko, że ktoś działa i ma jakiś cel. A przyprowadził tu panów lęk. Boicie się po prostu, że powtórne odwrócenie się obrazu może oznaczać powtórne pojawienie się śmierci w Norford Manor. Ale przecież nie mamy jeszcze absolutnie pojęcia, czy prawie równoczesne przekręcenie się portretu i śmierć pani Patrycji Lynch nie jest tylko zbiegiem okoliczności? Sprawa tych kopyt także jest zupełnie niejasna. W końcu wszystko naprawdę może mieć naturalne i proste wytłumaczenie…

— Tak… — szepnął sir Alexander. — Oby tak było. Ale poza tym…

— Wiem… Przepraszam, że przerwę panu i poruszę ten temat otwarcie, ale sytuacja zmusza nas do szczerości. Kobieta, którą pan kochał, umarła i był pan przekonany, że popełniła samobójstwo, że nie kochała pana. Teraz obudziła się w panu nagła niepewność. Może kochała? Może kochała pana zawsze, nawet tam, w Afryce, siedząc przy łożu chorego męża? Może chciała pojechać z panem w tę podróż, o której marzył pan przez całe życie? I w związku z tym, nie mogąc przecież wrócić życia ukochanej, pragnie pan, chociaż może nawet nie przyznaje się pan sam do tego przed sobą, aby to nie była samobójstwo, ale m o r d e r s t w o .

W ciszy biblioteki słowo to przebrzmiało i zgasło, pozostawiając po sobie pustkę.

Wszystko zostało już powiedziane. Joe wiedział, że teraz decyzja zależy tylko od niego. Mógł poprzestać na swoim stwierdzeniu. Mógł powiedzieć sobie, że sir Alexander Gilburne czepia się nonsensów i przesądów po to tylko, żeby odsunąć od siebie prawdę. A prawdą tą mógł być prosty i przykry fakt, że kobieta, która porzuciła go raz, mając lat osiemnaście, odeszła od niego teraz po raz drugi, a on nie chciał w to uwierzyć, a chciał uwierzyć w to, że kochała go i zbrodniczy czyn nieznanego wroga przeszkodził im w połączeniu się. Takie było najprostsze wytłumaczenie jego działania. Przecież wszystko, co mówił, było tylko mglistym, nieprawdopodobnym powoływaniem się na odciski stóp diabelskich i portrety, które same, nocą, odwracały się twarzami ku ścianom. Nikt rozsądny nie mógłby…

— Ma pan zupełną słuszność. — Sir Alexander westchnął ciężko i wyprostował się. Kempt przestał przechadzać się po pokoju i usiadł na poręczy fotela, przyglądając mu się i bębniąc palcami po kolanie. — Jadąc tu byłem na wpół przekonany, że musi pan w końcu dojść do tego wniosku, jeżeli jest pan inteligentnym człowiekiem. A przecież wiedziałem, że jest nim pan. Ale chodzi o to, że wszystko, co mnie dotyczy, nie wyczerpuje tej sprawy. Jeżeli ktoś zamordował Patrycję, to należy przyjąć, że ten ktoś może zamordować i następną ofiarę. A wtedy, obawiam się, że potwierdzenie słuszności moich podejrzeń nie sprawi mi wielkiej satysfakcji. Czy pan mnie rozumie?

— Oczywiście. Ale nie bardzo zdaję sobie sprawę z tego, co mogę zrobić dla panów.

Przecież naprawdę nie wiemy, czy pani Patrycja nie popełniła samobójstwa. A raczej wiemy, że popełniła je, bo tak wynika z dochodzeń przeprowadzonych przez policję. W tym, co pan dotychczas powiedział, nie ma żadnych podstaw do rewizji śledztwa, zresztą jako prawnik wie pan to chyba lepiej niż ja. Dlatego chciałbym szczerze zapytać: jaki jest konkretny powód wizyty panów u mnie? Nie spodziewaliście się chyba panowie, że jak Sherłock Holmes, siedząc u siebie w domu, w wygodnym fotelu, i posiadając zaledwie strzępy informacji, a żadnej znajomości miejsca wypadku, będę umiał powiedzieć: „Zabił ten a ten człowiek, w taki a taki sposób”. Wysłuchałem opowiadania panów o bardzo smutnym, a (proszę mi wybaczyć to określenie) bardzo interesującym dla mnie wypadku. Słuchając pomyślałem o paru możliwościach innych rozwiązań niż te, które się nasuwają. Ale w końcu to niczego nie posuwa naprzód i na pewno nie pomoce w roztrząsaniu pytania: czy ktoś jeszcze może zostać zamordowany? Takie pytanie jest zawsze nie umotywowane, jeżeli nie znamy powodu, dla którego ktoś jeszcze może być zamordowany, a poza tym nie wiemy, czy w ogóle ktoś został zamordowany. Na razie wiecie panowie tylko o śmierci bliskiego wam człowieka i o kilku oryginalnych wydarzeniach, które miały miejsce mniej więcej w tym samym czasie co ta śmierć. Chciałbym wiedzieć teraz, dlaczego przyszliście panowie do mnie i czego oczekiwaliście po rozmowie ze mną? Gdybym miał sobie sam odpowiedzieć, powiedziałbym, że przyszliście mnie prosić, abym stwierdził, jak naprawdę umarła pani Patrycja Lynch i czy komuś w Norford Manor grozi jeszcze niebezpieczeństwo. Niestety z tego, co usłyszałem, nie wynika, abym mógł w jakikolwiek sposób ingerować.

Istnieje w naszym kraju prawo i wszyscy musimy by: mu posłuszni. Przedstawiciele tego prawa tropią morderców i chronią ludzi niewinnych. Jestem tylko skromnym autorem powieści kryminalnych i nigdy nie brałem udziału w żadnym śledztwie, jeśli nie zaprosili minie do udziału w nim przedstawiciele policji. Nie mógłbym tego zrobić i teraz. Po prostu dlatego, że chciałbym zawsze służyć, prawu, a nie występować zamiast niego. Dlatego przede wszystkim chciałbym się dowiedzieć, dlaczego pan, sir Alexandrze, mając przecież tak liczne znajomości wśród najwyższych czynników policyjnych, nie skorzystał z nich i przyszedł do mnie?

— I tego pytania oczekiwałem po panu — Gilburne znowu westchnął. — A l e o c z y m w ł a ś c i w i e m i a ł b y m z a w i a d a m i a ć p o l i c j ę ? O tym, że znaleźliśmy w Grocie odcisk kopyta, czy o tym, że ktoś nocą .przekręcił portret w domu Ecclestone’ów? I jaką odpowiedź mógłbym od nich otrzymać? Najgłupsi z nich wzruszyliby tylko ramionami, najinteligentniejsi doszliby do tego wniosku co pan: kochałem kobietę i nie mogę pogodzić się z myślą, że popełniła samobójstwo, zamiast wyjść za mnie za mąż. Wszystko, co mogłem przytoczyć na dowód, że w Norford Manor dzieją się jakieś niezrozumiałe sprawy, brzmi tak irracjonalnie, że nie miałbym odwagi pójść z tym do żadnego ze znanych mi urzędników. Po dłuższym namyśle postanowiłem zwrócić się do prywatnej agencji detektywistycznej. Pomyślałem, że ludzie ci wysłuchają mnie jak zwykłego klienta i zrobią, co będą mogli, bez względu na to, co sobie o mnie pomyślą. Bo w gruncie rzeczy jest mi to obojętne. Ponieważ kilkakrotnie spotykaliśmy się w Londynie z tu obecnym Thomasem Kemptem i razem rozważaliśmy tę sprawę, więc zwierzyłem mu się i z tego projektu, a wtedy Thomas, który, jak mówi, zna wszystkie pana książki i wiele o panu wie (chociaż i ja oczywiście niejedno o panu słyszałem), poradził mi, abyśmy spróbowali pójść najpierw do pana i opowiedzieć panu o wszystkim. A jeżeli zainteresuje się pan naszym bądź co bądź niecodziennym opowiadaniem, wtedy może uda nam się namówić pana do… — Zawahał się. — Może jest to nazbyt bezpośrednie z mojej strony, ale jestem człowiekiem bardzo zamożnym i gdyby mógł pan poświęcić jakiś czas na pobyt w Norford, wówczas, oczywiście… wszystko, każda rekompensata… Joe uśmiechnął się.