— „A ma skroniach tej pasterki białych lilii płonie wieniec…” — wyszeptał Joe, ale Parker nie dał sobie przerwać.
— …Ale wczoraj mój bezpośredni przełożony, czcigodny Joshua Bellows, został przeniesiony na wysokie stanowisko do ministerstwa kolonii, a ja zostałem na jego miejsce mianowany zastępcą szefa CID. Od jutra będę urzędował w gabinecie i piętro niżej, a kiedy przyjdziesz mnie odwiedzić, zasiądziesz w fotelu i oprzesz stopy na dywanie służbowym klasy drugiej. Dywany klasy pierwszej umieszcza się w gabinetach kierowników samodzielnych resortów.
Wybuchnął śmiechem i nalał powtórnie do kieliszków.
— Gratuluję, Ben! — Joe rozpromienił się po raz pierwszy tego popołudnia. — To naprawdę świetna wiadomość! Prześlij ode mnie wyrazy radości dla pani Parker i dla chłopców. Nie znam bardziej zasłużonego awansu.
— Przesadzasz, jak zwykłe…
Parker wstał i obszedł biurko. Był zarumieniony i najwyraźniej tak szczęśliwy, że Joe, który miał dla niego więcej uczucia niż dla wszystkich innych znanych mu ludzi, może za wyjątkiem Karoliny, poklepał go po ramieniu.
— Wiem, jak wiele ci zawdzięczam, Joe… — powiedział Parker poważnie. — Gdyby nie ty, położyłbym się parę razy jak długi, a może, co gorsza, doprowadziłbym do skazania niewinnego człowieka.
— Nonsens — mruknął Alex. — Po prostu ja, jako osoba prywatna, mogę pracować bez skrępowania, A mając do dyspozycji pomoc całego waszego aparatu i dostęp do waszych archiwów, znajduję się w doskonałej sytuacji.
— Właśnie, byłbym zapomniał! — Parker znowu, podszedł do biurka i przerzucił papiery.
— Przecież wyjąłem ją z szuflady przed twoim przyjściem… O, jest! — Wziął do ręki podłużną białą kartę — To twoja legitymacja. Od dziś jesteś oficjalnie ekspertem kryminalnym Scotland Yardu. Alex wziął kartę do ręki i obejrzał ją.
— A po co mi to? — zapytał z powątpiewaniem.
— Nadchodzą wybory i obawialiśmy się, że jakieś pismo opozycyjne może to podnieść. Prasa ciebie lubi, ale przy wyborach idą na bok wszystkie sentymenty. Teraz już nikt nie będzie mógł pisać, że osoby prywatne są dopuszczane do śledztwa. Pasuję cię więc na policjanta honoris causa! — To się może nawet kiedyś przydać… — Alex schował kartę do kieszeni. — Ale nie przyszedłem tu dla zdobycia papierka, którego prawdopodobnie nie pokażę nigdy nikomu…
— Wbrew swoim poprzednim słowom usiadł na niewygodnym krzesełku i spojrzał na przyjaciela. — Ben, wyjeżdżam dzisiaj. Jadę do Valley House w hrabstwie Suffolk i będę mieszkał przez kilka dni w domu sir Alexandra Gilburne’a, w pobliżu wsi Norford. Czy wiesz, gdzie to jest?
— Nie — Parker potrząsnął głową. — Nigdy nie słyszałem o tej miejscowości. Słyszałem natomiast o sir Alexandrze Gilburnie. Znam go zresztą osobiście.
— Zaraz mi o nim opowiesz, jeżeli zechcesz. Ale najpierw poproszę cię o co innego. Otóż interesuje mnie nie tyle sir Alexander, ile posiadłość Norford Manor, znajdująca się w sąsiedztwie jego domu. Według najprymitywniejszych założeń logicznych zamordowano tam w zeszłym miesiącu pewną kobietę. Policja orzekła samobójstwo. Nie winię zresztą policji, bo morderca wydaje mi się osobą bardzo przebiegłą.
— Czy jesteś pewien tego, co mówisz?
— Nie — Joe potrząsnął głową. — Jestem tylko p r z e k o n a n y , że tak było. Poza dwoma, nie znam jeszcze bohaterów tego ponurego dramatu. Ale…
I opowiedział Parkerowi przebieg wizyty Gilburne’a i Kempta. Kiedy skończył, jego przyjaciel skinął głową.
— Tak, to wygląda poważnie. Chociaż nie mogę powiedzieć, żebym był przekonany o niemożliwości samobójstwa.
— Po pierwsze — Alex zagiął jeden palec prawej dłoni — dlaczego ona nie zostawiła kartki do tego biedaka?
Po drugie: dlaczego wyjęła klucz z zamka i położyła na biurku? Po trzecie: skąd wzięły się te ślady w Grocie i na k s i ą ż c e ? Po czwarte: dlaczego przekręcono ten obraz?
Po piąte… po piąte: tam jest ogromna fortuna, której właścicielka dogorywa sparaliżowana, złamana wiekiem i chorobą, odcięta zupełnie od świata barierą unieruchomionych zmysłów…
Po szóste… Wątpię, czy zgadniesz.
— Nie… — Parker pokręcił głową. — Tych pięć punktów, które wymieniłeś, nie przekonały mnie także. Bywają większe nasilenia obciążających okoliczności, a przecież w końcu okazują się albo dziełem przypadku,. albo tracą na sile, kiedy ustawi się je w innej kolejności, niż tego chce rozigrana wyobraźnia. Ale jaki jest twój szósty punkt?
— Po prostu to, że obraz przekręcano po raz drugi w minioną niedzielę.
— I cóż z tego? To mógł być tylko żart.
— Właśnie. Otóż rozważyłem sobie, jadąc tutaj, całą tę sprawę. W Norford Manor nie mieszka ani jedno dziecko i ani jeden wyrostek. Wyłącznie ludzie dorośli. Kilka tygodni temu umarła tam córka właścicielki rezydencji. Nie wyobrażam sobie, aby żart, który miał miejsce na kilkanaście godzin przed śmiercią Patrycji Lynch, mógł być przez kogoś powtórzony. Ludzie dorośli mają inny stosunek do żałoby niż dzieci. Dziecko mogłoby zlekceważyć sytuację, nie zrozumieć jej w końcu. Dzieci nie przejmują się niczym ani nikim poza sobą. A poza tym c ó ż t o z a ż a r t ? Na czym ma polegać? Kto i dlaczego miałby widzieć coś śmiesznego w odwracaniu portretu założyciela Nbrford Manor twarzą do ściany?
— A czy widzisz jakikolwiek inny powód, dla którego komukolwiek mogło to być potrzebne?
— Widzę.
— A to jaki?
— Najpierw pomyśl o czym innym: o dosyć zdumiewającym fakcie nie pozostawiania odcisków palców przez człowieka, który poruszył ten obraz. Jest rzeczą absolutnie niemożliwą przypuszczać, aby człowiek, który zrobił to przed śmiercią Patrycji Lynch, mógł obawiać się, że ktoś spróbuje wziąć jego odciski palców. Kto by to zresztą miał zrobić? Potrzebne jest do tego specjalne przenośne laboratoriom, małe, to prawda, ale tym niemniej musiałby przyjechać ekspert policyjny. Z tego można wyciągnąć tylko jeden wniosek, że obraz przekręcił człowiek, który w i e d z i a ł , że w tym domu zostanie popełniona wkrótce zbrodnia. A wiedzieć mogła o tym tylko Patrycja Lynch, gdyby zamierzała popełnić samobójstwo i dla niewiadomych przyczyn przekręciła obraz, lub… jej przyszły zabójca.
— Tak, to rozsądne… — Parker, który od pewnego czasu uśmiechał się, spoważniał. — To jest dowód albo nieomal dowód, że pani Lynch została zamordowana. Ponieważ obraz przekręcono znowu po jej śmierci, więc nie ona była osobą, która nie chciała pozostawić odcisków palców. Oczywiście w naszym rozumowaniu mogą zaistnieć małe luki… Ale co w ogóle oznacza to idiotyczne przekręcanie obrazu?
— Bardzo wiele. — Alex wstał. — Tak wiele, że zimno mi się robi, kiedy o tym myślę. Właśnie to jest najgorsze.
— Co?
— To, że ani owo przekręcanie obrazu, ani ślady kopyt w Grocie i odcisk jednego z nich na książce w pokoju zmarłej na razie nic nie znaczą.
— Czy mógłbyś mówić trochę jaśniej? Jestem tylko skromnym urzędnikiem i chociaż muszę rozwiązywać wiele zagadek w moim niewdzięcznym zawodzie, wolałbym, żeby nie stawiali mi ich moi przyjaciele.
— To nie żadna zagadka, Ben. Po prostu musimy zwrócić uwagę na fakt, że morderca wykonał cały szereg niezrozumiałych pociągnięć, które były zupełnie zbyteczne dla zamordowania Patrycji Lynch. Mało tego, obrócił obraz już po jej śmierci i chyba z premedytacją spowodował natychmiastowy wzrost podejrzeń Gilburne’a i Kempta. Pamiętaj, że to powtórne przekręcenie obrazu stało się bezpośrednim powodem ich wizyty u mnie. Morderca, któremu udało się wmówić światu, że jego ofiara popełniła samobójstwo, odrzuca bezpieczne schronienie i ostrzega jak gdyby otoczenie, że jest, że uderzy. Dlaczego?