Выбрать главу

— I to także jest dla mnie zupełnie niezrozumiałe — powiedział Parker.

— A ja mam swoją małą hipotezę na ten temat… — szepnął Alex — ale jest ona na razie tak samo mglista, jak cała reszta mojego dowodzenia. Wiem tylko jedno, że przyjazd policji do Norford Manor nikogo by nie ustrzegł przed Diabłem, a w pewien sposób pomógłby mu w jego planach. A wiem to od samego Diabła, który w niedzielę przekręcił znowu obraz i znowu pozostawił odciski swoich stóp w Grocie.

Parker potrząsnął głową.

— W takim razie mamy do czynienia z zupełnie wyjątkową osobistością w świecie zbrodni.

— A któż ci powiedział, że Diabeł należy do tuzinkowych charakterów? — Alex uśmiechnął się ponuro.

W tej samej chwili na biurku zadzwonił telefon. Parker podniósł słuchawkę i przez dłuższą chwilę trzymał ją przy uchu nie odzywając się. Wreszcie powiedział: — Dziękuję, Piotrze…

— i odłożył ją na widełki. Zwrócił się do Alexa:

— Żadna z podanych przez ciebie osób nie figuruje w naszym archiwum. Wiesz oczywiście, co to znaczy?

— Wiem. To znaczy, że mamy do czynienia z samymi absolutnie nieposzlakowanymi obywatelami. Ale tego mogłem się spodziewać… — Wstał. — Pozostała nam jeszcze służba. Ale o nich opowie mi chyba najwięcej szef miejscowego posterunku policji, prawda?

— Na pewno. — Parker także wstał. — Miejmy nadzieję, że nic się nie stanie. —

Westchnął. — Martwi mnie jeszcze coś. Kiedy znajdziesz się tam, będziesz chciał na pewno zrozumieć, kto popełnił pierwszą, zbrodnię, bo wtedy będziemy mogli automatycznie udaremnić drugą, odsyłając naszego Diabła do Piekła przy pomocy tak pewnych, określonych prawem środków, jak sznur ł wysoka poprzeczna belka. Ale trzeba przyjąć, że dla Diabła takie wyjście nie jest najzabawniejsze, i może dojść do wniosku, że powinieneś znaleźć się w Piekle przed nim…

— Jadę tam pod pseudonimem…

— Tak. Ale ten pseudonim znany jest już dwóm spośród niewielu wchodzących w grę osób. A przecież ktoś w Norford Manor jest prawdopodobnie, według naszego założenia, Diabłem. Poza tym jeden z twoich dzisiejszych gości może przecież być Diabłem, a jeżeli nim nie jest, może zwierzyć się komuś w zaufaniu. Poza tym Diabeł może znać cię z twoich fotografii w gazetach albo ze zdjęcia umieszczonego na tylnej okładce jednej z twoich książek. Twój wydawca ma niestety ten piękny zwyczaj reklamowania swoich autorów. Jesteś bardzo popularny. Trzeba o tym pamiętać.

— Jestem spokojny o siebie. Nawet jeżeli nastąpi któraś z tych ewentualności, nie sądzę, aby Diabeł chciał uderzyć we mnie.

— Skąd możesz o tym wiedzieć?

— Na zasadzie tego samego dowodu, który służył mi przedtem. Jeżeli chce on sprowadzić policję na miejsce zbrodni, to przecież nie po to, żeby zabijać policjantów, ale po to, żeby i c h r ę k a m i z a b i ć n i e w i n n e g o c z ł o w i e k a .

— Nie znoszę, kiedy mówisz z taką pewnością o sprawach, o których nie mamy na razie obaj nawet mglistego pojęcia. — Parker nadal był zasępiony. — Przyjmuję twoją hipotezę, bo jest efektowna i może być prawdziwa. Ale przecież w rzeczywistości wszystko może wyglądać zupełnie inaczej. To w końcu może być przecież samobójstwo, prawda?

— Jeżeli panowie Kempt i Gilburne okłamali mnie, co wydaje mi się zupełnie niemożliwe, albo zataili przede miną coś, co jest bardziej możliwe, chociaż niezupełnie prawdopodobne, to w moim skromnym przekonaniu Patrycja Lynch została zamordowana.

— Więc po co zbrodniarz odgrzebuje tę sprawę? — Parker otarł pot z czoła.

— Żeby zwrócić uwagę policji, skierować ją na fałszywy trop i obciążyć kogoś niewinnego. Gdybym był Diabłem, zawsze postępowałbym w ten sposób. Perwersyjne działanie: główna zabawa Piekia. Nazywano go Księciem Pozorów.

— Kogo? — zapytał Parker siadając ciężko na krześle. — O kim ty mówisz?

— O Diable. Ciągle tylko o Diable. Ale powiedz mi jeszcze: w rejonie jakiego posterunku policji leży Norford?

Parker westchnął, znowu otarł czoło i zmęczonym ruchem wyciągnął z szuflady wielką, złożoną w kilkoro mapę kraju. Była ona podzielona na małe różnobarwne pola. Przez chwilę przesuwał po niej palcem.

— Blue Medows… Malutkie miasteczko. Sierżant i czterech konstabli. Jakże on się nazywa? — Zdjął z półki grubą książkę, podobną do książki telefonicznej. — Blue Medows… jest. Sierżant Hugh Clarrence. Znam go nawet, to był nasz człowiek z Yardu. Przestrzelono mu płuco i został przeniesiony na wieś w lepszy klimat. Inteligentny chłopak.

— To dobrze. — Joe wstał. Zatrzymam się u niego przez kilka minut, jadąc teraz do Valley House. Może powie mi coś o okolicy? Hugh Clarrence. — Sięgnął do kieszeni. — Czy ta legitymacja wystarczy? Zaczyna mi się przydawać, zanim jeszcze dobrze na nią spojrzałem.

— Oczywiście. Ale czy jest policjant w Anglii, który by o tobie nie słyszał?

— Zapomniałem, że muszę mu podać prawdziwe nazwisko. Nigdy jeszcze nie występowałem pod cudzym.

— Przyzwyczaisz się… — mruknął zasępiony Parker. — Do wszystkiego się można przyzwyczaić, nawet do Diabła. Wtedy staje się mniej efektowny, a za to groźniejszy, bo bardziej ludzki. — Mrugnął do Alexa, który wyciągnął do niego rękę.

— Dziękuję za dobrą radę. — Zatrzymał się w progu. — Kolega Platon twierdził, że kurczowe trzymanie się zmysłów i niemożność oderwania się od nich jest największą przeszkodą w poszukiwaniu prawdy.

— Twój kolega Platon zapomniał, że w Atenach też była tajna policja, nie wspominając już o eryniach Dobre, dawne czasy, kiedy zbrodniarza ścigały wyrzuty sumienia… — Znowu spoważniał. — Jeżeli będziesz mnie potrzebował, za godzinę pojawię się tam. Dzwoń tu. Tu zawsze wiedzą, gdzie mnie znaleźć. Czy zabierasz broń?

— Ależ oczywiście. Będę strzelał bez ostrzeżenia do wszystkich napotkanych osób z rogami.

Wyszli. Parker w milczeniu odprowadził go aż do głównego wyjścia z gmachu i stojąc w progu patrzył za znikającym samochodem. Chociaż rozstali się żartując, Joe dostrzegł w lusterku wozu, że nowy zastępca szefa Kryminalnego Wydziału Śledczego spogląda za nim zatroskanym spojrzeniem.

V. DZIEŃ DOBRY, DIABLE!

Szosa biegła lekkimi zakosami pod górę, a potem opadła w dół i wyciągnęła się białym asfaltowym ramieniem ku widocznemu z dala ślicznemu miasteczku z pogodnej bajki, które tkwiło w zielonej dolinie, odbijając się od niej ostro zarysowanymi w czystym powietrzu liniami białych i czerwonych domków.

BLUE MEDOWS — 1 MILA

— odczytał Alex na przelatującym z lewej strony drogowskazie. Zwolnił i wjechał do miasteczka. Szosa wyprowadziła go na mały, czysty ryneczek, którego domy zostały zbudowane zapewne w niewiele lat po odkryciu Ameryki. — Tu powieszono tych czternaście kobiet — pomyślał nagle. — Tu, na tym ryneczku w mieście Blue Medows… Sir John Ecclestone na pewno także tu był i przyglądał się spokojnie ofiarom swego krzywoprzysięstwa… A jedna z nich powiedziała, że jest kochanką Lucypera, który pomści ją nawet w dziesiątym pokoleniu… Wjechaliśmy na terytorium nieprzyjaciela.

Poszukał oczyma i znalazł na jednej z nowszych kamieniczek napis: Posterunek Policji. Podjechał z wolna i zatrzymał wóz. Potem wysiadł. Drzwi były otwarte. Wewnątrz za drewnianą przegródką stało biurko, a przy nim na krzesełku, w którym Joe z cichą satysfakcją rozpoznał wierną kopię krzesełka w gabinecie Parkera, siedział młody człowiek z odznakami sierżanta na kurtce. Na widok wchodzącego wstał i podszedł do przegrody, opierając o nią dłonie.