1) Diabeł ma wyjątkową władzę nad jabłkami, a im wcześniej zerwane jabłko, tym gorzej dla jedzącego, jeżeli się przedtem nie przeżegna.
2) Kobiety o zrośniętych, czarnych brwiach mają wszelkie szansę, żeby okazać się succubami, to znaczy Diabłami w kobiecej postaci.
3) Kobiety o takich brwiach mają zdecydowaną skłonność do lycanthropii, to znaczy do wilkołactwa Dokładnie opisano w tej książce wypadek, kiedy jedna z nich, zmieniwszy się w wilka, pożarła trzodę swojej nieprzyjaciółki. Na szczęście zraniono ją przy tym. A czarownica, raniona w zwierzęcej postaci, zachowuje ranę powróciwszy do ludzkiego kształtu. Złapano ją więc i spalono. Nie wiem, czy spalono także wszystkich mieszkańców miasteczka Ossory w Irlandii, którzy regularnie co siedem lat zmieniali się w wilki? Ciekawe, że we Włoszech czarownice zawsze zmieniały się w kotki. Zapewne nie było tam już wówczas wilków…
4) W dodatku ta dziewczyna ma piękne, długie, czarne włosy, uplecione na tyle głowy w duży kok. To oznacza, że może nawet stać się królową succubi, Lilith, która miała tak samo piękne, czarne włosy i nie nakrywała ich chustką. Może także być kochanką Diabła, gdyż, jak wiadomo, czuje on szczególny pociąg do kobiet o pięknych, czarnych włosach. Dlatego święty Paweł kazał kobietom nakrywać głowy. We Włoszech do tej pory nie wolno kobiecie wejść do kościoła z odkrytą głową… Ach, jeszcze ta sałata! Święty Grzegorz Wielki wspomina w swoich Dialogach o nieszczęsnej zakonnicy, która zapomniała przeżegnać się rozpoczynając posiłek i natychmiast potknęła Diabła wraz z listkiem sałaty. Zresztą to wierzenie o połykaniu Diabłów musi być o wiele wcześniejsze, bo już Mesalianie, heretyccy sekciarze, uczynił plucie czynnością religijną, wierząc, że wypluwaj: Diabły, które połykają w czasie wdechu.
— I ludzie jako zbiorowisko w to naprawdę wierzyli? Nie myślę o hierarchii kościelnej, ale o ogóle ludności.
— Oczywiście. Ludzie nigdy nie potrzebują zbyt wiele dowodów, żeby uwierzyć w to, w co pragną uwierzyć. I nie tylko lud. Mniej więcej koło roku 1610 a więc dokładnie w epoce sir Johna Ecclestone’a węgierska hrabina Elżbieta Nadasdy, której rodzonym stryjem był zresztą król polski Stefan Batory, zamordowała sześćset pięćdziesiąt młodych dziewcząt, aby odzyskać młodość kąpiąc się w ich krwi. Nie poniosła za to nawet kary śmierci, chociaż wykonawcy jej rozkazów zostali spaleni… Dlatego nad moją skromną hipotezą, o której nie chcę jeszcze z panem mówić, wisi cień działalności nieznanego maniaka, który w tej diabelskiej okolicy mógł zostać ogarnięty cichym obłędem i działa poza wszelkimi prawami logiki współczesnej. Te koszmarne ślady zdają się nawet przemawiać na korzyść takiego poglądu, tak samo jak sprawa obrazu, zmieniającego położenie nocą i najwyraźniej nie tkniętego ręką ludzką podczas tego aktu. Ale raczej gotów jestem przypuszczać, że…
Urwał.
— Sprawy, o których pan mówił przed chwilą, działy się przed wiekami… — powiedział Gilburne z wahaniem. — Nie sądzę, żeby współczesny człowiek mógł dać się powodować przesądom tak dalece, żeby popełnić morderstwo.
— Chciałbym panu tylko przypomnieć, że przed pięcioma minutami mówił mi pan o młodej dziewczynie, która przecież chodziła do szkoły, wie, co to jest telefon, radio i telewizja, ogląda samoloty i samochody i korzysta z lodówki elektrycznej. Mówił mi pan, że spędziła noc w Grocie, chcąc spotkać Diabła, który pasjonuje jej umysł do tego stopnia, że zapomina o wszystkim, kiedy widzi książkę o Nim. — Mógłbym do tego dodać, że Cynthia opiekuje się wężami Irvinga Ecclestone… — dodał Gilburne z mimowolnym uśmiechem. — Karmi je i wypuszcza nawet pojedynczo do ogrodu, żeby mogły się „trochę przespacerować”. Nie odstępuje ich wtedy na krok, a potem zabiera z powrotem do terrarium. A te paskudztwa zdają się ją nawet lubić. Nie boją się jej zupełnie w każdym razie.
— Więc on hoduje węże? Tym razem Joe uśmiechnął się.
— Tak, dwa. Trzyma je w gabinecie. Twierdzi, że widok ich pomaga mu uzmysłowić sobie lęk średniowiecznego człowieka wobec tego stworzenia, będącego symbolem Szatana. Są to zresztą zupełnie nieszkodliwe zwierzątka, mogące co najwyżej skrzywdzić żabę albo jaszczurkę i zupełnie niejadowite. A wracając do Cynthli, mam wrażenie, że jest to bardzo porządna, chociaż trochę ekscentryczna dziewczyna. Wszystko skończy się na pewno wkrótce, kiedy zgłosi się po nią jakiś nieśmiały osiłek w niedzielnym garniturze i stanie z nią na ślubnym kobiercu. A za dziesięć lat będzie otyłą, wesołą chłopką, otoczoną gromadką dzieci. Znam ją od jej najwcześniejszych dni i nie mogę sobie wyobrazić, żeby była zdolna do jakiegoś nikczemnego uczynku.
— Tak… — Joe spojrzał na niego w zapadającym zmroku. — A przecież przyjechał pan do mnie dziś rano, bojąc się, że Diabeł może znowu uderzyć. W niedzielę portret znowu się przekręcił i pojawiły się ślady racic w Grocie, w której ta panienka odważnie przespała kiedyś całą noc. Nie twierdzę, że jest ona maniakalnym mordercą, ale może nim być. I nie wiedziałem o tym jeszcze przed pół godzina,. I jeżeli poznam jeszcze kilka osób mających tak mało potencjalnego alibi, to sprawa skomplikuje się jeszcze bardziej. Bo przecież, sir Alexandrze, ja m u s z ę wyizolować szybko tego człowieka, którego się obawiamy. Jeżeli mi się to nie uda, jeszcze wiele złego może stać się w tym hrabstwie udręczonym czarownicami!
IX. MALARZ I SPRINTERKA
Ujął Gilburne’a pod ramię i znowu ruszyli drogą pod drzewami…
— Co jeszcze może mi pan powiedzieć o służbie w Norford Manor?
— Niewiele. Ogrodnik Field, o którym wspominała przed chwilą Cynthia, to stary poczciwina, którego jedyna wadą jest może okresowe upijanie się. Ale robi to tak dyskretnie, że nigdy nie było z tym większych kłopotów. Po prostu zabiera ze sobą co pewien czas w niedzielę butelkę whisky do lasu i tam ją samotnie wypija. Potem odsypia to na łonie natury i wraca wieczorem do swojego domku. Tego rodzaju wyskoki zdarzają mu się tylko kilka razy do roku. Poza tym jest cichym, dobrym człowiekiem, który bardzo kocha kwiaty i Joan Robinson. Kiedy była jeszcze maleńka, uczył ją tajników sadzenia, podlewania i przekopywania grządek. Joan też bardzo go lubi i ile razy jest w Norford, tyle razy stary Field upija się lepszą whisky, niż gdyby to robił za własne pieniądze. Poza tym w domu pracuje od lat kucharka Martha Cowley, osoba różowa, tłusta, w miarę tępa i pobożna, która doskonale gotuje i czyta brukowe romanse o miłości i kłopotach arystokracji. Ma męża i dorosłego syna we wsi Norford, ale zagląda do nich rzadko, a oni też do niej nieczęsto. Lokaj Joseph Rice jest byłym lokajem Jakuba Ecclestone’a, który spędził z nim pół życia w koloniach. Po śmierci chlebodawcy wrócił do kraju i mieszka tutaj odtąd, będąc do dyspozycji Iryinga, którym opiekuje się, mimo swego wieku, jak małym dzieckiem. To wszyscy… — A lekarz i pielęgniarka?
Zanim sir Alexander zdążył odpowiedzieć, spoza zakrętu ścieżki wybiegła dziewczyna w białym, flanelowym dresie. Nawet w półmroku widać było, że biegnie miękko i lekko jak młode zwierzę, nie zdające sobie nawet sprawy z tego, że przyspieszenie ruchu ciała stanowi wysiłek. Na ich widok zwolniła i zatrzymała się.
— Dobry wieczór, wujka Alexandrze! Dobrze, że już wróciłeś! — Mimowolnie spojrzała na Alexa.
— To jest pan James Cotton, mój przyjaciel — powiedział Gilburne i wskazując dziewczynę, dodał — pani Joan Robinson.
Alex skłonił się. — Podziwiałem panią wiele razy… — powiedział z lekkim uśmiechem. — To musi być chyba wielka radość móc prześcignąć innych.
— I wielkie zmartwienie, kiedy to się nie udaje — Joan roześmiała się. Była wysoka, szczupła i bardzo ładna. Jasne, prawie białe włosy przycięte były bardzo krótko w sposób, który tak lubili chłopcy starożytnego Rzymu. Zwróciła się do sir Alexandra: — Może nareszcie uda nam się zebrać czterech do brydża, jutro albo w niedzielę.